Czytelnicy odwiedzający moje wpisy na tym blogu czynią mi czasem tę przyjemność, że odnoszą się do tego, co piszę, w swoich komentarzach. Komentarze bywają bardziej lub mniej pozytywne, niektóre bywają bardzo złośliwe, ale najbardziej przykra dla autora sytuacja występuje wtedy, gdy wpis nie znajduje wcale odzewu. Na szczęście obok komentarzy pojawiających się pod tekstami, są także komentarze przesyłane wprost do mnie, przez email. Ostatnio dostałem taki komentarz do wpisu zatytułowanego "Odkrycia naukowe i twory techniki - a rozwój kultury". A ponieważ komentarz ten pochodził od Osoby, z której zdaniem BARDZO się liczę, więc postanowiłem naprawić wszystkie wytknięte mi usterki cytowanego tekstu. Dzisiejszy wpis nawiązuje do mojego zdania, w którym wymieniłem Steve Jobsa jednym tchem wraz z największymi wynalazcami. Padło pytanie - czy słusznie? Postaram się dziś wykazać, że słusznie, przy okazji pokazując całą niezwykłość Człowieka, który - jak sam mówił - chciał zmienić świat. I naprawdę mu się to udało!
Ryszard Tadeusiewicz. Biocybernetyk z AGH. Zajmuje się naukowym badaniem pogranicza biologii i techniki z pożytkiem dla obydwu.
W tym blogu chętnie przedstawiam twórców techniki, gdyż uważam, że są zbyt mało znani, podczas gdy zasługują na to, żeby ludzie korzystający z wyników ich twórczej pracy - wiedzieli, komu to zawdzięczają! Jest bowiem tak, ze twórcy techniki, nawet tej najbardziej awangardowej, są w większości anonimowi. Każdy potrafi z pamięci wyrecytować nazwiska osób, które często pokazują się w telewizji, natomiast czy ktoś z Państwa wie może, kto wynalazł telewizor?
A przecież bez tego wynalazcy wszystkie dzisiejsze telewizyjne gwiazdy, podziwiane przez miliony, byłyby znane jedynie w wąskim kręgu swoich krewnych i znajomych…
Steve Jobs był twórcą techniki. Może powinienem nawet napisać: był KREATOREM techniki. Powiem więcej: był WIZJONEREM techniki.
Tworzył dzieła, o których nikt wcześniej nie sądził, że mogą istnieć. Ale gdy zaistniały – okazywało się, że wprost nie możemy się bez nich obyć! Tworzył perfekcyjne narzędzia gdy nikt nie przeczuwał, że takich narzędzi potrzebuje. Ale gdy zostały one stworzone - umożliwiły nam robienie rzeczy, których nigdy byśmy nie zrobili bez nich. Kreował techniczne byty o których nie śnili nawet twórcy fantastyki, a które zdołały tak dobrze wpasować się w naszą codzienność, że po ich wykreowaniu nic już nie jest takie samo, jak było dawniej.
Napisałem, że Jobs był WIZJONEREM techniki. Ostatnim takim Wizjonerem. Gdy umarł (5 października 2011) wraz z nim umarł świat wizjonerów, a jego miejsce zajął bez reszty świat wyrobników: pracowników laboratoriów badawczo-rozwojowych z których każdy opracowuje jakieś szczegółowe zagadnienie, projektantów z których każdy opracowuje tylko drobny fragment całościowego dzieła, technologów dopracowujących tylko jeden z tysięcy elementów skomplikowanego procesu wytwórczego, nadzorców zautomatyzowanych i zrobotyzowanych fabryk, zdolnych w każdej chwili zasypać rynek dowolną liczbą dowolnych produktów…
Świat techniki jest dziś zorganizowany jak mrowisko. Każdy ma jakieś swoje zadanie do wykonania, a skutek wynika ze zgodnego trudu tych wszystkich badaczy, projektantów i wykonawców. Ludzi bez twarzy, bez imienia, bez prawa do podpisania swoim nazwiskiem swego dzieła – bo ma ono przecież być dziełem zbiorowości, firmy, organizacji. Jednostka jest niczym, a produkt ma nazwę firmy, a nie człowieka. Tak jest w technice dziś i tak będzie, bo coraz bardziej zaawansowana technologia pozostawia coraz mniej miejsca na indywidualizm.
Zauważmy, że chociaż otacza nas ogromna masa wspaniałych wynalazków – nie ma już dziś sławnych wynalazców.
