Chińska propaganda w polskim wydaniu
"Cóż, każdemu wolno pojechać na wycieczkę za pieniądze dowolnego sponsora, ale wygłaszanie po powrocie "obiektywnych opinii", kiedy nie miało się okazji (ani pewnie chęci) do porozmawiania z mieszkańcami Tybetu nie ocenzurowanymi przez władze, jest głupstwem, którego uczestnicy wycieczki będą się wstydzić do końca życia."
Działamy w solidarności z narodem tybetańskim w walce o jego wolność i niepodległość.
Jako osoby od lat podejmujące działania na rzecz Tybetu i Tybetańczyków, z dużym zaniepokojeniem i zażenowaniem zapoznaliśmy się z informacją o oficjalnej wizycie w Tybecie przedstawicieli i przedstawicielek Stowarzyszenia Obywatelskiego „Dom Polski”, która odbyła się na zaproszenie Biura Prasowego Chińskiej Rady Państwa. Informacja o tym spotkaniu wraz z wywiadem z uczestnikami pojawiła się na stronie Chińskiego Radia Międzynarodowego (China Radio International): http://polish.cri.cn/1341/2014/11/13/181s130027.htm.
Budzi nasz niesmak i zdziwienie zgoda uczestników na tak bezpośrednie zaangażowanie ich osób w działania propagandowe rządu chińskiego, mające uwiarygadniać i legitymizować okupację chińską w Tybecie.
Zamieszczony tekst budzi jednoznaczne skojarzenia z praktyką stosowaną przez wiele represyjnych rządów, tak teraz jak i w przeszłości, angażowania niezależnych z pozoru obywateli, aby stali się tubą w wojnie informacyjnej i aby nieznoszącymi sprzeciwu twierdzeniami dawali świadectwo temu, co takie rządy chcą przekazać pod pozorem niezależnie powstałych informacji.
Wypowiedzi wielu osób we wspomnianym tekście noszą znamiona prawd objawionych i prezentowane są w sposób tłumaczący świat i obnażający stereotypy, rozpraszają wręcz okowy niewiedzy, w której tkwić mieli nie tylko uczestnicy, ale w domyśle również wszyscy pozostali.
Oto więc delegacja reprezentująca, jak piszą sami uczestnicy, „szerokie spektrum polskiego społeczeństwa” przyjmuje zupełnie bezinteresowne zaproszenie Biura Prasowego Chińskiej Rady Państwa, aby, by również użyć tu słów uczestników: dowiedzieć się, że dzięki chińskiemu rządowi możliwy jest rozwój cywilizacyjny w Tybecie i obserwować, że Tybetańczycy również chcą tej cywilizacji (Patryk Staniszkis), zobaczyć miejsce, które przy wsparciu ogromnych funduszy rządu chińskiego bardzo dynamicznie się rozwija w duchu poszanowania religii i tradycji (Michał Garwacki), doświadczyć krzewienia tradycji w przepięknych, zadbanych świątyniach (Karolina Weber), przyjrzeć się wkomponowaniu tradycji w nowoczesny krajobraz, ale nade wszystko przekazywać Polakom, w jaki sposób Tybet rozwija się, nie tracąc swojej tożsamości i kultury (Marcin Bęben), czego wyrazem jest chociażby to, że wielu pielgrzymów ma ze sobą smartfony (Antoni Dragan). Uczestnicy i uczestniczki pragną w ten sposób otworzyć Polakom oczy, dostarczyć informacji, o których Polacy, a co więcej, również Europejczycy, nie mają pojęcia, ponieważ wg ich samych wiedza na temat Tybetu przekazywana jest w określony sposób.
