Rok zmierza ku końcowi, a my obchodzimy święta Narodzenia Pańskiego zwane również świętami Bożego Narodzenia. Obecnie są to główne święta chrześcijańskie, które obchodzimy w roku, choć nie posiadają one ani chrześcijańskiego rodowodu, ani nie były znane chrześcijanom pierwszych wieków.
Pierwsi chrześcijanie do mniej więcej połowy II wieku obchodzili jedynie niedzielę. Była ona rodzajem Wielkanocy świętowanej raz w tygodniu. Wielkanoc stała się rocznym, cyklicznym świętem dopiero po 150 roku, przy czym Rzym przyjął ją dopiero w drugiej połowie II wieku. Pomijam tu dyskusje dotyczącą sposobu wyznaczania daty tych świąt. Sęk w tym, że Wielkanoc przez ponad trzy wieki była jedynym świętem obchodzonym przez judeochrześcijan.
Ewangelie to nie biografie Jezusa
I nic w tym zresztą dziwnego. Ewangelie opisujące życie Jezusa nie są zapisem biograficznym jego życia, lecz świadectwami wiary jej autorów i redaktorów. Dwóch z nich nie przywiązuje żadnej wagi do narracji o narodzeniu i dzieciństwie Mesjasza (Marek i Jan). Jak zauważył hugenocki teolog August Sabatier, jeden z założycieli paryskiego Fakultetu Teologii Protestanckiej: „Mając na uwadze okoliczności zewnętrzne, możemy powiedzieć, że biografia [Jezusa] jest jedną z najbardziej niepełnych, niejasnych i wątpliwych biografii świata starożytnego”[1].
Czy Ewangeliści napisaliby zatem niekompletne Ewangelie? Nie. Pamiętajmy, że z punktu widzenia historii i życia duchowego pierwszych zborów, w centrum zainteresowania Ewangelistów znajdowała się publiczna działalność Jehoszuy z Nazaretu; nie Jego narodziny. Zainteresowanie okolicznościami towarzyszącymi jego narodzinom przyszło znacznie później.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że mówienie o Kościele, kulcie i teologii w liczbie pojedynczej fałszuje faktyczny obraz chrześcijaństwa, takim jakim ono było u swoich początków. Kościoły, kulty, religijności i teologie pierwszych wieków nie były ujednolicone, scentralizowane i zglobalizowane. Jedność Kościoła nie jest niczym innym jak kolejnym mitem, z którym czas najwyższy się rozstać. Teza Wincentego z Lerynu o tym, że Kościół trzyma(ł) się "tego, co wszędzie, co zawsze, co przez wszystkich było wyznawane" jest historyczną mrzonką. Kościół nie jest jeden, lecz był i jest "zróżnicowaną jednością". Widać to między innymi na przykładzie świąt Narodzenia Pańskiego.
Różnorodność obrzędowa Kościoła starożytnego
Pierwszym dniem upamiętniającym inne niż paschalne wydarzenie z życia Jezusa był jego chrzest w Jordanie opisany na kartach wszystkich czterech Ewangelii (zob. Mk 1,11 i paralelne teksty w pozostałych Ewangeliach). Święto to obchodzono 6 stycznia i zwano je Epifanią, czyli publicznym objawieniem się „Syna Bożego”.
W IV wieku obchody chrztu i narodzin Jezusa zostały połączone, lecz świętowano je nadal 6 stycznia. Poprzez przeniesienia akcentu na narodziny Mesjasza, chciano podkreślić, że już przy swoim narodzeniu Jezus posiadał boską naturę, był Bogoczłowiekiem, a to w kontekście sporów zaistniałych przed Soborem Nicejskim z 325 roku.
