"Gapiszony bez akcji.. Tak teraz to wygląda. Podchodzi się łosia, on podnosi głowę i patrzy. 10, 20 minut i nic. Zero ruchu. Idealnie na strzał. Żeby spowodować paniczną ucieczkę trzeba by je ze trzy razy spłoszyć kolejnym podejściem, żeby zareagowały i pokłusowały dwa, trzy kilometry dalej od podchodzącego" - ostrzega Piotr Dombrowski, który od wielu lat obserwuje biebrzańskie łosie.
Paweł Średziński: Łoś stał się Twoim ulubionym gatunkiem. Jak to „załosiowanie” się zaczęło?
Piotr Dombrowski: Zaczęło się około 35 lat temu od opisu w książce ,,Łowcy wilków" Jamesa Oliviera Curwooda. Niestety w mojej okolicy, gdzie intensywnie przeczesywałem lasy, tego gatunku jeszcze wtedy nie było. Potem, pewnej soboty, obejrzałem w programie ,,5.10.15" relację z wycieczki szkolnej zwiedzającej bagna Biebrzy, gdzie ich przewodnik podniósł, zapewne wcześniej tam położoną, rosochę z łosia. Od tego momentu wiedziałem, że kiedyś zajrzę w te okolice w poszukiwaniu łosi. Wiele lat później życie rzuciło mnie na bagna, już chronione Parkiem Narodowym. Od 1999 roku nieustannie dążyłem do poznania tego gatunku coraz bardziej i bardziej. Obszarem moich łosiowych peregrynacji stał się Basen Dolny Biebrzańskiego Parku Narodowego, na terenie którego pracuję. Coraz mniej wystarczały mi obserwacje co, jak i gdzie, a przede wszystkim skupiało moją uwagę pytanie - dlaczego?
Na czym polega wyjątkowość łosia?
Jest inny. Wydaje się czasem, że to taki wyrzutek spośród jeleniowatych, koczujący gdzieś z boku, na bagnach. Wygląda jak miks kilku gatunków zwierząt. Trochę konia, trochę wielbłąda przemieszane z tapirem. Nawet poroże, zamiast dumnie piąć się w górę leży mu oklapłe po bokach głowy. Jest naprawdę wielki, masą, z roślinożerców występujących w Polsce, ustępuje tylko żubrowi. Z kilkunastu sztuk pozostałych po wojnie odbudował się na Biebrzy i jest obecnie pospolity, przy czym, po osiągnięciu swojej stałej obecnie liczby w granicach Parku, rozprzestrzenia się poza granice doliny. Widząc go, szczególnie w okresie mroźnej i śnieżnej zimy, ma się wrażenie, że czas nas przeniósł kilka tysięcy lat wstecz i daje możliwość obserwacji na żywo tego, co już dawno zostało utracone. Wydaje się śmieszny, niezgrabny, budzi taką pobłażliwą sympatię. Podobne uczucia wzbudza u nas szczeniak, mała sarna czy źrebak. Jednocześnie, widziany z bliska, powoduje u obserwatora wzmożone uczucie respektu i szacunku do jego wielkości i siły.
Fotografowałeś łosie. Teraz częściej je obserwujesz bez aparatu?
Zdecydowanie. Praktycznie całkowicie porzuciłem fotografię przyrodniczą jako, niestety w tym stopniu zaawansowania, wysoce szkodliwą przyrodniczo. Poza tym fotografowanie zubażało obserwacje. Skupiając się na kadrowaniu, nastawach aparatu i obiektywu traciłem czas, który znacznie lepiej mogłem wykorzystać. Teleobiektyw zawęża pole widzenia, a w przyrodzie lepiej mieć oczy i uszy szeroko otwarte na wszystko co się dzieje dookoła.
Twoje najciekawsze spotkanie z łosiem, którego nie zapomnisz.
Dwa szczególnie mi utkwiły w pamięci, z czego jedno było... bolesne. Raz, w maju udało mi się podejść do leżącej na grądziku klępy. Przysiadłem na kępie turzycy, około 60 metrów od niej i odpoczywałem czekając jednocześnie czy coś się wydarzy, aby w spokoju, sobie przetrawiła bez zbędnego nagabywania. Po chwili jednak klępa wstała, a zaraz wstały niewidoczne dotąd, dwa bardzo młode łoszaki. Klępa popatrzyła na mnie po czym zaczęła je spokojnie karmić.
