Stalinizm w Polsce to nie tylko terror wewnętrzny i odrażająca propaganda, ale aktywne popieranie komunistycznej agresji w różnych miejscach świata, także na Dalekim Wschodzie. Temu trochę zapomnianemu fragmentowi najnowszej historii poświęcona jest książka Janusza Wróbla pt. "Chipolbrok. Z dziejów polsko-chińskiego sojuszu morskiego 1950-1957" wydana przez Łódzki Oddział IPN-u w 2016 roku. Jest to omówienie w szerokim kontekście sytuacji na Dalekim Wschodzie powstałej w efekcie wojny w Korei 1950-53 r. ze szczególnym uwzględnieniem zajęcia przez marynarkę tajwańską dwóch polskich statków uprowadzonych do portu w Kaohsiung "Praca" (zajęty 5. 10. 1953 r.) i "Prezydent Gottwald" (zajęty 13. 05. 1954 r.) wiozących towary do komunistycznych Chin, będących aktywnym uczestnikiem agresji w Korei. Wojna w Korei rozpoczęła się od najazdu wojsk komunistycznej Korei Północnej dowodzonych przez Kim Ir-sena przeciwko Korei Południowej uratowanej przede wszystkim dzięki interwencji Stanów Zjednoczonych. Na tę agresję zgodził się Mao Tse-tung i z pewnym wahaniami Stalin, który powiedział do proszącego o pomoc Kim Ir-sena – „Jeśli dostaniesz w zęby idź do Mao” i Kim Ir-sen rzeczywiście poszedł. Armia amerykańska wysadziła desant pod Inchon odcięła siły Północy od baz zaopatrzenia, zmusiła do szybkiego odwrotu i wkroczyła do Korei Północnej, zajęła stolicę kraju i dotarła do granicy chińskiej. Mao Tse-tung, który w 1949 roku zwycięsko zakończył wojnę domową w Chinach, zgodnie z obietnicą wysłał kilkaset tysięcy żołnierzy do Korei, co doprowadziło do krwawej trzyletniej wojny, w której siłom komunistycznym udało się przejściowo zająć Seul i ostatecznie ustabilizować front na linii 38-go równoleżnika rozdzielającej oba państwa koreańskie. Ostatecznie utrzymane zostało status quo. Północ pozostała komunistyczna, a Południe wolne od komunizmu.
Rząd na Tajwanie, gdzie schroniły się wojska pobitego na kontynencie generalissimusa Chiang Kai-szeka, uznawany był przez większość państw, w tym Stany Zjednoczone, za prawowity rząd Chin, był na tyle silny, że prowadził częściową blokadę Chin i aktywnie uczestniczył w zwalczaniu komunizmu w Azji, nie tylko w Cieśninie Tajwańskiej, lecz także w Birmie deklarując gotowość do obalenia krwawej dyktatury w Pekinie. W hierarchii wrogów Polski Ludowej i całego "miłującego pokój obozu socjalistycznego" na wszelkiego rodzaju masówkach, akademiach i pochodach, które dobrze pamiętam, Chiang Kai-szek obok Johna Fostera Dullesa, Li Syn-mana, Tity i Adenauera, zajmowali czołowe miejsce wśród katów swoich narodów, kapitalistycznych wyzyskiwaczy, imperialistów i podżegaczy wojennych. Polskie statki przebywały jak podkreślała komunistyczna propaganda "w niewoli Chiang Kai-szeka" 9 miesięcy i nigdy nie wróciły do Polski, gdyż zostały skonfiskowane przez Tajwan. Natomiast spośród 62 polskich marynarzy 24 poprosiło o azyl w USA, dwóch umarło na Tajwanie, a reszta wróciła do Polski. Ostatecznie 22 marynarzy przybyło 29 października 1954 roku do USA, a trzech po roku wróciło do Polski, co było przez komunistyczną propagandę przedstawiane jako wielki triumf socjalizmu i Polski Ludowej. Kilkunastu marynarzy chińskich z obydwu statków pozostało na Tajwanie, trudno ustalić czy całkowicie dobrowolnie, w każdym razie ominęły ich szaleństwa i zbrodnie reżimu Mao Tse-tunga słusznie uważanego za jednego z największych zbrodniarzy w dziejach.
