Poprzedni tekst traktował o przywilejach, z których korzystać mogą ludzie z niesprawnością. Za owe przywileje przychodzi jednak często płacić wysoką cenę w postaci nienazwanych wprost, ale jakże odczuwalnych nakazów i zakazów. Cóż, nawet niepełnosprawni wiedzą, że mało co na tym świecie jest za darmo.
Biegnę na raz w tysiąc kierunków. Gubię przedmioty codziennego użytku, bo widocznie można się bez nich obejść. Kolekcjonuje za to ulotne wrażenia. Nawet nie pamiętam kiedy Uzależniłam się od pociągu do tego, co niezwykle. Zatrzymuję się przy ludziach, tylko po to, by ich posłuchać. Jest taki mały skrawek, w którym mogę się schować, odizolować, zapomnieć. Tak wiele się zmienia. A większość decyzji podjętych spontanicznie, bez przemyślenia. Nie zmienia się jedno,Potrzeba Lub przymus, zachcianka lub ratunek – chęć pisania.
Nie wolno choćby osobie z niesprawnością śmiać się z własnych wad i dysfunkcji. To nie jest reguła i ostatnimi czasy zmienia się na lepsze, ale nadal ludzie mają wystraszone miny, choć sytuacja potencjalnie mogłaby być zabawna. Nie bawią nas nasze słabości, a niby dlaczego? Tak trudno je zmienić, czasem to wręcz niemożliwe. Nie pozostaje więc nic innego prócz tego, by się z nich zdrowo ponaśmiewać lub uśmiechnąć się i wiele sytuacji traktować humorystycznie. Nie chodzi mi bynajmniej o naśmiewanie się, ale po prostu o podejście do wielu spraw z dystansem. To takie dla ludzi często tragiczne, że osoba niewidoma zapytała o numer autobusu, choć przejeżdżała ciężarówka. Albo, że osoba poruszająca się na wózku trzy razy wjeżdżała na stromy podjazd, zanim się jej udało – życiowa katastrofa.
Bywa, że wszystko w życiu idzie po mojej myśli. Choć nie powinno, wiem. Bo wychodzę cała z siebie zadowolona na ulicę i słyszę „biedna, niesprawna sierotko, ciężko w życiu masz”. A co, jeśli mam lekko? Nie, tego mi nie wolno. Nie mogę się zanadto cieszyć, nie mogę skakać pod sufit z radości. Często ludzie zachowują się tak, jakbyśmy ja i mój pies przewodnik nie mogli być dobrze traktowani. Próbowałam raz pewnego pana przekonać, że z psem wchodzę jak dotąd bez kłopotu wszędzie, ale pan pozostał przy swojej opinii, że świat jest pełen wrednych ludzi, którzy tylko czekają na to, by naszej psio-ludzkiej drużynie utrudnić życie. Abstrahując nieco od pana, zauważyłam, że wiele osób w ogóle ma tendencję do pozostawania przy swoim zdaniu nawet, jeśli temat jest im obcy. Ludzie lubią wiedzieć lepiej, więcej i bardziej od rozmówcy. Ot, taka przypadłość.
Paradoksem jest, że nie mogę też się całkiem załamać tym moim nieszczęściem – tak mi ludzie mówią. „Nie poddawaj się, będzie dobrze, czekaj na operację” oczu.” A w tej poczekalni mam udawać, że żyję, czy żyć na serio?
Kategorycznie człowiek z niesprawnością nie może być niemiły dla ludzi. Faktem jest, że kilka osób mówiło mi, że zastanawiało się nad tym, czy podejść do mnie i zaoferować pomoc, bo kiedyś jakiś niewidomy na nich nawrzeszczał, tylko dlatego, że ośmielili się zapytać, czy mogą być w czymś pomocni. Ja to jak najbardziej rozumiem, że ludzie się jednak obawiają. Jedni, bo nie wiedzą, jak się zachować pomagając osobie z niesprawnością, a drudzy, bo mieli nieprzyjemne doświadczenia. Ale czy ja, zwykły niby człowiek, nie mogę mieć gorszego dnia? Na brak taktu i atak odpowiedzieć ostrzej? Z natręctwem ludzkim rozprawić się stanowczo? Przecież z doświadczenia wiem, że nie każdy rozumie słowa: „nie, dziękuję. Nie potrzebuję pomocy”. I nie każda osoba sprawna też pyta o to, czy jest mi potrzebna pomoc. Zdarzało mi się, choć rzadko dość, że ktoś pomagał mi bez słów i znienacka, powodując moją dezorientację, bo nie miałam pojęcia wcześniej, iż ktoś do mnie podchodzi i zamierza mi pomóc.
