Dzielenie Polaków na lepszy i gorszy sort tak dobrze wychodzi politykom Prawa i Sprawiedliwości, że postanowili przenieść ten mechanizm również na odnawialne źródła energii. Perspektywa politycznego zysku decyduje, które źródła energii będą wspierane, a które ograniczane. Prawem każdej władzy jest co prawda wyznaczanie własnych priorytetów, ale nigdy nie można prowadzić do faworyzowania jednych branż kosztem drugich.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości nigdy nie przepadali za energią wiatrową, przynajmniej w tym zakresie nic się nie zmieniło. Każde konsultacje odnośnie lokalizacji farm wiatrowych wiązały się z interwencją lokalnych parlamentarzystów. Niektórzy jak Małgorzata Sadurska wykorzystali to jako trampolinę do dalszej kariery.
Lokalizacja farm wiatrowych to wyjątkowo trudna i konfliktogenna procedura. Instalacje powstają zazwyczaj na dzierżawionych gruntach, co dla ich właścicieli wiąże się z pokaźnymi dochodami. Właściciele sąsiednich działek muszą w takiej sytuacji obejść się smakiem. Nikt nie udowodnił szkodliwości działania turbiny wiatrowej na uprawę roślin. Jeżeli nie jest to stała ekspozycja nie ma także zagrożeń dla zwierząt i ludzi. Prawdziwym podłożem protestu zawsze były dochody z dzierżawy. Inwestycje właścicieli farm wiatrowych w lokalną infrastrukturę czy podatki odprowadzane do kas gmin nie były wystarczającą zachętą do pogodzenia się z dochodami sąsiadów. Szereg inwestycji również w województwie lubelskim utknął już na etapie konsultacji społecznych. Często za wydatną pomocą posłów Prawa i Sprawiedliwości.
Nowe przepisy ograniczają możliwości budowy turbin wiatrowych w odległości od zabudowań wynoszącą 10-krotność wysokość instalacji. Podobna zasada stosowana jest przy obszarach szczególnie cennych przyrodniczo. Zapisy tej ustawy praktycznie eliminują powstawanie nowych farm wiatrowych. O ile nie jestem zwolennikiem budowania turbin wiatrowych pod samymi oknami domów to uważam, że w tym zakresie można było wypracować rozsądniejszy kompromis.
Druga kwestia jest o wiele bardziej kuriozalna. Z punktu widzenia prawa budowlanego siłownia wiatrowa wytwarzająca prąd z wiatru była podzielona na maszt (traktowany jako budowla) oraz turbinę (traktowaną jako urządzenie). Turbina stanowi ok. ¾ kosztów całej instalacji ze względu na stopień skomplikowania zastosowanych w niej mechanizmów. Teraz cała siłownia traktowana jest jako budowla, więc podatek od nieruchomości jest naliczany od wartości zarówno masztu jak i urządzeń w nim pracujących. To tak jakby w fabryce podatek od nieruchomości naliczano nie tylko od wartości hali, ale także całej linii produkcyjnej wraz z urządzeniami. Pobierające podatek od nieruchomości samorządy wcale z tego powodu nie zacierają rąk. Właściciele elektrowni prędzej rozmontują swoje instalacje niż pozwolą na dokładanie do interesu przez zbyt duże podatki.
Wszystko to stawia pod znakiem zapytania realizację planów budowy nowych elektrowni wiatrowych. W samym powiecie bialskim rozważano takie inwestycje w gminach Zalesie, Rokitno i Janów Podlaski.
Energetyka rozproszona „Jest to bardzo ważny problem, szczególnie dla gospodarstw rolnych. - Drobni rolnicy mogliby zająć się produkcją energii na własne potrzeby, a także oddawać energię do sieci, a tym samym gospodarstwa rolne mogłyby uzyskiwać stabilne dochody.” – słowa zawarte w interpelacji senatora Grzegorza Biereckiego z 2014 r. stoją w sprzeczności z obecnym stanowiskiem PiSu w sprawie instalacji prosumenckich. Wypracowane wspólnym stanowiskiem wszystkich partii w poprzedniej kadencji taryfy gwarantowane są obecnie zastępowane opustem uzależnionym od wielkości instalacji. Za każdą kilowatogodzinę wprowadzoną do sieci prosument ma otrzymać rabat maksymalnie 70% pobieranej energii. Jeszcze mniej dostaną prosumenci posiadający instalacje o mocy powyżej 7 kW (rabat 50%), a najmniej Ci, którzy instalacje wybudowali przy dofinansowaniu np. unijnym - zaledwie 35%. Wydłuży to okres zwrotu inwestycji do ponad 20 lat, co znacznie przekracza ich żywotność. Najgorsze, że do zmian dochodzi w momencie, kiedy rolnicy podpisali umowy na wykonanie inwestycji dofinansowanych ze środków unijnych. Nowe przepisy nadwyrężają zaufanie do państwa prawa, bo sprawiają i stawiają pod znakiem zapytania jakiekolwiek zyski. W samym powiecie bialskim problem może dotyczyć ok. 150 rolników.
O swoje inwestycje troszczą się również właściciele farm fotowoltaicznych, które również obejmą nowe przepisy. Powiat bialski jest jednym z liderów produkcji prądu z tych źródeł. Siedem farm fotowoltaicznych o mocy 7 MW to ok. 10% całego polskiego potencjału produkcji energii słonecznej.
Co w zamian ?
Prawo i Sprawiedliwość nie jest wrogiem wszystkich rodzajów odnawialnych źródeł energii. Po prostu jedne faworyzuje kosztem drugich. Szeroko zapowiada wspieranie geotermii, czy energii z biogazowni. Niestety jest to podyktowane interesami partyjnych grup wpływu, a nie troską o miks energetyczny Polski. Póki co na polityce wobec OZE traci województwo lubelskie, które nie ma dostępu do źródeł geotermalnych czy rzek pozwalających na budowę elektrowni wodnych. Tutaj powstawały farmy fotowoltaiczne oraz instalacje prosumenckie współfinansowane ze środków unijnych. Nowe bardziej restrykcyjne przepisy mogą spowodować, że zainwestowane przez województwo, gminy oraz zwykłych obywateli pieniądze okażą się wyrzucone w błoto. Nikt nie kwestionuje roli węgla w produkcji energii w Polsce, ale musimy także pamiętać, że bez rozwijania energii odnawialnej nie będziemy w stanie sprostać co raz ostrzejszym wymaganiom polityki klimatycznej. Jeżeli dziś zaprzestaniemy inwestycji w energię słoneczną czy wiatrową zniszczymy także polskie przedsiębiorstwa produkujące technologie w tym zakresie. Prędzej czy później i tak będziemy korzystać z tych źródeł energii, ale już za pomocą niemieckich czy duńskich technologii.