Absolwent University of Oxford i honorowy obywatel miasta New Britain w Connecticut, USA. Z zawodu coach, trener i konsultant.
W ramach noworocznych porządków, usunąłem swoje polskojęzyczne konto na twitterze, z którego i tak dość rzadko korzystałem. Tym bardziej, że pojawiało się tam sporo treści politycznych, z którymi nie chcę mieć zbyt wiele wspólnego.
Oczywiście - można zarzucić mi, że nie jestem przez to wystarczająco na bieżąco z newsami politycznymi z kraju i nie będę dostatecznie kompetentnym rozmówcą w sprawach tej kategorii.
Owszem, nie będę.
I owszem, tworzę sobie pewnego rodzaju getto informacyjne, odcinając się od wieści o najnowszych poczynaniach prezesa Kaczyńskiego i jego świty.
(Nota poboczna: Dlaczego wymieniam tylko Jarosława Kaczyńskiego? Bo to bezapelacyjnie najbardziej wyrazista postać polskiej sceny politycznej, któremu nikt nie może się równać. Niesiołowski, Lis, Sikorski? Kilka pięter niżej jeśli chodzi o ilość generowanych w społeczeństwie emocji. )
Dzieje się tak dlatego, że dzisiaj - szczególnie w obszarach facebooka i twittera - ludzie nie rozmawiają, a walczą. Walka z kolei ma to do siebie, że nie pozwala na nawiązanie jakiegokolwiek dialogu.
Przykładem tego - a jednocześnie powodem, dla którego piszę ten tekst - jest taka wymiana zdań na twitterze, na którą trafiłem przy okazji czyszczenia swojego twitterowego konta:
Jeśli postawiłbym się na miejscu Tomasza Lisa, to odebranie negatywnej statuetki od ludzi, którzy są moimi jawnymi oponentami na scenie polityczno-dziennikarskiej, przyjąłbym również jako docenienie moich wysiłków.
Z drugiej strony, stawiając się na miejscu Dawida Wildsteina widzę dwa możliwe rozwiązania:
wybrana przez niego opcja nazwania laureata frajerem, albo opcja alternatywna: zorganizowanie eventu, podczas którego taka nagroda byłaby faktycznie wręczona Tomaszowi Lisowi, streamowana live na YouTube, Periscope i Facebooku.
Za pomocą tej drugiej opcji możemy nie tylko wykonać pierwszy krok w kierunku nawiązania jakiegokolwiek dialogu, ale też zacząć rozpoznawać swoich oponentów i adwersarzy jako godnych siebie przeciwników.
W ten sposób amplifikujemy proces rozwoju obu stron, przenosząc dyskurs na wyższy poziom, a w ten sposób - kto wie - może wspólnie wypracujemy nową wartość zamiast po prostu obrzucać się mięsem?
No ale to wymaga samozaparcia, dyscypliny i oleju w głowie. A tego niestety niektórym brak. W końcu jak mówi staropolskie przysłowie - krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje.