Rozpoczynając moją egzystencję na tym blogu zapowiadałem, że będę sporo uwagi poświęcał popularyzacji dzieł twórców techniki, o których osiągnięciach (a także osobach) wiemy zawstydzająco mało, chociaż na co dzień z tych osiągnięć korzystamy. Kilka takich portretów wybitnych twórców techniki udało mi się tu naszkicować, przy czym staram się wybierać na początek tych twórców techniki, którzy byli Polakami. Byli Polakami i czuli się Polakami, chociaż najczęściej swoje wiekopomne dzieła tworzyli za granicą. My mamy jednak prawo być z nich dumni, bo to przecież nasi Rodacy!
Zostawmy jednak te wycieczki do wcześniejszych wpisów na tym blogu i skupmy uwagę na sprawie poruszanej w ramach dzisiejszego wpisu. Spróbujcie Państwo odgadnąć, co wspólnego ma pociąg (dwuznaczność celowa!) i życie seksualne dzikich z twórcą techniki - i to w dodatku twórcą będącym Polakiem?
Żeby odwlec moment rozwiązania zagadki i w ten sposób zwiększyć Państwa ekscytację tematem :-) - zacznę od pewnej historyjki współczesnej.
W mojej aktywności zawodowej nadeszła pora, kiedy o wiele więcej czasu muszę spędzać w pociągach, niż w laboratoriach naukowych. Jestem z tego bardzo niezadowolony, bo pociągów nie lubię, w przeciwieństwie do laboratoriów, w których czuję się świetnie. Ale w wyniku tego, co odkryłem w laboratoriach zostałem wybrany do mnóstwa różnych komisji i komitetów (na przykład Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych, Komitet Prognoz Polska 2000+, Prezydium Polskiej Akademii Nauk itp.) a ponadto bardzo często jestem proszony o recenzje rozpraw doktorskich, habilitacji i wniosków profesorskich.
Wszystkie te funkcje są bardzo zaszczytne, ale mają jedną wadę: trzeba jeździć na posiedzenia tych Komitetów i Komisji, uczestniczyć w obronach doktorskich, występować podczas kolokwiów habilitacyjnych – słowem co chwilę porzucać warsztat pracy i tracić czas w pociągach.
Szczególnie często muszę jeździć ekspresem na linii Warszawa-Kraków i właśnie jedna z takich jazd dostarczyła mi tematu do tego wpisu na blogu.
Ekspresy mają obecnie swoje nazwy. Jest to raczej miłe, bo sympatyczniej jest jechać „Heleną Modrzejewską” niż pociągiem numer Ex1314. Czasem jednak jazda takim ekspresem może być źródłem irytacji, bo nie wszystkie nazwiska związane z tymi pociągami są równie powszechnie znane. Na przykład miałem okazję jechać pociągiem „Ernest Malinowski”. W przedziale, w których podróżowałem, rezydował pan, który wszystko o wszystkim wiedział najlepiej. Znacie Państwo takich osobników, prawda?
Ów pan na pytanie jednej ze współpasażerek: „A kto to jest ten Ernest Malinowski?” odpowiedział z wielką pewnością siebie:
To taki pisarz, autor książki „Życie seksualne dzikich”.
Pytająca pani spłonęła rumieńcem i nie wypytywała o szczegóły, a ja po raz kolejny miałem okazję zadumać się nad tym, jak niewiele ludzie wiedzą o osiągnięciach polskich inżynierów, nawet takich, którzy zyskali autentycznie światową sławę.
Gdyż w rzeczywistości Ernest Malinowski był właśnie polskim inżynierem, który stworzył wiekopomne dzieła techniczne i dzisiaj jest sławny na całym świecie (ale z wyłączeniem ekspresu z Krakowa do Warszawy).
Żył on w XIX wieku i wsławił się (między innymi) budową pionierskich linii kolejowych w niebotycznych i pozornie całkowicie niedostępnych regionach Ameryki Południowej, zwłaszcza w Peru i w Ekwadorze.