Jednym z argumentów podnoszonych przeciwko świętowaniu narodzin Jezusa – poza rzecz jasna faktem, że nie są one poświadczone przez Marka, Jana i Pawła – był fakt, iż według starożytnych zwyczajów nie świętowano narodzin, lecz śmierć danej osoby. Biblia zaś podaje tylko dwa przykłady odwrotnego zwyczaju, są to narodziny Faraona (zob. Gen 40,20) i Heroda (zob. Mt 14,6). Czyli w zasadzie dwóch antyprzykładów…
Wybór 25 grudnia, jako święta niezależnego od Epifanii wytłumaczyć można dzięki pluralizmowi obowiązującemu w chrześcijaństwie pierwszych wieków. Poszczególne kościoły zaczynały przyjmować i obchodzić to święto w różnym czasie: Zachód i Rzym w pierwszej połowie IV wieku; Kapadocja, Turcja i Konstantynopol w drugiej połowie IV wieku; Egipt i Aleksandria w pierwszej połowie V wieku; Syria i Antiochia pod koniec V wieku. Warto zwrócić również uwagę, że w tym co moglibyśmy nazwać „kołyską Kościoła”, a więc Palestynie i Jerozolimie, datę tę przyjęto nie bez oporu dopiero pod koniec V wieku.
Koniec końców – jeśli w ogóle można tak to ująć – data 25 grudnia zaczęła obowiązywać w całym cesarstwie dopiero za Justyna II (565-578). Choć niektóre Kościoły stanęły okoniem, jak na przykład Kościoły ormiańskie.
Dlaczego zatem 25 grudnia? Przecież nawet Ewangelię według Mateusza i Łukasza, które opisują w sposób legendarny te narodziny nie podają nam żadnej konkretnej daty.
25 grudnia
Ten wybór wytłumaczyć możemy przedsięwziętą przez zinstytucjonalizowany, scentralizowany i upolityczniony Kościół cesarski próbą schrystianizowania ówczesnych świąt pogańskich, które – mniej lub bardziej – przypadały na ten okres i związane były z obchodami przesilenia zimowego.
I tak obchodzono w starożytnym Rzymie Saturnalia, święta pojednania i równości; „dzień narodzenia Niezwyciężonego Słońca” (łac. Sol Invictus) ustanowiony w 274 przez cesarza Aureliana. Ze swoją świetlistą symboliką zaczerpniętą z Pisma Świętego, którą odnajdujemy chociażby w takich sformułowaniach jak „światłość świata” (J 8,12) i „słońce sprawiedliwości” (Mal 3,20) chrześcijaństwo mogło bez większych problemów substytuować „nowiniarski” kult narodzin Jezusa tradycyjnym kultom pogańskim.
Warto jednak tutaj przypomnieć hipotezę Thomasa J. Talley’a z jego pracy The Origins of the Liturgical Year[2]. Ten amerykański duchowny episkopalny uważa, że data Bożego Narodzenia została ustanowiona w stosunku do innej daty, która była dość rozpowszechniona wśród chrześcijan i to od III wieku, a mianowicie daty hipotetycznej śmierci Jezusa przypadającej na 25 marca. Uczony przywołuję starą tradycję, według której historyczni bohaterowie starożytnego świata umierali w tym samym dniu, w którym byli poczęci. Licząc od tego dnia dziewięć miesięcy – czas trwania ciąży biblijnej Marii – wychodzi nam 25 grudnia. Data świąt Bożego Narodzenia nie wynikałaby zatem ze schrystianizowania świąt pogańskich. Talley podkreśla jednak, że jego teoria bazująca na komparatystyce religijnej pozostaje jedynie niezweryfikowaną hipotezą.
Czy zatem święta Narodzenia Pańskiego nie powinny być nie tylko świętami drugorzędnymi, lecz w sumie najmniej istotnymi świętami w roku?
Drugorzędność świąt Narodzenia Pańskiego?
Praktyka wskazuje wszak na co innego. Okres Bożego Narodzenia jest aktualnie najpopularniejszym świętem kalendarza kościelnego i to również w tak zwanej „zeświecczonej” części Europy. Myślę, że odpowiedzi na to pytanie można szukać w czymś innym niż w jego komercjalizacji. Moim zdaniem święta te zawdzięczają swoją popularność faktowi, że stanowią one pewnego rodzaju „obrzęd przejścia”.
O obrzędach przejścia pisał Arnold van Gennep w swojej pracy Obrzędy przejścia. Systematyczne studium ceremonii[3]. Gennep definiuje obrzęd przejścia jako rytuał polegający na zmianie jakiejś właściwości w osobie, która została mu poddana. Taki obrzęd służy często do zaznaczenia okresów przełomowych w życiu jednostki. Może być związany z przechodzeniem z jednej fazy życia do kolejnej i łączyć się ze zmianą grupy wiekowej lub społecznej, do której się przynależało.
