Jaka przyszłość czeka UE? Co blokuje jej rozwój? Dotychczas mało pisze się o przeszkodach, które hamują próby budowy zjednoczonej Europy i wspólnego europejskiego rynku. Może dlatego, że brakuje konsensusu w sprawie głównych kierunków integracji europejskiej. A może dlatego, że istnieją i zaznaczają swoją obecność różne grupy sprzeciwu wobec dotychczasowych kierunków europejskiej polityki rozwoju i nierównomiernej dystrybucji dóbr. Wreszcie, zagrożenia dla Europy nie są ograniczone jedynie do kwestii masowego napływu uchodźców oraz zagrożenia terroryzmem. Tak, te zagrożenia są ważne ze względu na swoją masowość, nieobliczalność, wywoływany efekt medialny. One też pokazują, czy i w jakim stopniu państwa członkowskie UE potrafią brać odpowiedzialność za swoje własne bezpieczeństwo, moderować nieprzyjazne otoczenie międzynarodowe i efektywnie przejmować kontrolę nad kryzysem. Istnieje jednak całe spektrum innych wyzwań i zagrożeń dla Europy, które w swojej istocie są nie mniej groźne, bo wywodzą się z wewnątrz – z kultury i tradycji politycznej, prawnej i społecznej w samych państwach członkowskich. To czynniki niesłusznie niedoceniane, bo prowadzą do politycznej i gospodarczej degradacji Unii, a w konsekwencji do tego, że UE coraz bardziej przestaje się liczyć jako podmiot w skali globalnej. Tak być nie musi.

REKLAMA
Brak wizji strategicznej, czyli tego, czym Unia Europejska miałaby być w przyszłości, to największy problem Unii nie tylko w sferze analityczno-koncepcyjnej, ale też jak najbardziej wymiernej, praktycznej. UE nie posiada bowiem silnego przywództwa politycznego, ani silnej władzy wykonawczej. Daje to przestrzeń do pojawiania się różnorodnych egoizmów i partykularyzmów politycznych w Europie. Nasila się przy tym ostra rywalizacja gospodarcza i konkurencja rynkowa pomiędzy państwami, co ogranicza możliwości pogłębiania współpracy, zwłaszcza w sytuacji kryzysu. Unia zmuszona jest reagować na różne nagłe zdarzenia bez głębszego przygotowania - w sposób tymczasowy, doraźny, pod presją czasu, bieżących oczekiwań politycznych i społecznych. Rodzi to dalej idące skutki – nie ma obecnie pola do zdefiniowania wspólnych celów politycznych i gospodarczych dla Unii. Nie udaje się też przełamać paradoksu polegającego na tym, że mimo wielu lat integrowania się Europy nasz kontynent wciąż de facto jest podzielony politycznie i mentalnie. Państwa o dużym potencjale ekonomicznym mogą wprawdzie prowadzić własną politykę bez uwzględniania interesów innych członków Wspólnoty. Ryzykują jednak w ten sposób nie tylko doprowadzeniem do rozpadu struktur unijnych, ale też wzięciem niełatwej odpowiedzialności za fiasko projektu wspólnej Europy. Póki co jednak Europejczycy i tak przestają się liczyć jako podmiot strategiczny, ośrodek ciążenia dla innych globalnych graczy.
Unia Europejska nie działa w próżni. Do powyższych przeszkód dochodzą więc negatywne zjawiska rozwojowe, tj. starzenie się społeczeństw europejskich, niepowodzenie polityki wielokulturowości i nieskorelowanie polityki migracyjnej UE z wymaganiami sytuacji demograficznej w Europie, niska konkurencyjność i słaby wzrost gospodarczy oraz wysoki – silnie obciążający budżety narodowe - poziom bezpieczeństwa socjalnego obywateli. Do tego dochodzą wewnętrzne konflikty na tle nierównomiernej dystrybucji korzyści z integracji dla poszczególnych państw i społeczeństw oraz uzależnienie ich systemów edukacji i nauki od silnej presji finansowej, obliczonej na szybki zysk w krótkiej perspektywie, ale hamującej innowacyjność w długiej perspektywie czasowej. Taka sytuacja może dodatkowo zniechęcać do pogłębiania integracji gospodarczej i społecznej np. na rzecz inwestowania we współpracę w formule dwustronnej, bez „balastu” UE.