Drugie, pamiętne spotkanie miało nieco bardziej burzliwy charakter. Prowadząc nasłuchy na bukowisku zobaczyłem potężnego byka, który leżał dość nienaturalnie, na boku jakby nie żył. Podchodziłem bliżej i bliżej, a on nie reagował. W końcu zbliżyłem się na kilka metrów i dopiero wtedy zobaczyłem, że oddycha i strzyże uchem w moją stronę. Postanowiłem odejść i go nie niepokoić, ale był szybszy. Zerwał się w okamgnieniu i zaszarżował. Zdołałem uciec może z 30 metrów. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem jego pochylony łeb, okraszony wspaniałymi rosochami tuż za moimi plecami. Szybko padłem pomiędzy kępy turzyc, bo zdałem sobie sprawę, że jak do mnie dobiegnie i uderzy porożem, to po mnie. Przetoczył się po moich plecach zadając kilka ciosów badylami i odbiegł. Na szczęście, bo mógł równie dobrze zacząć walić badylami i porożem i tego już bym raczej nie przeżył. Okazało się potem, że był to byk ranny lub mocno poobijany w walce na bukowisku, bardzo osłabiony i czując się zagrożony zaatakował. Teraz, z perspektywy myślę, że wobec obecnych planów odstrzału łosia, takie sytuacje mogą się zdarzać częściej, jeżeli ktoś trafi na postrzelonego łosia. Oby nie.
Widziałeś też łosia albinosa.
Tak, kilkukrotnie. Pierwszy raz tę klępę widziałem wiosną 2007 roku w okolicy grądu Posada. Potem następnego roku też oraz na jesień, w okresie bukowiska, kiedy to towarzyszyły jej dwa byki. Pierwsze spotkanie było niesamowite. Nie wiedziałem co widzę. Po chwili dopiero się zorientowałem, że to biały łoś. Trochę podwabiłem głosem i klępa przyszła do mnie na kilka metrów. Coś pięknego. Miała wtedy dopiero rok i prawdopodobnie została właśnie odgoniona przez matkę, która poszła się wycielić. Łoszaki w tym okresie są zagubione i szukają towarzystwa, stąd tak łatwo udało mi się ją przywabić i sfotografować.
Trwa teraz bukowisko, czas łosiowych godów. Samce łosia nie są tak głośne jak samce jelenia?
Nie. Kiedyś żartowałem, że głos łosia na bukowisku jest jakby kota ściskać, takie zduszone miauknięcia. O ile jeleń ryczy pełnym głosem łoś byk delikatnie postękuje, jakby z lekka mlaszcząc. Jednak u łosi głosy są o wiele bardziej zróżnicowane. Można z nich wywnioskować, czy byk idzie tropem rujnej klępy, czy to jest głos byka znamionujący gotowość do walki o swoją samicę z innym bykiem, czy też głosy, kiedy byk i klępa są razem, tuż przed zapłodnieniem. Klępa też włącza się aktywnie w tą pieśń godową charakterystycznym zawodzeniem i rżeniem.
To jak wygląda ten maraton miłości?
Po wytarciu poroża, pod koniec sierpnia byki zaczynają wędrować w poszukiwaniu rujnych klęp. Klępy nie zmieniają swoich rewirów, pozostają w miejscach bezpiecznych dla siebie i potomstwa, oferujących dobre warunki żerowe. Przy jednej klępie zwykle kręci się kilka byków. Jeden, najmocniejszy i kilka w różnych przedziałach wiekowych i o różnym pokroju poroża. Od widłaków po łopatacze. Początek jest zwykle bardzo nerwowy. Czasem zdarza się wyjątkowo agresywny byk, który przeganiając inne samce potrafi wystraszyć nawet klępę. Na szczęście trwa to krótko i zwykle przez kilka następnych dni byk z klepą chodzą razem w znakomitej komitywie. Inaczej bywa u łosi północnoamerykańskich, gdzie do najmocniejszego byka przychodzi kilka klęp. W Polsce tak niestety nie bywa, czy to za sprawą innej struktury liczebności osobników danej płci czy też jest jeszcze mało starych, potężnych byków. Nie wiem. Po zapłodnieniu byk opuszcza klępę i idzie dalej w poszukiwaniu innej, rujnej samicy. Wędrówki takie mogą być odbywane na znacznych odległościach.
