#Piotrowicze gate - Kiedy przeszłość nie pozwala zapomnieć
Poseł Stanisław Piotrowicz to postać niemal szekspirowska. Człowiek, który bardzo chce zapomnieć o przeszłości lub napisać ją od nowa, ale ta nieustannie go dopada. Pamiętam lustracyjny szał sprzed dekady, szafy Lesiaka, potem teczki Kiszczaka. Tam chodziło głównie o szantażowanie ludzi. Tu mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją, ponieważ Stanisław Piotrowicz nie dość, że nie rozliczył się z przeszłością, to jeszcze próbuje ją zakłamać kreując się niemalże na gwiazdę solidarnościowego podziemia z lat 80-tych.
Na to zgody być nie może i należy to piętnować i nagłaśniać.
A fakty są takie, że poseł Piotrowicz był komunistycznym prokuratorem i uczestniczył w postępowaniach sądowych przeciw członkom solidarnościowego podziemia, w tym, przeciwko Antoniemu Pikulowi. Prawdą jest, że posła Piotrowicza przyłapano kilkukrotnie na kłamstwie:
- gdy z mównicy sejmowej twierdził, że w ogóle nie był zaangażowany w proces Pikula (jego podpis widniał pod aktem oskarżenia),
- gdy konfabulował o rzekomej pomocy w wyjściu represjonowanego z aresztu (zaprzecza temu sam Pikul),
- gdy opowiadał o tym, jak wspierał „Solidarność” na Podkarpaciu w czasie stanu wojennego (zaprzeczają temu ówcześni czołowi działacze związku z lat 80tych).
O kłamstwach Piotrowicza świadczą nie tylko zeznania świadków, ale i dokumenty z rzeszowskiego IPN-u. Zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby posypać głowę popiołem i przyznać się do niechlubnej przeszłości.
Nie ciskam gromów na posła Piotrowicza za jego przeszłość. Czasy były trudne, ludzie stawali przed trudnymi wyborami, ale nawet złe decyzje można odkupić dobrym uczynkiem i prawdziwą skruchą. Wszak błądzić jest rzeczą ludzką. Obrzydzeniem napawa mnie jednak to, jak bardzo Pan Piotrowicz nie chce zmierzyć się ze swoją przeszłością i jak bardzo mija się z prawdą w obliczu oczywistych dowodów. Już samo to nieporadne kluczenie i gubienie się we własnych kłamstwach pokazuje, jak bardzo zależy mu na tym, aby prawda nie wyszła na jaw.
I nie ma racji kolega Pana Piotrowicza z Podkarpacia, poseł Rzońca, który najpierw powielał kłamstwa, a potem, po emisji materiału telewizyjnego o przeszłości prokuratora w TVN 24, twierdził, że jest to kwestia odmiennych opinii. Czyny należą do kategorii faktów, a nie opinii. I pisowska polityka zakłamania tego nie zmieni.
Ta historia z przeszłości jednego z czołowych polityków partii rządzącej ma jeszcze jeden upiorny wątek. Komunistyczny prokurator jest czołowym politykiem ugrupowania, które z „Solidarności” się wywodzi i które chce zawłaszczyć jej ideały. Ten były członek PZPR o niejasnej przeszłości jest dziś z nadania Uber-Prezesa głównym wykonawcą zadania rujnowaniu państwa prawa i porządku konstytucyjnego. I robi to będąc przewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
To naprawdę upiorna ironia losu, ale w stylu Jarosława Kaczyńskiego.