Po polskich mediach rozeszła się wieść, że waldensi nie przyjęli przeprosin Franciszka. Jest to dość tendencyjny sposób przedstawienia kościelnego newsa. Zresztą pozostałe informacje krążące w mediach o moich Siostrach i Braciach z włoskiego Kościoła ewangelicko-reformowanego są równie nieścisłe co ta.

REKLAMA
Po pierwsze, waldensi nie tyle nie przyjęli przeprosin, co wyjaśnili, że nie są w stanie tego uczynić. Sprawa na pozór prosta… Trudno bowiem przyjąć przeprosiny i przebaczyć, jako instytucja, w imieniu ludzi, których nie ma; którzy padli ofiarą ludobójstwa, jakiego dopuścił się Kościół Rzymu.
Taka postawa jest zresztą bardzo ewangeliczna. W Liście Jakuba czytamy wszak: „Wyznawajcie grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego” (5,16). Sprawa rysuje się więc jako indywidualna i osobista.
Kościoły protestanckie, grzechów nie odpuszczają – ani wstecz, ani „na zaś”. Zwiastują jedynie, że jeśli skrucha jest autentyczna i nawrócenie prawdziwe, zgodnie z obietnicami zawartymi w Ewangelii, przewinienia nasze zostaną przez Boga „zakryte”. Jedyne co uczynić zatem może Kościół waldensów, to zachęcać swoje członkinie i swoich członków do tego, żeby kierowali do Boga prośby, aby Ten wybaczył Kościołowi rzymskiemu jego grzechy i zbrodnie.
Dlatego jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować oświadczenie moich Sióstr i Braci, że „[t]a nowa sytuacja nie upoważnia nas do tego, by zastąpić tych, którzy zapłacili krwią i innym cierpieniem za swoje świadectwo wiary ewangelicznej, i przebaczyć w ich imieniu”.
Po drugie, waldensi wyrazili swoją gotowość do „wspólnego pójścia dalej”. Mając na uwadze to, jakimi tragediami zostali dotknięci z inicjatywy Kościoła rzymskokatolickiego, deklaracja, że gotowi są tworzyć współczesną historię na nowych podwalinach i wartościach niż resentyment i gorycz, to bardzo wiele. I ta postawa zasługuję na nasz szacunek i zrozumienie. Dziwię się zatem, że watykaniści, jako wytrawni teologowie, nie są w stanie tego pojąć.
Wreszcie, chciałem zwrócić uwagę na błędne obiegowe opinie, które przedstawiane są w naszej prasie na temat genezy i historii mojego siostrzanego Kościoła.
Weźmy tę najczęściej przywoływaną: twierdzenie, że główny problem na linii Rzym-Piemont tkwi w odrzuceniu przez ten ostatni „władzy papieskiej”. Brzmi to niczym nieudana figura retoryczna pars pro toto, czyli błędne branie części za całość.
Teologia ewangelicko-reformowana jest bowiem o wiele głębsza i złożona niż to, jak przedstawiają ją polscy żurnaliści. Niejednokrotnie wymaga ona również od nas zmiany sposobu myślenia i paradygmatu. Gra jest jednak warta świeczki.