Łosie to zdolni zalotnicy?
Na pewno. W tym przypadku to nie byk zbiera harem i go pilnuje, ale klępa wybiera, z którym samcem spłodzi potomstwo. Oczywiście nie jest tak, że wybiera np. szóstaczka bo jest młody i ładny, ale byka, po którym można się spodziewać najlepszego, najbardziej odpornego i zdrowego potomstwa, które da sobie radę w tym niełatwym, łosiowym świecie.
Teraz łosiom grozi odstrzał. Samce mają być odstrzeliwane w czasie bukowiska. Dlaczego?
Bo wtedy jest najłatwiej do nich strzelać. Samce w tym okresie tracą niezwykle na czujności skupiając się na poszukiwaniu rujnej klępy, a potem na pilnowaniu jej, odstraszaniu rywali i w końcu na jej zapłodnieniu. W tym czasie najłatwiej je podejść, ba można w prosty sposób spowodować, że same opuszczą bezpieczne gęstwiny i podejdą pod lufę.
W czasie bukowiska nie zabija się samców dla mięsa?
Nie. Mięso byków z okresu godowego u jeleniowatych jest tak nasiąknięte ostrym, specyficznym zapachem, że jest praktycznie niejadalne. Żaden myśliwy nie weźmie tuszy na własny użytek ze strzelonego byka w okresie bukowiska, czy jelenia w okresie rykowiska. Podobnie jest z wieprzowiną w sklepach. Nawet smalec, pochodzący z knura, rzucony na patelnię spowoduje natychmiastowe wyniesienie jej poza obręb mieszkalny.
A zatem trofea. Łoś zaczyna zrzucać poroże pod koniec października. Sezon łowiecki na samce łosia trwa do końca listopada. Zbieg okoliczności?
Polowanie w tym czasie jest wybitnie trofeowe. Tym bardziej, że stare byki zaczynają zrzucać poroże od połowy października, co powoduje, że już w połowie listopada najlepsze rosochy leżą gdzieś na ziemi. Owszem, zdarzają się byki czternastaki, szesnastaki jeszcze w grudniu, ale są to zwykle młodsze, bardzo dobrze zapowiadające się egzemplarze. Tu jeszcze dochodzi temat w ogóle sensowności takiej selekcji, gdzie strzela się młode byki, z których nie wiadomo co tak naprawdę wyrośnie. To samo dotyczy też jelenia. Jest też poważna sprawa braku represji dla myśliwego za nieprawidłowy odstrzał byka. W zasadzie nie ma jakiejkolwiek dotkliwej kary. Za strzelenie byka, choćby był największy w danej okolicy grozi jedynie zawieszenie na trzy lata w odstrzale samców. Z racji tego, że ilość byków do odstrzału przydzielonych na koło łowieckie jest zwykle o wiele mniejsza niż liczba myśliwych, możliwość zabicia takiego trofeowego egzemplarza trafi się każdemu co 3-4 lata. Czyli nawet pozyskując łopatacza i tak nie ma problemu, bo oczekiwanie na odstrzał następnego byka byłby przynajmniej tak długi jak określona w prawie łowieckim kara.
Oprócz samców zabijane będą samice i paromiesięczne łoszaki.
Tak, na pewno. Łoszak w październiku ma około 5 miesięcy, tak więc zabijane będą mniej więcej półroczne łosie.
Samice odstrzeliwane od października do końca grudnia - tyle ma trwać na nie sezon - mogą być już w ciąży?
Jeżeli zostały zapłodnione w okresie bukowiska, to na pewno. A że większość dwuletnich i starszych klęp zostaje pokryta we wrześniu przez byki...
Mogą też osierocić łoszaka? Jak długo potomstwo przebywa z matką?