W te odległe rejony rzuciła go skomplikowana polska historia. W czasie Powstania Listopadowego ojciec i brat Ernesta uczestniczyli w walkach, czego skutkiem była konieczność emigracji do Paryża po upadku powstania (w 1832 roku). Sam Ernest w powstaniu nie uczestniczył (miał 13 lat), ale dzięki emigracji całej rodziny do Paryża zyskał możliwość studiowania w dobrych francuskich uczelniach technicznych – najpierw w École Polytechnique a potem w École des Ponts et Chaussées. Jako inżynier dróg i mostów pracował potem we Francji i w Algierii, ale były to prace nie na miarę jego ambicji, więc w 1852 roku zdecydował się na wyjazd do Peru.
Uczestniczył tam w wielu pracach inżynierskich, z których najbardziej znaną była budowa linii kolejowej przez najbardziej dzikie obszary Andów, wybudowanej ogromnym wysiłkiem finansowym i technicznym celem połączenia wnętrza kraju (ze stolicą w Limie) z zasobnym w minerały regionem Cerro de Pasco i żyzną doliną Jauja.
Było to dzieło inżynierskie o ogromnym stopniu trudności. Trzeba było wykuć 63 tunele w masywach górskich Andów i zbudować 30 mostów nad andyjskimi przepaściami, z których jeden (Verrugas) był wtedy, gdy go Malinowski budował, najwyższy na świecie (77 m wysokości przy 175 m długości).
Zbudowana przez Malinowskiego w latach 1870-1878 kolej transandyjska pokonywała także ogromne różnice wysokości, gdyż jej najwyższy punkt (w miejscowości La Cima) osiągał wysokość 4817,8 m n.p.m. Był to przez prawie dwieście lat najwyższy punkt, do jakiego gdziekolwiek na świecie udało się doprowadzić linię kolejową! Rekord ten pobili dopiero w 2005 roku Chińczycy budując linię kolejową z Pekinu do Lhasy (stolicy Tybetu). Ale Chińczycy dysponowali całą technologią XXI wieku i nie szczędzili pieniędzy, bo chodziło o efekt propagandowy i polityczny (połączenie Tybetu z Chinami). Tymczasem Malinowski 200 lat wcześniej na andyjskim bezludziu dysponował tylko ręczną pracą swoich robotników i swoją inżynierską wiedzą.
Pieniędzy mu też brakowało, bo w 1874 r. nastąpił w Peru krach finansowy i państwo zawiesiło dotacje na budowę kolei. Malinowski nie chciał porzucić nie dokończonego dzieła, więc dopłacał do dalszej budowy z własnej kieszeni i nie pobierał żadnego wynagrodzenia. Większość kosztów dokończenia linii transandyjskiej poniósł Henry Meiggs, przedsiębiorca amerykański.
Ernest Malinowski był genialnym inżynierem, wyprzedzającym swoją epokę i tworzącym dzieła techniczne, które inni uważali za niemożliwe do wykonania. Jaka szkoda, że pan w pociągu nic o nim nie wiedział! Tak bywa z dziełami inżynierów – z efektów korzystają wszyscy, a o twórcach nikt nie pamięta...
Ale skąd to „Życie seksualne dzikich”? Czyżby przemądrzały podróżny to sobie zmyślił?
Otóż nie. Był bowiem jeszcze jeden wybitny Polak, antropolog i podróżnik, Bronisław Kasper Malinowski, który w latach 1914 – 1934 prowadził badania ludów zamieszkujących Australię i Oceanię.
Wyniki tych swoich badań opublikował między innymi w książce „Zwyczaj i zbrodnia w społeczności dzikich”, która uważana jest za prekursorskie dzieło w obszarze socjologii i antropologii prawa. Studiował też migracje ludności, czego efektem jest dzieło „Argonauci Zachodniego Pacyfiku” – także bardzo cenione przez specjalistów. Jego metodologicznym odkryciem była tak zwana metoda obserwacji uczestniczącej. Stanowiła ona rewolucyjny krok w myśleniu antropologicznym.
Malinowski wiedział, że wśród społeczności pierwotnych seksualizm odgrywa znacznie większą rolę, niż w cywilizowanych społeczeństwach Zachodu.
Dlatego badał także te aspekty funkcjonowania społeczności ludzi pierwotnych, których nazywał "dzikimi" bo było to jeszcze przed wynalezieniem pojęcia poprawności politycznej.
W wyniku tych badań wśród wielu innych dzieł napisał także książkę, której pełny tytuł brzmi: „Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji”.
I jakoś tylko ta jedna zapisała się w powszechnej pamięci!