Czytając relację z Tybetu członków stowarzyszenia „Nasz Dom”, można by odnieść wrażenie, że widzieli zupełnie inny Tybet niż ten, który wyłania się z raportów organizacji broniących praw człowieka. Że widzieli Tybet, w którym tylko i wyłącznie na skutek błędnych stereotypów już 130 Tybetańczyków dokonało zamachu na własne życie poprzez samospalenie. Tybet, w którym tylko z powodu tych samych błędnych przekonań i braku wiedzy Tybetańczycy uciekają co roku z własnego kraju, gdzie mnisi najwidoczniej na skutek mroków niewiedzy, która dotyka ich tak samo tak samo, jak Polaków i pozostałych Europejczyków, giną co roku w więzieniach.
Udział w tego rodzaju wizytach uznajemy więc za wysoce niestosowny i skandaliczny, mając na uwadze trwającą od ponad 60 lat chińską okupację Tybetu, która skutkuje represjami, prześladowaniami i łamaniem podstawowych praw człowieka wobec narodu tybetańskiego.
Działalność Stowarzyszenia Obywatelskiego “Dom Polski”, a w szczególności tak dalekie zaangażowanie w propagandową działalność rządu Chińskiej Republiki Ludowej, jest szczególnie szkodliwa, ponieważ służy legitymizacji chińskich władz w Tybecie.
Nie zmieni ona jednak tego, że wbrew przekonaniom członków stowarzyszenia, wielu Polaków wyrobi sobie własne zdanie o Tybecie, nie uczestnicząc w zorganizowanej im przez władze chińskie objazdowej 5-dniowej wycieczce, a rozmawiając z Tybetańczykami, szeroko otwartymi oczami obserwując rzeczywistość i sygnały płynące codziennie z Tybetu.
O komentarz poprosiliśmy także Roberta Stefaniciego, dziennikarza i autora wydanej ostatnio książki “Czerwony Tybet”: W trakcie pięciodniowej wycieczki do Tybetu opłaconej i zorganizowanej przez chińskie władze działacze lewicowego stowarzyszenia, którego nazwę rozsądnie będzie pominąć, całkowicie zrewidowali swój pogląd na ten kraj: Tybet, "wielki plac budowy", dynamicznie "rozwija się, nie tracąc swojej tożsamości, swojej kultury". Dla jednego z panów, symbolem "oryginalnego łączenia tradycji z nowoczesnością" jest to, że wielu pielgrzymujących do pałacu Potala miało smartfony. Pewnie nikt mu nie powiedział, że Tybetańczykom nie wolno w telefonach trzymać zdjęcia ich przywódcy religijnego. Na zdjęciu z Potali, które pan W. wysłał, jak mówi, żonie są albo puste sale, albo ludzie w szatach mnichów zatrudnieni na etatach państwowych, albo tłum chińskich turystów. Ciekawe czy nie zdziwiło go, dlaczego wchodząc na lhaską starówkę, musi przejść przez policyjną kontrolę bezpieczeństwa - a może goście specjalni ją omijają?
Tybetański plac budowy istotnie konsumuje góry cementu, bo urzędnicy i osadnicy z Chin chcą mieszkać i podróżować w komforcie. Można też zobaczyć jak świątynie, siłami wiernych, wciąż powstają z gruzów maoizmu - ale nie świadczy to o swobodach religijnych. Komunistyczne władze pozwalają na odbudowę klasztorów licząc na dochody z turystyki, a także dlatego, żeby pożyteczni idioci, których tam zwiozą, mogli rozpływać się w zachwycie nad "przepięknie zadbanymi świątyniami". Rozwój Tybetu byłby godzien pochwały, gdyby tylko o jego kierunku i intensywności decydował naród tybetański.
Cóż, każdemu wolno pojechać na wycieczkę za pieniądze dowolnego sponsora, ale wygłaszanie po powrocie "obiektywnych opinii", kiedy nie miało się okazji (ani pewnie chęci) do porozmawiania z mieszkańcami Tybetu nie ocenzurowanymi przez władze, jest głupstwem, którego uczestnicy wycieczki będą się wstydzić do końca życia.