To duży problem. Łoszaki pozostają z matką do następnego wycielenia czyli do maja następnego roku. Półroczny łoszak pozbawiony opieki klępy będzie miał poważny problem z przetrwaniem zimy. Teoretycznie powinien sobie znaleźć pokarm i przeczekać w jakiejś średniej kondycji do wiosny, ale to niezupełnie tak. Klępa wie, gdzie udać się zimę, bo ma już doświadczenie. Wiąże się też to z sezonową migracją tego gatunku. Klępa poprowadzi bezpieczną trasą takiego łoszaka, pokaże nowe dla niego zagrożenia, obroni przed ewentualnym atakiem wilka. Zmiana siedliska to także zmiana diety, miejsc pobierania pokarmu, miejsc bezpiecznych do odpoczynku. Dla takiego łoszaka to jest zupełna nowość i jeżeli się go pozbawi opieki klępy będzie miał bardzo poważne problemy z przetrwaniem.
Jednak to samce będą cieszyły się największym zainteresowaniem?
Największym. Mało tego, z racji tak wczesnego zrzucania poroża, wiele byków zostanie odstrzelonych jako ….klępy. Szczególnie na polowaniach zbiorowych, gdzie podczas pędzenia nie ma czasu na ocenę sztuki, byki będą padały zastrzelone jako samice. Widywałem już to kiedyś na polowaniach polowych na sarny. Pamiętam, jak uczestnicząc, jako młody chłopak, w nagance widziałem, jak na 12 saren strzelonych w jednym pędzeniu, 5 to były kozły omyłkowo wzięte za kozy. Potem tylko strzał w głowę i jądra i była już prawidłowa koza…
Czy łatwo będzie zabić łosia?
W pierwszym okresie, po odwieszeniu moratorium, to nie będzie polowanie tylko rzeź. W tej chwili łosie chodzą, pasą się na polach i żerują na skraju lasów jak bydło czy konie. Kompletnie ten gatunek ,,oduczył " się lęku przed człowiekiem. Do dziś pewnie już nie ma żadnego z tych łosi, które pamiętałyby polowania i przekazywały ten odruch ucieczki na widok czy zapach człowieka następnym pokoleniom. Obecnie łoś, który poczuje się zagrożony, odbiega 30-50 metrów, po czym odwraca się i ocenia ponownie czy zagrożenie istnieje. W tym momencie dostaje kulę i pada. Naprawdę teraz, żeby spowodować ucieczkę u łosi trzeba się bardzo postarać i tego chcieć. Trochę obecnie prowadzona turystyka łosiowa, szczególnie zimą nad Biebrzą, spowodowała, że łosie reagują ucieczką na widok i odgłos zwalniającego samochodu terenowego, ale to za mało. Zresztą, po odwieszeniu moratorium turystyki łosiowej już nie będzie.
To dlatego nazywasz łosie "gapiszonami"?
Gapiszony bez akcji... Tak teraz to wygląda. Podchodzi się łosia, on podnosi głowę i patrzy. 10, 20 minut i nic. Zero ruchu. Idealnie na strzał. Żeby spowodować paniczną ucieczkę trzeba by je ze trzy razy spłoszyć kolejnym podejściem, żeby zareagowały i pokłusowały dwa, trzy kilometry dalej od podchodzącego.
Jaki wpływ na populację łosia w Polsce może mieć odstrzał?
W tej formie? Tragiczny. Populacja przeszacowana, dopiero się odbudowująca, o niewielkiej jeszcze ilości dobrych byków. Odstrzał będzie prowadzony w otulinach Parków Narodowych. Poza tym, ilu myśliwych pamięta zasady selekcji i sposób strzelania do łosia? Obecnie będą strzelać też kompletnie nieprzygotowani do tego myśliwi, którzy nigdy wcześniej nie mieli z łosiem do czynienia. Będzie źle prowadzona selekcja, a ilość postrzałków, które padną gdzieś w ostępach, będzie olbrzymia i nie ujęta w realizacji planów łowieckich. Do tego dojdą jeszcze mnogie przypadki skłusowania łosia tzn. niby w ramach odstrzału, ale jeżeli nikt się zauważy to zniknie w zamrażarce bez śladu. I na to konto będzie strzelany następny. Raczej klępy i łoszaki, i znowu będzie rozchwiana struktura płci. O podmianie trofeów na wycenie nie wspomnę, bo to jest nienormalnie-normalna sytuacja. Bez znakowania tusz i konieczności przedstawienia łba strzelonego byka na miejscu (np. fotografia choćby telefonem) widzę to w czarnych barwach.