Jaka zatem przyszłość czeka Unię Europejską? Scenariusze mogą być różne. Tu wyróżnić można cztery: kontynuacyjny, dezintegracyjny, integracyjny płytki i integracyjny głęboki.
W scenariuszu pierwszym – kontynuacyjnym - można wyobrazić sobie próbę utrzymania obecnego stanu integracji gospodarczej i społecznej. Wydaje się jednak, że w ten sposób powiększać się będzie luka między potrzebami integracji a perspektywami rozwojowymi poszczególnych państw członkowskich i oczekiwaniami społecznymi w tych państwach. Rozbieżność obydwu tych trendów musi prowadzić do wniosku, że jest to scenariusz w dłuższej perspektywie nierealistyczny, ponieważ szybko wymagać on będzie zmiany. Tę zmianą może być pogłębienie integracji europejskiej lub dezintegracja i koniec Unii, jaką obecnie znamy.
Ewentualny rozpad Unii (scenariusz drugi - dezintegracyjny) poprzedzać może długotrwały kryzys ekonomiczny (utrzymujący się niski poziom wzrostu w UE – najniższy spośród wszystkich zamieszkanych kontynentów na świecie, rosnący poziom zadłużenia państw i społeczeństw UE, kryzys finansowy) i społeczny (napływ uchodźców i migrantów, ruchy nacjonalistyczne i populistyczne, ew. likwidacja strefy Schengen). Państwa silniejsze gospodarczo mogą być w tej sytuacji bardziej skłonne do stosowania protekcjonizmu gospodarczego, wykorzystywania narzędzi chroniących własne gospodarki i ograniczających wolny rynek na obszarze UE, podważając de facto podstawowe zasady funkcjonowania UE. Kolejne państwa mogą przeprowadzać referenda w sprawie pozostania we Wspólnocie. Tendencje dezintegracyjne pogłębiać mogą kolejne niespodziewane zdarzenia, nad którymi Unia utraci kontrolę i możliwości realnego oddziaływania – ataki terrorystyczne, niepokoje społeczne, klęski naturalne. W konsekwencji, rola gremiów decyzyjnych UE dramatycznie spadnie. Państwa członkowskie mogą zacząć tworzyć własne wąskie grupy rozwojowe (Unia różnych prędkości) lub autonomicznie rozwijać współpracę gospodarczą. W ten sposób projekt europejski w znanej nam obecnie formie dobiegnie końca.
Niekorzystne zmiany w środowisku bezpieczeństwa Unii, w wymiarze zewnętrznym jak i wewnętrznym, mogą też paradoksalnie przyczynić się do otrzeźwienia Unii, uruchomienia procesów umożliwiających podniesienie jej wiarygodności, odpowiedzialności i efektywności reagowania na zachodzące zmiany. Wiele państw członkowskich dostrzega obecne słabości i problemy Unii, ale nie jest zainteresowana jej upadkiem. Tworzy to przestrzeń do podjęcia działań naprawczych, ograniczonych jednak zróżnicowanym potencjałem i stopniem rozwoju poszczególnych państw członkowskich. Problemem może więc być skala i zakres integracji. W trzecim scenariuszu - nazwijmy go umownie integracyjnym płytkim - możliwe wydaje się podjęcie przez państwa członkowskie działań naprawczych, ale tylko takich o charakterze doraźnym, maskujących w swojej istocie problemy, a nie rozwiązujące ich. Prawdopodobne w tym scenariuszu jest tworzenie się różnego rodzaju „koalicji chętnych”, grup rozwojowych członków o zbliżonym potencjale, ukierunkowanych na konkretne programy gospodarcze, np. pozyskiwanie surowców energetycznych spoza Europy. Tym samym ponownie pogorszone zostają wewnętrzne warunki funkcjonowania UE jako całości, ponieważ państwa nie będą czuły się związane wspólnymi wartościami ani wspólnym interesem, a jedynie będą wykorzystywać Unię w sposób instrumentalny, przynoszący doraźne korzyści. Ponownie podważone więc zostanie zaufanie do instytucji unijnych, a projekt europejski straci rację bytu.
