W szóstą rocznicę pacyfikacji tybetańskich protestów, jak niemal co roku tego dnia w Tybecie doszło - tym razem do dwóch protestów - samospaleń. Zdjęcia opublikowała mieszkająca w Pekinie tybetańska blogerka Tsering Woeser. W ostatnich dniach chińskie władze urządziły "bezprecedensową" demonstrację wojsk w ważne dla Tybetańczyków rocznicę tybetańskich powstań i protestów.
Działamy w solidarności z narodem tybetańskim w walce o jego wolność i niepodległość.
Dziś, 16 marca w tybetańskich regionach prowincji Qinghai i Syczuan, podpaliło się dwóch tybetańskich mnichów. Jeden był mnichem z Amdo Tsekhog (chin. Zeku, Qinghai), drugi to mnich z klasztoru Kirti w Amdo Ngaba (chin. Aba, Syczuan). Informacje i zdjęcia protestujących zamieściła na swoim profilu tybetańska blogerka z Pekinu, Tsering Woeser. Do pierwszego protestu doszło około godziny 7 rano (czasu pekińskiego) przed klasztorem Tsekhog (chin. Xiade) w miejscowości Mahlo (chin. Tybetańska Autonomiczna Prefektura Huangang, prowincja Qinghai). Drugi protestujący podpalił się około godziny 11.30 przed świątynią Kirti w Ngabie na tak zwanej „alei bohaterów” (w miejscu, gdzie wcześniej dochodziło do podobnych protestów). Miał na imię Keczok Palden, około 20 lat. Przed protestem pozostawił list do rodziny i innych mnichów, którego głównym przesłaniem jest wdzięczność matce oraz apel o jedność pomiędzy narodami: chińskim i tybetańskim.
Spośród wszystkich 133 Tybetańczyków, którzy podpalili się od 2009 r., 36 z nich – w tym mnichów, mniszek i (świeckich) nomadów pochodziło z Ngaby. Sześciu którzy się podpalili było z Tsekhog, w tym także mnichów, mniszek, nomadów.
Dzień 16 marca nazywany jest „Dniem Masakry w Ngabie” - związany, z obecnie szóstą już rocznicą wydarzeń, w trakcie których chińska policja ostrzelała pokojowo protestujących Tybetańczyków, zabijając około 28 osób, wielu innych raniąc.
„Rano uzbrojeni policjanci rozbili pokojowy protest mnichów i świeckich w Ngabie, w Amdo. Mówią nam o 30 zabitych - mnichach, uczniach, koczownikach. Wśród ofiar jest kobieta w ciąży, pięcioletnie dziecko, i Lhundrub Co, uczennica pierwszej klasy szkoły podstawowej. O czwartej rano aresztowano słynnego Dałę (nauczyciela i działacza, który organizował tam kampanię palenia ubrań obszytych futrem dzikich zwierząt) i kilku innych. Nie wiemy, dokąd ich zabrali. Policja zbrojna otoczyła budynki rządowe. Do klasztoru Kirti przyniesiono zwłoki 18 zabitych, żeby mnisi mogli odprawić stosowne rytuały. Ciała zanoszono też do innych świątyń. Ciągle nie można się doliczyć wielu osób.” - tak o wydarzeniach z 2008 roku w „Dziennikach tybetańskich protestów” pisała Tsering Woeser. Była wówczas jednym z niewielu źródeł informacji na temat tego co działo się w pacyfikowanym i odciętym od świata Tybecie.
Od sześciu lat w rocznicę tych wydarzeń podpaliło się czterech mnichów
W 2011 roku tego samego dnia, podpalił się Phuncog z klasztoru Kirti, dając początek fali już ponad stu trzydziestu dramatycznych protestów Tybetańczyków. Dwudziestojednoletni mnich podpalił się na rynku, by uczcić pamięć ofiar tybetańskich protestów w 2008 roku. Ugaszono go, ale świadkowie twierdzą, że został przy tym poturbowany przez policję. Wkrótce zmarł.