Leśnicy skarżą się na szkody w uprawach leśnych. Czy jesteśmy w stanie im zapobiec, nie stosując odstrzału?
Można, ale trzeba chcieć. Nie widzę natomiast jakichkolwiek prób, pomysłów w Lasach Państwowych wypracowania rozwiązań by to zmienić. Tak jakby szkody były niby dotkliwe, ale potrzebują ich by mieć pretekst do prowadzenia odstrzałów. Wystarczy chwila, by się domyślić, że trzeba dla łosia stworzyć takie miejsca żerowe, żeby wolał je od wątpliwej jakości smaku uprawy sosnowej. Niestety gatunki, które są dla łosia i smaczne, i odpowiednie w zimowym żerowaniu są w LP traktowane ,,od zawsze" jako chwast i sukcesywnie z lasów usuwane, jak choćby osika. W obecnej strukturze gatunkowej lasów, łoś nie ma zbyt wielkiego wyboru i żeruje w uprawach i młodnikach sosnowych, bo nic innego specjalnie nie ma. Mamy w lasach zbyt ubogi skład gatunkowy. Wprowadzając, zależnie od siedlisk, osikę, jarzębinę, wierzbę skupić można by łosia w innych rejonach, odciągając go od młodych sosen. Istnieje metoda siewu wielogatunkowego tzw. metoda Sobańskiego, która ogranicza szkody od jeleniowatych w uprawach. Dęba można prowadzić w osłonie innych gatunków, szybciej rosnących jak brzoza, która sama jest dla łosia atrakcyjna, a i młode dęby czy jesiony są mniej dla niego dostępne. W końcu stare porzekadło leśne mówi, że ,,dąb lubi w kożuchu, ale bez czapki". W ostateczności można też uprawy grodzić, ale to powinno być ostateczne rozwiązanie. Poza tym wykładanie dla łosi żeru w postaci pozostawionych po trzebieżach jesiennych czubów i gałęzi też daje dobre rezultaty.
Sprawa ma się podobnie w przypadku wypadków drogowych. Są sposoby na ich uniknięcie?
Grodzenia dróg i odpowiednie przejścia dla zwierząt. Przy czym sposób wykonywania w Polsce i jednych, i drugich mocno kuleją. Są grodzenia, które łoś łatwo pokona jak np. odcinek S8 Jeżewo-Białystok, gdzie łoś bez problemu wskoczy na trasę, ale bardzo trudno będzie mu ją opuścić, ponieważ siatka jest poprowadzona na nasypie, bezpośrednio przy skarpie. Od zewnątrz łatwa do pokonania, bo niska jak dla tego gatunku, natomiast pod górkę łosiowi będzie bardzo ciężko wyskoczyć. A temat przejść jest znany. Często za wąskie, ogołocone z krzewów i drzew betonowe mostki nad ruchliwą trasą, gdzie nawet sarny boją się przechodzić.
Biebrzańskie łosie różnią się od innych polskich łosi? Co je wyróżnia?
Są wyjątkowo urodziwe i inteligentne (śmiech). Nie oczywiście, że nie o to chodzi. Są grupą łosi o wyjątkowej, odrębnej genetyce, innej od pozostałych zamieszkujących Polskę. Naukowcy z Uniwersytetu w Białymstoku przeprowadzili badania genetyczne łosi w wielu regionach Polski i odkryli, że populacja biebrzańska cechuje się bardzo dużą odrębnością. Wskazuje to, że jest populacją izolowaną od reszty i jako taka powinna podlegać specjalnemu nadzorowi jako populacja reliktowa o niewielkiej stosunkowo liczebności.
Łosiom z parków narodowych grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Zależnie od warunków jesiennych, poziomu wody na bagnach, większa lub mniejsza część populacji migruje poza teren Parku i tu będzie stanowiła podstawę planowanego odstrzału. Znacznie to wpłynie na stabilność populacji łosia nad Biebrzą, która od kilku lat nie zmienia się liczebnie. Patrząc też na ostatnie posunięcia w strzelaniu do dzików w Parkach Narodowych, można zacząć przypuszczać, że kiedyś dojdzie ktoś do wniosku, że nie wystarczy ograniczanie liczby łosi poza parkami i trzeba wprowadzić odstrzały także w ich granicach.