
REKLAMA
Dziś bowiem przywilejem jest spotkanie z najbliższymi, spacer po lesie, wiatr wiejący między włosami i słońce w którym chciałoby się skąpać całe ciało. To są dziś te przywileje, których nam się skąpi, a samemu jako wybraniec narodu korzysta do woli.
Orzeczono wyrok na nas wszystkich za winy kilku. Dlaczego nie siedzą w ciemnych celach ci, którzy jeszcze kilka tygodni temu drwili ze zbliżającej się pandemii? Dlaczego w celach nie siedzą ci, którzy wypychali z naszego kraju lekarzy. Dla nich pasiak, czarny chleb i cienka kawa. Dla nich izolacja i stęchlizna. Bo z rąk naszych dostali władzę, aby dbać. Ci zaś dziś brylują w światłach kamer. Nieustannie wyjadając karmę z naszych rąk, nakładają na nie kajdany.
I co dalej? Zostaliśmy zamknięci, na nie wiadomo jak długo. Ponumerowani w nadziei, że to tylko henna nie tatuaż na cale życie. Ale dlaczego tak miałoby być? Po co zdejmować okowy raz założone. Ba! Założone dobrowolnie przez skazańców, w dobrej wierze. Naiwnie współczujących i odpowiedzialnych za siebie swoich bliskich i dalszych. Odbywamy wszyscy wyrok za winę kilku.
Zza krat okiennych ram, przykuci łańcuchami do telewizorów, smartfonów i tabletów, patrzymy bezradnie jak śmieją się nam w twarz ci, którzy żyją tylko dlatego, że łapczywie penetrują nasze dłonie, na których wciąż jeszcze jest karma. Ale jest jej coraz mniej. Czyja ręka zostanie zjedzona najpierw, kiedy ostatnie ziarno zostanie wyszarpane? Czyja dola mniej ważna będzie? Bo nie dla wszystkich dziś pogoda i nie dla wszystkich jutro chleb. A oni mogą teraz wszystko, dumny Narodzie, potomku zdobywców Moskwy i zwycięzców Grunwaldu, potomku powstańców, legionistów i zdobywców Monte Cassino.
Mogą wszystko, bo Ty na to pozwalasz. Dumny Naród zalękniony o okruchy codzienności, które już trzeba wymiatać spod komody, zamarł. I czeka… Dokąd to czekanie nas zaprowadzi? Do jeszcze większej nędzy. Nędzy, która będzie walutą wartości Twego życia. Już nie w domyśle, półsłówkiem, kiedy się wymsknie temu czy tamtemu aparatczykowi władzy. Ona będzie już oficjalnym kursem, po którym chodzić będzie żywot Twój i mój.
A im łańcuch krótszy (a krótszy będzie), tym bardziej aktualnym pytanie, które zadawali sobie nasi przodkowie. Nie wolno wychodzić kiedy zakłamuje się liczby zgonów, spowodowanych partactwem tych co skamleli o nasze głosy. Nie wolno wyjść, kiedy nowa rasa panów przechadza się po ulicach miasta, bo mogą i nikt im nic nie zrobi. Nie wolno wychodzić, kiedy ponownie planuje się marynowanie martwych płodów w ciałach naszych sióstr. Nie wolno wyjść w domu, kiedy na naszych oczach przygotowuje się fałszerstwo wyborów. Nie wolno!
A zatem kiedy będzie wolno? Czy będzie wolno? Czy naprawdę ktoś wierzy, że raz założone kajdany spadną same? Otóż nie. Kajdany trzeba zerwać, a do tego trzeba odwagi, aby zadać sobie pytanie, które zadawali sobie nasi przodkowie: umrzeć wolnym, czy żyć w niewoli?