W scenariuszu czwartym – integracyjnym głębokim – państwa członkowskie dostrzegą wreszcie negatywne zmiany zachodzące w środowisku bezpieczeństwa oraz potrzebę realnego pogłębienia współpracy w ramach Unii w celu powrotu na drogę wspólnego, skoordynowanego i zrównoważonego rozwoju. Czynnikiem stymulującym do pogłębienia współpracy mogą okazać się referenda członkowskie, w których społeczeństwa opowiedzą się jednak za pozostaniem w UE. Gremia decyzyjne państw członkowskich podejmą więc próbę reintegracji i współdziałania wokół nowego katalogu wspólnych wartości, interesów oraz priorytetów bezpieczeństwa i rozwojowych. Zreformowany musi zostać system zarządzania instytucjami unijnymi pod kątem poprawy jego efektywności, rozwoju innowacyjności i konkurencyjności gospodarczej. Zasadne byłoby wprowadzenie swoistego paradygmatu rozwoju dla ludzkości, jako instrumentu zapobiegania wykluczeniom społecznym w Europie. Podjęta może też zostać decyzja o rozwijaniu zdolności obronnych UE, we współpracy z NATO, z perspektywą ewentualnego utworzenia kiedyś w przyszłości czegoś w rodzaju armii europejskiej. Urzeczywistnienie się takiego scenariusza tworzyłoby zatem realną perspektywę rozwojową dla Unii.
Prognozowanie, w którym kierunku podąży Unia Europejska, jest obecnie przedsięwzięciem karkołomnym. Doświadczenia sukcesywnie „marnowanych szans” dają raczej nikłe widoki na dalsze pogłębianie procesu integracji europejskiej w duchu pełnej solidarności, partnerstwa i z poszanowaniem pełni tożsamości wszystkich zaangażowanych państw. Te szanse jednak wciąż istnieją choćby dlatego, że Unia, jaką znamy, musi dostosować się do współczesnych zmian zachodzących w świecie: pojawienia się na scenie międzynarodowej nowych aktorów mających aspiracje globalne, fenomenu „państw upadłych i upadających”, rosnącej roli aktorów pozapaństwowych, osłabienia reżimów nieproliferacyjnych, pojawienia się nowych technologii i idących za tym zagrożeń, ale też możliwości. Unia Europejska wciąż ma dla Polski wysoką wartość i potencjał, warunkowane jednak postępami w integracji wewnętrznej oraz spójnością europejskiej polityki przeciwdziałania zagrożeniom, sprostania wyzwaniom, jak też wykorzystania szans cywilizacyjnych i rozwojowych. Polska potrzebuje Unii jako instrumentu budowania bezpieczeństwa i kształtowania rozwoju.
Jest oczywiste, że dalsze wzmocnienie i rozwój Unii możliwe będą jedynie w warunkach utrzymania pokoju i względnego dobrobytu w Europie. Wiele zależy też od tego, jak Unia ułoży swoje relacje z innymi graczami, zwłaszcza tymi mającymi globalne aspiracje – Stanami Zjednoczonymi, Chinami, Indiami, także Rosją oraz od sytuacji wewnętrznej w tych krajach. Ważna będzie polityka sąsiedztwa UE oraz utrzymanie stabilności i pokoju w jej bezpośrednim otoczeniu, zwłaszcza na wschodzie i na południu. Tym samym, duże znaczenie dla Polski i innych państw naszego regionu ma obecność amerykańskiego parasola obronnego w Europie. Ewentualne ograniczenie zaangażowania amerykańskiego w sprawy europejskie grozi bowiem – jak pokazuje historia – ryzykiem pogłębienia podziałów, powrotem do koncertu mocarstw, stworzeniem warunków do renacjonalizacji polityk bezpieczeństwa przez niektóre państwa w Europie. W ten sposób może zakończyć się nie tylko największy współczesny projekt cywilizacyjny. Zakończyć się może epoka decydowania Europy o sprawach świata, może nawet własnego otoczenia.