Rok później w jego ślady poszedł Lobsang Cultrim, Według świadków „płonąc szedł i wznosił antyrządowe okrzyki". Został pobity, ugaszony i „wrzucony do policyjnego samochodu", w którym wciąż próbował stawiać opór. Trzy dni później zmarł w szpitalu w Barkhamie (chiń. Maerkang). Na polecenie władz tego samego dnia skremowano zwłoki i oddano prochy rodzinie.
W piątą rocznicę masakry demonstrantów w Ngabie i w drugą rocznicę samospalenia Phuncoga, które rozpoczęło falę dramatycznych protestów podpalił się inny mnich klasztoru Kirti, dwudziestoletni Lobsang Thokme. Duchowny oblał się benzyną przed swoją klasztorną kwaterą; trzymał buddyjską chorągiew. Zdołał dobiec, płonąc, do głównej bramy. Duchowni i gapie przenieśli go do lokalnego szpitala, w którym wkrótce potem umarł. Zwłoki zabrała policja i przewiozła do stolicy prefektury.
Chińskie władze podejmują różne – drastyczne i godzące w Tybetańczyków – środki w celu zapobieżenia dalszym protestom, samospaleniom, wszystko wskazuje na to, że prowadzą one jedynie do pogłębiania frustracji mieszkańców Tybetu i kolejnych protestów. W kwietniu tego roku władze w prefekturze Ngaba ogłosiły „Doraźne metody zwalczania samospaleń" - kodyfikujące praktykowaną także w innych regionach odpowiedzialność zbiorową już nie za „współudział", ale sam fakt dokonania w okolicy dramatycznego protestu przeciwko chińskim rządom.
Według „16 nowych zasad”, które przyjęto w kwietniu zeszłego roku, „aby dać odpór przestępcom, usiłującym odebrać ludowi jedność, bezpieczeństwo i środki utrzymania oraz zakłócić rozwój społeczny” (chodzi o Tybetańczyków, którzy dokonali samospalenia, przez nich samych nazywanych „pało” - bohaterowie), krewni „samospaleńców" objęci zostali represjami związanymi z zatrudnieniem i otrzymywaniem świadczeń społecznych. Reperkusje mają dotyczyć także całych wiosek, na których mieszkańców nakładane będą kary, tak samo jak na administrację świątyń. Władze kuszą także miejscowych wysokimi nagrodami za donosy w prawie samospaleń.
Represjom poddawane są też rodziny protestujących, którym odmawia się wydania ciał, dokonując często pośpiesznie kremacji, oraz zakazuje odprawiania tradycyjnych buddyjskich rytuałów.
W ostatnich dniach, w związku z przypadającymi w marcu rocznicami kolejnych protestów i powstań tybetańskich – chińskie władze urządziły w Tybecie bezprecedensowy pokaz siły w postaci manewrów wszelkich formacji wojskowych. Pokazują one sposób, w jaki faktycznie władze w Pekinie chcą sobie poradzić z Tybetem. Również w ostatnich dniach opublikowany został raport pokazujący Tybet widziany oczami chińskich turystów – mających dostęp do miejsc gdzie trudno dotrzeć osobom z zagranicy, pokazujący wszechobecne wojsko i uzbrojoną policję, szczególnie klującą w oczy w miejscach uważanych przez Tybetańczyków za święte.
Post scriptum:
Chcieliśmy dziś napisać o rocznicy innego protestu – sprzed 49 lat. 16 marca w Dietroid, stanie Michigan podpaliła się w proteście przeciwko eskalacji wojny w Wietnamie 82-letnia Alice Herz. Zmarła 10 dni później. Przed śmiercią mówiła, że wykorzystała wszystkie możliwe pokojowe formy protestu dostępne aktywistom – marsze, protesty, pisanie setek listów i artykułów i zastanawiała się, co jeszcze mogłaby zrobić. W testamencie jako źródło inspiracji wskazała wietnamskich mnichów i mniszki, których samospalenia zwróciły uwagę świata. Z pochodzenia była niemiecką żydówką, która wraz z córką w 1933 roku uciekła przed nazistowskimi prześladowaniami najpierw do Francji, skąd udało się jej przedostać do USA. W 2003 roku jej pamięć upamiętniono nadając imię jednemu z placów w Berlinie.