Szukając w Internecie wiadomości na dowolny potrzebny nam temat niezawodnie natykamy się w pierwszej kolejności na odnośniki do haseł zawartych w Wikipedii. Na początku budzi to zachwyt - oto jest niewyczerpane źródło wiadomości o wszystkim! Potem jednak raz i drugi zauważamy, że nie wszystkie hasła w tej wirtualnej encyklopedii są opracowane równie starannie. Orientujemy się, że obok informacji pewnych i niezawodnych zdarzają się informacje niekompletne i niedokładne. Początkowy zachwyt zamienia się wtedy we wzgardę. Po pewnym czasie przekonujemy się jednak, że inne źródła też bywają zawodne, że w internetowym worku trudno odróżnić ziarno od plew - i wtedy wracamy do Wikipedii. Oczywiście nie po to, żeby przyjmować bezkrytycznie wszystko co w niej znajdziemy, ale żeby w tym komputerowym "pomieszaniu dobrego i złego" mieć jakiś w miarę pewny punkt odniesienia...

REKLAMA
Jestem profesorem wyższej uczelni, a Michael Gorman, przewodniczący Stowarzyszenia Bibliotek Amerykańskich, miał bardzo radykalne powiedzenie:
Profesor zachęcający do korzystania z Wikipedii to intelektualny równoważnik dietetyka zalecającego przejście na stałą dietę składającą się z Big Maców ze wszystkimi dodatkami. [cytat na podstawie książki Dariusza Jemielniaka „Życie wirtualnych dzikich” z podtytułem „Netnografia Wikipedii – największego projektu współtworzonego przez ludzi”].
Jako profesor powinienem więc od Wikipedii stronić i mieć ją w głębokiej pogardzie. Powinienem, bo pogardę tę manifestują (ostentacyjnie!) także inni naukowcy. Oto fragment typowej rozmowy na ten temat:
- Skąd masz tę informację?
- Z Wikipedii!
- To nie stać cię na lepsze źródło informacji?
Jednak ja po okresie początkowej fascynacji oraz po okresie nieufnego i lekceważącego stosunku do Wikipedii - obecnie mam do tego dzieła stosunek mniej emocjonalny, ale zdecydowanie pozytywny. Nie ukrywam, że mimo licznych zastrzeżeń dotyczących formy i treści informacji zawartych w tym mega-kompendium - Wikipedia mnie osobiście fascynuje. Składa się na to szereg przyczyn:
Po pierwsze urzeka mnie skala tego przedsięwzięcia. Na całym świecie setki ludzi trudzą się społecznie (autorzy i redaktorzy haseł w Wikipedii nie pobierają żadnego wynagrodzenia!) żeby miliardom użytkowników Internetu udostępnić maksymalnie bogate źródło informacji - praktycznie na każdy temat.
Po drugie zachwyca mnie bezinteresowna gotowość wielu ludzi do tego, by poświęcać swój czas i kwalifikacje dla wspólnego budowania dostępnej dla absolutnie wszystkich ludzi na świecie "wszechnicy wiedzy wszelakiej". Co prawda na podstawie informacji statystycznych ustalono, że w Wikipedii publikuje swoje wiadomości zaledwie 4,6% tych, którzy są czytelnikami tej encyklopedii - ale i tak jest to ogromna liczba autorów i ogromny zasób informacji. Dla porównania warto wspomnieć, że filmy do serwisu YouTube wysyła 0,16% odwiedzających (czyli mniej niż dwóch na tysiąc!), podobny odsetek użytkowników wysyła swój zdjęcia do serwisu Flickr (0,2%). Tak więc społeczność wikipedystów jest relatywnie bardzo aktywna i bardzo twórcza, spełniając w największym stopniu inicjatywę Web 2.0, zgłoszoną w 2004 przez Tima O’Reilly i Johna Battelle.
Po trzecie społeczność jej autorów i redaktorów wytworzyła naprawdę skuteczne sposoby eliminacji wiadomości nieprawdziwych lub chociażby tylko problematycznych. Dzięki temu jako wspólne dzieło setek ludzi, powstające i rozrastające się w dziesiątkach języków, Wikipedia może służyć jako źródło naprawdę wielu wartościowych informacji. Oczywiście, nie zawsze są to najlepsze informacje. To prawda. Często można to i owo zarzucić ich formie i treści. Ale te informacje są łatwo dostępne, więc można z nich skorzystać chociażby w tym celu, by sensownie rozpocząć swoje polowanie na bardziej profesjonalną i pogłębioną wiedzę na interesujące tematy.
Po czwarte zasoby Wikipedii są naprawdę bogate. W jej polskiej wersji jest ponad milion haseł, wersja angielska jest oczywiście jeszcze znacznie bogatsza.
Po piąte informacje i materiały graficzne znajdowane w Wikipedii (oraz w skojarzonych z nią zasobach, takich jak Wikisłownik, Wikicytaty, Wikiźródła, Wikidane, Wikipedia Commons itd.) są możliwe do cytowania przy zachowaniu prostych reguł licencji Creative Commons (uznanie autorstwa, na tych samych warunkach). To bardzo istotne ułatwienie, zwłaszcza przy tworzeniu materiałów dydaktycznych. Jako nauczyciel akademicki nierzadko mam rozterki przy korzystaniu z różnych źródeł, gdy napotykam w dziele jakiegoś innego autora na świetny rysunek, który doskonale wyjaśnia sprawy, które chciałbym przekazać moim studentom. Czy wolno mi go użyć na wykładzie (oczywiście ze wskazaniem autora) - czy jest to już naruszenie praw autorskich? A gdy studenci domagają się, żebym slajdy używane podczas wykładu udostępnił im w Internecie, bo obecnie prawie nikt nie robi notatek podczas wykładów - a z czegoś się trzeba nauczyć do egzaminu :-) - to czy mogę to zrobić wykorzystując (cytując) w mojej prezentacji rysunek wykonany przez innego autora - czy też będzie to już plagiat?
Używanie zasobów Wikipedii uwalnia od takich rozterek. Jeśli wskażę źródło, to wolno mi zacytować cudzy rysunek, fragment tekstu czy nawet film. I myślę, że za to samo można Wikipedię pokochać!