O kim mowa? O Jamilah – polskiej królowej tańca orientalnego. Osiągnęła tyle, ile jeszcze nikomu w naszym kraju nie udało się w tej dziedzinie osiągnąć. A wszystko to dzięki ogromnej pasji i ciężkiej pracy. Jamilah jest uwielbiana przez publiczność w Polsce i za granicą oraz przez swoje liczne uczennice. Jest gwiazdą na międzynarodowych festiwalach tańca orientalnego i zasiada w jury konkursów tanecznych. Dwa tygodnie temu wygrała prestiżowy konkurs Belly Dancer of the Universe.
Właśnie wróciłaś z Kalifornii. Jak ci się tam podobało? Jak się czujesz jako najlepsza tancerka we wszechświecie?
Czuję się świetnie, chociaż troszkę zabawny jest ten tytuł. Ameryka jest fantastyczna, USA to piękny kraj, a sam konkurs był bardzo profesjonalnie zorganizowany. Byłam bardzo skupiona i starałam się jak najlepiej przygotować do występu, więc tym razem nie poznałam wielu tancerek z innych krajów. Nie oglądałam też ich występów, żeby się nie zdekoncentrować. Cieszę się, że otrzymałam również nagrodę publiczności. Wydaje mi się, że to o czymś świadczy, ponieważ wśród amerykańskich widzów nie było moich zwolenniczek z Polski. Musiałam im się naprawdę spodobać i wiele to dla mnie znaczy.
Powiedz jak to się wszystko zaczęło? Co sprawiło, że zaczęłaś tańczyć i występować? Jak zdobywałaś klientów?
Mój mąż Rafał nie lubi tańczyć. Nie mogłam więc pójść z nim na kurs tańca towarzyskiego. Sprawdziłam ofertę w szkole i od razu pomyślałam, że taniec brzucha to właśnie coś dla mnie. Zawsze fascynowała mnie zmysłowość tego tańca. I już po pierwszych zajęciach stwierdziłam, że zostanę tancerką. Spodobały mi się ruchy bioder w tym tańcu, izolacja i jego nietypowość. Odczuwałam fizyczną przyjemność z tańczenia. Cieszyłam się na każde wakacje, kiedy miałam wolne na studiach i mogłam tańczyć przez całe trzy miesiące. Właściwie chyba przez przypadek zaczęłam występować. Miałam też dużo szczęścia. Bardzo pomogła mi Alaya (prekursorka tańca orientalnego w Polsce – przyp. red.), która odstępowała mi różne występy. Nie każdy lubi tańczyć dla publiczności, ja akurat nie miałam z tym nigdy problemów. Podczas występów spotykam ludzi, którzy są naprawdę cudowni i gdyby mogli, to nosiliby by mnie na rękach. Później zdobywałam kolejnych klientów dzięki poczcie pantoflowej, utworzyłam stronę internetową. Brałam udział w konkursach, żeby zmobilizować się do pracy, udostępniałam filmy w internecie, jeździłam na warsztaty.
W tamtym roku byłaś również w Izraelu i wzięłaś udział w jednym z najbardziej prestiżowych konkursów tańca orientalnego na świecie. To był kolejny konkurs w twojej karierze. W ilu już brałaś udział i ile z nich wygrałaś?
Ojej, nigdy nie liczyłam, naprawdę. To było chyba dziewięć konkursów. Wygrałam pięć. Poza tym w Duisburgu zdobyłam trzecie miejsce w konkursie Belly Dancer of the World, a w Ejlacie byłam finalistką. W mistrzostwach świata w Mikołajkach zdobyłam piąte miejsce, ale byłam jedyną Polką, która dostała się do finału.
Jesteś już bardzo znana w Europie, Azji, nawet w Ameryce. Jak udało ci się tego dokonać?
Naprawdę? No proszę! Nie wiem, jak tego dokonałam. Dużo w to zainwestowałam czasu i pieniędzy. Zarabiam tańcem i wydaję na taniec. To jest taki zamknięty krąg, co zarobię, to wydaję. Byłam na festiwalach w Mladzie, Brnie, Pradze, również w Berlinie. W tym roku zostałam zaproszona na festiwal do Aten, z czego się bardzo cieszę. Kiedy pierwszy raz zostałam zaproszona za granicę, skakałam z radości. Ale tak naprawdę jeszcze daleka droga przede mną. To jest dopiero kropla w morzu. Jeśli istnieje jakaś drabina sukcesu, to można powiedzieć, że ja stoję jeszcze pod nią, jeszcze nawet nie podniosłam nogi na pierwszy szczebel.
Jesteś bardzo skromna jak na międzynarodową gwiazdę...
Nie, nie, to nie jest skromność. To wynika z obserwacji środowiska tanecznego. Kiedy pojechałam do Izraela i zobaczyłam jak pracują Rosjanki, przez dwa tygodnie czułam się fatalnie. One zaczynają się uczyć tańca mając pięć lat, poświęcają na to całe życie, nie myślą o jakiejkolwiek innej edukacji oprócz tanecznej. A ja zaczęłam mając dwadzieścia lat i to jest dla mnie straszne. Brałam później również lekcje baletu, żeby się podciągnąć. Cieszę się, że ludzie mnie postrzegają jako gwiazdę, ale ja siebie za gwiazdę nie uważam.
Mówiąc o edukacji: posiadasz przecież inne wykształcenie. Skończyłaś Politechnikę Śląską...