Gennep rozróżnia również trzy fazy w obrzędach przejścia: fazę preliminalna (wstępną), liminalną (okres przejścia) i postliminalną (włączenie).
Boże narodzenie jako doświadczenie liminalności
W świętach Bożego Narodzenia możemy odnaleźć cechy, które czynią z nich klasyczny i charakterystyczny obrzęd przejścia.
Po pierwsze, w trakcie Bożego Narodzenia świętujemy narodziny, czyli przejście od egzystencji w formie płodu do wyższej formy egzystencji; od bytu, którego egzystencja jest uzależniona na płaszczyźnie biologicznej od innego bytu do bytu biologicznie niezależnego; od nie-bytu do bytu.
Po drugie, w znacznie szerszym znaczeniu Boże Narodzenie jest świętem innego przejścia: dzieciństwa. Jak zauważył François-André Isambert[4], jest ono świętem dzieci na trzy sposoby: świętem dziecięcia Jezus, świętem dzieci otrzymujących prezenty oraz świętem dziecka, którym byliśmy i które nadal się zachwyca "magią świąt" z jej światełkami, choinkami, kolędami, naszymi wspomnieniami i wszystkim co żyje w naszej wyobraźni.
Fakt, że w tych świętach koncentrujemy się głównie na obchodach nocy wigilijnej, nocy z 24 na 25 grudnia, nie jest bez przyczyny. Jest to kolejna rzecz, która nadaje tym świętom cechy "liminalności". W tym kontekście, na przykład, pasterka odgrywa znaczącą rolę ze swoją symboliką przenoszącą uczestników z mroku do światła.
Warto jeszcze zwrócić uwagę, że świąt tych nie da się oddzielić od zbliżającego się nieuchronnie końca roku i nocy sylwestrowej, która sygnalizuje przejście w Nowy Rok. W ten sposób od święta religijnego przechodzimy do święta świeckiego; od sacrum przenosimy się w wymiar profanum; od święta spędzanego z rodziną i najbliższymi przechodzimy do święta obchodzonego w znacznie szerszym gronie – z przyjaciółmi, znajomymi i obcymi; od święta "u siebie" podążamy ku świętu "na zewnątrz".
Wreszcie samo przesilenie zimowe jest obrzędem przejścia par excellence z puntu widzenia naturalnego, dla nas – ludzi żyjących na półkuli północnej. Przechodzimy bowiem w tym czasie "od ciemności do światła". Wraz z tymi świętami dni stają się dłuższe, zaczyna przybywać światła, i to nie tylko tego zewnętrznego, lecz również wewnętrznego: nieco przygnębieni zimą zaczynamy patrzeć z rosnącym optymizmem na nadchodzące miesiące, które przyniosą nam "niezwyciężone słońce", "światłość świata" i wiosnę z jej długimi dniami i krótkimi nocami.
Kończąc chciałbym życzyć wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom, którzy dotrwali do końca tej długiej notki, udanych obrzędów przejścia, przeżytych w zgodzie ze swoim sumieniem i przekonaniami, lecz sumieniem i przekonaniami otwartymi na Inność, bliskość drugiego człowieka i niesłychaną różnorodność ludzkiej egzystencji, życia między sacrum a profanum.
SZALOM!
Przypisy:
[1] Zob. A. Sabatier, Jesus Christ [w:] F. Lichtenberger (red.), Encyclopédie des sciences religieuses, t. VII, Paryż 1880.
[2] Por. Thomas J. Talley, The Origins of the Liturgical Year, New York 1986.
[3] Pierwsze wydanie w języku francuskim: Arnold van Gennep, Les rites de passages: Étude systématique des rites, Paris 1909; wydanie polskie: tenże, Obrzędy przejścia. Systematyczne studium ceremonii, tłum. Beata Biały, Warszawa 2006.
[4] Por. F.-A. Isambert, Le sens du sacé. Fête et religion populaire, Paris 1982.