Kto wynalazł telefon? Każde dziecko wie: Graham Aleksander Bell.
A kto wynalazł komórkę? Nie wiecie Państwo? Ja też nie wiem. Bo ten środek komunikacji, tak bardzo potrzebny wszystkim ludziom, powstał jako wynik zbiorowej pracy tysięcy ludzi. Tu nie było jednego olśniewającego odkrycia, tylko wytrwałe doskonalenie urządzeń, które kilkadziesiąt lat temu dostępne były tylko nielicznym, kosztowne i zawodne – a obecnie może je mieć każdy. Są one dostępne, tanie i doskonałe, bo trudziła się nad tym cała armia badaczy i techników.
Podobnie wynikiem zbiorowej pracy (i wynalazczych pomysłów) wielu ludzi jest komputer czy Internet.
Nie da się dziś przypisać dzieła technicznego, nawet najbardziej wybitnego, do jednego nazwiska. W naszym XXI wieku największy wynalazca wszechczasów, Thomas Alva Edison, sławny między innymi jako twórca żarówki, byłby anonimowym badaczem jakiegoś Instytutu Oświetlenia albo konstruktorem w jakiejś fabryce lamp. Czas indywidualnych twórców techniki się skończył.
Jednak Jobsa to nie dotyczyło.
On kreował wizje, które przeobrażały świat, a kiedy wszyscy inni rzucali się do gorliwego kopiowania jego wynalazków, żeby uszczknąć z tego tortu jakiś kawałek dla siebie – on po prostu zostawiał im tę padlinę i kreował jakąś zupełnie nową wizję. Wydobywał z niebytu nowy twór, o którym wcześniej nikt nawet nie pomyślał że mógłby istnieć - a potem świat wariował na jego punkcie.
Sądzę, że wszyscy Państwo znacie historię pierwszego na świecie komputera osobistego Apple zbudowanego przez Jobsa (wraz ze Steve Wozniakiem) w garażu (jak będzie trzeba, to o tym napiszę, ale lepiej sięgnąć do Internetu, gdzie z łatwością znajdziecie też Państwo historie stworzenia przez Jobsa iPhone’a, iPoda oraz iPada itp.) Mógłbym o tym dużo napisać, bo już w 1984 roku w miesięczniku „Wiedza i Życie” pisałem o pierwszych dziełach Jobsa w liczącym kilkanaście odcinków i drukowanym nieprzerwanie przez ponad rok cyklu artykułów zatytułowanym „O komputerach prawie wszystko”. Większość dzisiejszych „komputerowych guru” troszczyła się wtedy głównie o to, żeby im pielucha nie wypadła :-). Tak więc byłoby dla mnie rzeczą łatwą i przyjemną opisać, jak to się wszystko zaczęło, jak wizjonerski twórca stworzył „z niczego” firmę Apple, która stała się wartym miliardy jednym z najważniejszych producentów komputerów osobistych na świecie, jak został z tej firmy wygnany i jak wrócił do niej jako ostatnia nadzieja w chwili, gdy już stała na krawędzi bankructwa, pchając ją ponownie ku licznym sukcesom i ku nowej chwale.
Jednak na koniec tego eseju wrócę raz jeszcze do jego tytułu. Steve Jobs był Wizjonerem w świecie, który wyrzekł się wizjonerów. Jako wizjoner toczył liczne boje o to, by kreatywna myśl jednostki mogła zaistnieć i odegrać znaczącą rolę w rozwoju cywilizacji. Cywilizacji, która wyrosła z kreatywności genialnych jednostek, ale która obecnie całkowicie uniezależniła się od tego, co robią jednostki, preferując wysiłek zbiorowy i sprawną organizację. Jobs był wyrazistą osobowością w świecie techniki, który przypomina gniazdo termitów – ślepych i pozbawionych indywidualności owadów, które potrafią wprawdzie dokonywać ogromnych dzieł jako zbiorowość, ale są całkowicie bezradne jako jednostki.
Jobs nie był aniołem. Szeroko znany był jego męczący dla współpracowników perfekcjonizm a także kłótliwy charakter. Ale był naprawdę wspaniałym WIZJONEREM.
Jedynym Wizjonerem i chyba Ostatnim Wizjonerem.
Gdy umarł na jesieni 2011 roku - wraz z nim umarł także cały Świat Wizjonerów.