Tak, skończyłam inżynierię chemiczną i procesową. To były trudne studia i jestem szczęśliwa, że mam je już za sobą.
Nie myślałaś nigdy o tym, żeby pracować w swoim zawodzie?
Tak, na początku myślałam. Planowałam nawet robić doktorat i zostać na uczelni. Ale życie zweryfikowało te plany. A na ostatnim roku czułam się strasznie. Musiałam wtedy odstawić taniec na bok i napisać pracę magisterską, żeby skończyć w terminie. Udało mi się, ale rozpaczałam, że inne tancerki robią jakieś fajne rzeczy, a ja muszę siedzieć w książkach i pisać o czymś, co przestało mnie interesować. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że taka praca to nie jest odpowiednie dla mnie zajęcie. Zaczęłam już wtedy zarabiać na tańcu, więc mogłam sobie pozwolić na to, żeby utrzymywać się z tego, co lubię robić.
A masz jakiś plan B na wypadek, gdyby taniec orientalny przestał być popularny?
Tak, mam. Po pierwsze – jestem magistrem inżynierem, a po drugie – ja się pracy nie boję, więc zawsze jakąś znajdę. Pracowałam od osiemnastego roku życia i zawsze pracodawcy chcieli, żebym została. Na razie jestem tancerką, staram się, jak mogę i nie martwię się już teraz o coś, co może się zdarzyć za ileś tam lat. Jeśli coś mi się stanie, wtedy będę się zastanawiać nad rozwiązaniem. Na pewno coś z mężem wymyślimy.
Wspomniałaś, że od paru lat zarabiasz tylko tańcząc. Jesteś w stanie utrzymać się z tańca?
Tak, normalnie żyję i funkcjonuję. Jednak dzielę swoje wydatki między taniec i zwykłe życie. Kiedy remontuję mieszkanie, to stopniowo, a nie wszystko na raz. Musiałam też zdecydować czy chcę mieć pokój dzienny, czy pokój do tańca. Oczywiście wybrałam ten drugi. Nie jestem zależna od męża, jednak on mi bardzo pomaga. Gdyby nie on, nie osiągnęłabym tego wszystkiego. Ale fakt jest taki, że ja po prostu codziennie od rana do wieczora pracuję.
Bierzesz regularnie udział w elitarnym show Bellydance Evolution w różnych częściach świata. Jak to jest występować z największą gwiazdą tańca orientalnego na świecie?
Rzeczywiście, wzięłam udział w castingu i wygrałam. Byliśmy w Pradze, Mediolanie, w Casablance w Maroku, Berlinie, Mariborze na Słowenii, w Rzymie, Turynie i Hannoverze. Jest w planie również inny, wyjątkowy projekt na ten rok, ale to na razie tajemnica. Miałam możliwość pracy z tymi wszystkimi wspaniałymi dziewczynami, mogłam podpatrywać jak tworzą choreografie, jak obchodzą się ze swoim ciałem w sensie sportowym i medycznym. A w Hannoverze Jillina (jedna z najlepszych i najbardziej znanych tancerek tańca orientalnego na świecie – przyp. red.) zaproponowała mi jedną z głównych ról w przedstawieniu, grałam kapłankę. To było niesamowite. Pamiętam, że kiedy otrzymałam wiadomość od Jilliny, znowu skakałam z radości. To fantastyczne uczucie, kiedy się występuje wśród tylu wybitnych tancerek i dla kilku tysięcy ludzi. Show, które przygotowałyśmy jest rewelacyjne, emocjonalne, tragiczne, są też śmieszne elementy. Pokazujemy śmierć królowej i śledztwo, które po tym następuje, dlatego przedstawienie nosi tytuł „The dark side of the crown”. Jillina jest świetna, to jedna z największych gwiazd na świecie. Jej choreografie są genialne, jest bardzo pracowita, ale też jest bardzo ciepłą osobą. Dzięki udziałowi w tym show miałam wgląd w to, jak się tworzy i organizuje tego typu przedsięwzięcia. To jest bardzo przydatna wiedza. No i przede wszystkim mogłam się uczyć od najlepszych instruktorek różnego rodzaju tańca orientalnego, również folkloru.
To jest wiedza, którą z kolei możesz przekazać twoim uczennicom. Lubisz prowadzić zajęcia? Czy może wolisz występować?
Lubię obie te czynności, one są ze sobą połączone. Lubię być na scenie, tworzyć choreografie, za pomocą tańca przekazywać ludziom emocje. Cieszę się, że potrafię to zrobić. Lubię, kiedy przychodzą do mnie kobiety i mówią, że prawie się rozpłakały na moim występie. A w nauczaniu lubię, gdy dziewczyny przychodzą i mówią mi ile im te zajęcia dają, że lepiej się czują psychicznie i fizycznie. Zwracam im też uwagę na prawidłową postawę i to przynosi efekty. Ja im daję, co mogę, daję im siebie. I też wiele w zamian otrzymuję, przede wszystkim dużo radości i satysfakcji. Jestem dumna, kiedy dziewczyny się rozwijają i widać postępy w ich tańcu.
A jak zostać tak uwielbianą tancerką? Co byś poradziła dziewczynom, które stawiają dziś swoje pierwsze kroki na scenie?
Przede wszystkim dużo ćwiczyć, chodzić na zajęcia, jeździć na konkursy i dobrze się do nich przygotowywać.