Nagle czułam czyjąś dłoń na ramieniu, bądź w okolicach łokcia, a potem ten tajemniczy ktoś mnie ciągnął w którąś stronę. Bywają też ludzie, którzy zadają mi niestosowne pytania. Czy sam fakt, że nie mogę im spojrzeć w oczy, daje im prawo do wkraczania z buciorami w moje prywatne życie? Zadawanie pytań jest sztuką i wielką radością pytającego, jeśli jako-tako posiadł tę umiejętność. Ale wypytywanie bez wstępów i ogródek o życie prywatne w miejscu tłocznym, gdzie panuje pośpiech, z zachłannością nie godną człowieka kulturalnego, jest ewidentnym przekraczaniem granic. Pytania dotyczące mojej historii chorobowej są swoistym standardem. Do tego dołączają pytania o wiek, o to, czy mam partnera, a jeśli tak, to czy jest on sprawny,, czy mieszkam sama, czy jestem w życiu szczęśliwa, jak sobie radzę (przy czym, kiedy zapytuję z czym konkretnie, to uzyskuję nic nie mówiącą odpowiedź z życiem), czym się zajmuję itp. Przy czym nie sposób nie zauważyć, że pytanie o to, czym się zajmuję na co dzień pada najrzadziej. Dlatego, nie, nie zawsze się uśmiecham, choć staram się być miła. Zdarza mi się, jak każdemu, być czasem osobą nieuprzejmą i tym odpychać od siebie ludzi natrętnych.
Zabrania się też niepełnosprawnym mówić źle o innych niepełnosprawnych. Co to za wyrodny pisklak, co swe gniazdo kale? Sporo osób rzuciło się na mnie z mentalnymi pazurami dlatego, że napisałam tekst o pięciu typach niepełnosprawnych, których lepiej omijać? Większość nawet nie starała się dociec, po co w ogóle zamieściłam tych parę słów? Ktoś mówi źle o słabszych, to trzeba ich bronić. To szlachetne, ale w pewnych przypadkach bezrozumne postępowanie. Pamiętam, jak mnie w szkole indoktrynowano: „bądź miła, bo reprezentujesz środowisko osób niewidomych”. | Ale, czym jest owo środowisko, które niby reprezentuję?
To gniazdo, z którego rzekomo wyfrunęłam? Zbiorem pewnych osób, którym, całkiem słusznie, zwykle obojętny jest mój własny wizerunek. To prawda, że ludzie przenoszą doświadczenia z jednego przedstawiciela mniejszości na drugiego, ale czy z tego powodu ja mam rezygnować z własnego stylu zachowania? Nie. Przesłanką do bycia miłą nie jest dla mnie to, że jakieś nieokreślone środowisko tego ode mnie oczekuje, że komuś bliżej niesprecyzowanemu zaszkodzę. Jestem miła wyłącznie dlatego, że zgadza się to z moją filozofią życiową oraz z hierarchią wartości, jaką sobie obrałam za drogowskaz. I bywam niemiła. Często potem zastanawiam się, jak mogłabym postąpić bardziej rozważnie w podobnej sytuacji. Nie dlatego, że chcę być fair w stosunku do tych „innych”, ale do siebie. A bardzo rzadko bywam niemiła, choć czasem wymaga to ode mnie sporego wysiłku.
Myślę, że zastanawiając się nad kwestią niepisanych, społecznych zakazów, które dotykają osoby z niesprawnością, pominęłam kilka, być może istotnych. Cóż, życie moje oraz doświadczenia znajomych nie są nieskończone. Sądzę jednak, że już choćby te, które wymieniłam wskazują na ciekawą tendencję, która pokazuje, że etykieta „niepełnosprawny” ogranicza w istotnym stopniu pulę uznanych społecznie zachowań.
Poniższy tekst był pisany pod wpływem przymrużonego oka. Zaobserwowane zjawiska są raczej źródłem mojego rozbawienia, a nie frustracji. Frustrację zachowuję na poważniejsze przypadki. Zapraszam do dzielenia się własnym lub i zasłyszanym doświadczeniem.