Pośrednim efektem wyjazdu 22 polskich marynarzy do USA było podjęcie przez środowiska politycznej emigracji akcji zakupienia statku, na którym pływałaby polska załoga. Taki statek zarejestrowany w Panamie z polską banderą na maszcie o nazwie "Wolna Polska" i ku wściekłości władz w Warszawie pojawił się na morzach w 1955 r., ale po krótkim czasie zakończył swoją handlowo-polityczną misję i został sprzedany. Koszmar stalinizmu skończył się w Polsce w 1956 r. wraz z dojściem do władzy ekipy Władysława Gomułki, skończyła się też konfrontacyjna polityka władz PRL-u w stosunku do Tajwanu polegająca na wysługiwaniu się interesom sowieckim i komunistów chińskich. W prasie pojawiało się coraz mniej epitetów, wyzwisk i obraźliwych karykatur skierowanych przeciwko "bandyckiej wyspie" i "krwawemu reżimowi Chianga". Istnieje mylne przekonanie o decydującym dla utrzymania się przy władzy Gomułki poparciu chińskim, które miało raczej charakter demonstracji antysowieckiej i było elementem zaczynającego się sporu komunistów chińskich z sowieckimi. Napięcie w Cieśninie Tajwańskiej słabło stopniowo i przez wiele lat jeszcze była ostrzeliwana należąca do Tajwanu wyspa Quemoy, leżąca zaledwie 1,5 km od brzegów Chin. Wraz ze śmiercią Mao Tse-tunga w 1976 r. również Chiny komunistyczne najgorszy, najbardziej krwawy, ponury okres swojej historii miały chyba za sobą? Dziś Tajwan to jedna z najbardziej prężnych gospodarek na świecie, dysponująca olbrzymimi rezerwami walutowymi i nowoczesnymi technologiami, jest też stabilną demokracją parlamentarną i państwem prawa. Dobre są dziś relacje pomiędzy Republiką Chińską na Tajwanie a Chińską Republiką Ludową, a wyspa Quemoy, którą szturmowały i ostrzeliwały wojska Mao Tase-tunga, jest dziś atrakcją turystyczną, zwłaszcza dla turystów z komunistycznych Chin.
Książka wydana przez IPN jest niestety dość typowym produktem propagandowej historiografii tej instytucji. Stany Zjednoczone są obciążone winą nie tylko za komunizm w Polsce (Jałta), lecz także w Chinach. Nie jest jasne, co zdaniem znawców historii z IPN miał zrobić Roosvelt, aby wygnać z Polski armię Stalina i w jaki sposób Stany Zjednoczone miały wygrać wojnę domową w Chinach, którą przegrał jednak rząd Chiang Kai-szeka na skutek wielu negatywnych zjawisk, którymi był dotknięty. Warto przypomnieć, że znaczna część pomocy amerykańskiej przeznaczonej dla Kuomintangu trafiała do komunistów. Prześladowanie Kościoła w krajach komunistycznych w tym w PRL-u jest faktem, ale absurdalne i niepotrzebnie lizusowskie jest sformułowanie, że w Szanghaju jakaś Polka o imieniu Weronika została zwolniona z pracy w polskim konsulacie gdy "okazało się, że jest praktykującą katoliczką". Obok koniunkturalnych sformułowań znajdują się także stwierdzenia wzięte z propagandy PRL-u np. "polskojęzyczne rozgłośnie", "dezerterzy" - o uciekinierach na Tajwan itd. Mimo tych zbytecznych, propagandowych wtrętów warstwa informacyjna jest cenna, a całość przybliża zapomniany i chyba zamknięty rozdział historii.