Putin z Łukaszenką o kredytach, wspólnej walucie i świetlanej przyszłości
Pierwsza zagraniczna wizyta zaprzysiężonego 7 maja nowego – starego prezydenta Federacji Rosyjskiej dobiegła końca. Na pierwszy ogień poszły trzy europejskie państwa, przy czym trudno nie odnieść wrażenia, że pierwsza z podróży, na Białoruś, miała charakter typowo gospodarskiej wizyty – jak gdyby Władimir Putin chciał przypomnieć Łukaszence, że wrócił i teraz już będzie pilnował porządku.
Blog portalu StosunkiMiedzynarodowe.pl
Pierwsza podróż nowego prezydenta zawsze ma do pewnego stopnia charakter symboliczny, pokazuje przede wszystkim, na co przez całą kadencję głowa państwa chce kłaść szczególny nacisk. Jaką specjalną wiadomość chciał przekazać Putin Białorusinom? Cóż, czasem może lepiej nie szukać drugiego dna – o miano „pierwszej zagranicznej destynacji” ubiegał się także Kazachstan, ale Putin, któremu zamarzyło się odwiedzenie także Paryża i Berlina, wybrał Mińsk – bo po drodze. Wizyta miała miejsce ostatniego dnia maja.
Wizyta miała jednak nie tylko umożliwić obu prezydentom wymianę uprzejmości – omówiono na niej kilka ważnych dla przyszłości Białorusi kwestii i dano wyraźny sygnał, że po okresie relacji co najwyżej dostatecznych, oba państwa są zainteresowane zacieśnianiem współpracy. Można też inaczej – Moskwa jest zainteresowana, natomiast Mińsk musi być zainteresowany, gdyż zwyczajnie, nie ma w Europie partnera handlowego czy politycznego, który miałby dlań choć w części takie znaczenie, jak Rosja.
W 2011 r., gdy Białoruś borykała się ze skutkami największego od lat kryzysu, w wyniku którego nastąpił niezwykle szybki wzrost cen, szalała inflacja, co przełożyło się na ogromne problemy z zaopatrzeniem w podstawowe produkty i przyczyniło się do prawdziwego spadku jakości życia większości Białorusinów, Fundusz Antykryzysowy Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej (tworzony przez 6 postradzieckich republik: Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Rosję, Tadżykistan i Uzbekistan), przyznał Białorusi kredyt w wysokości 3 mld USD. W zamian za pomoc Mińsk ma wprowadzić uzgodniony z Rosją program reform gospodarczych, a przede wszystkim przez trzy lata sprywatyzować za 7,5 mld dolarów strategiczne państwowe firmy. Sprywatyzować w tym momencie bardziej zbliżone było znaczeniowo do „przekazać pod rosyjską kontrolę”, co umożliwiło Rosji wywieranie na Białoruś takiego nacisku, jaki w innych okolicznościach nie byłby możliwy. Jak często można przecież grozić zakręceniem kurka z gazem?
W 2011 roku Mińsk spełnił wymóg prywatyzacji, sprzedając Gazpromowi połowę akcji przedsiębiorstwa przesyłu gazu Biełtransgaz za 2,5 mld dol. Stronie białoruskiej zasady gry przestały się jednak podobać w jej trakcie, gdyż już w 2012 r. Łukaszenka poinformował, że rezygnuje z opracowania listy przedsiębiorstw do prywatyzacji, gdyż ich pracownicy "bardzo nerwowo na to reagują". Tak czy inaczej na spotkaniu ustalono przekazanie Białorusi kolejnej transzy kredytu.
Wiadomo, że podnoszono także temat zastąpienia rubla białoruskiego tym rosyjskim. W tej kwestii zdecydowanie większe zaangażowanie okazuje Rosja, dla której zachęcenie sąsiada do przyjęcia nowej waluty dałoby nowe narzędzia prowadzenia polityki wobec Białorusi. Decyzje rosyjskiego Banku Narodowego miałyby bezpośredni wpływ na rynek białoruski, co wymuszałoby białoruskie posłuszeństwo i podporządkowanie. Idea wspólnej waluty i płynące z tego korzyści z pewnością zostały Łukaszence i jego ministrom przedstawione w samych superlatywach, jednak białoruskie władze nie wyrażają przesadnego entuzjazmu, mając zapewne świadomość tego, że przyjmując rosyjską walutę, znalazłyby się na łasce i niełasce Kremla. Jakkolwiek Rosja jest najważniejszym białoruskim partnerem handlowym i ujednolicenie waluty miałoby określone korzyści dla gospodarki białoruskiej, to jednak wiąże się z tym zbyt duże ryzyko polityczne. Są rzeczy, których nawet dla Putina się nie robi.
Rozmawiano też o przyszłości Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej i innych wspólnych przedsięwzięć polityczno-gospodarczych. Najważniejszym z nich jest powołana do życia na początku tego roku Wspólna Przestrzeń Gospodarcza (należy do niej także Kazachstan). W 2015 r. te trzy państwa mają utworzyć Eurazjatycką Unię Gospodarczą, która ma być wschodnim odpowiednikiem Unii Europejskiej.
Rosja to dla Białorusi trudny partner. Z jednej strony, potrafi być hojny, zaprasza do udziału w międzynarodowych projektach, czasem sprzeda coś na preferencyjnych warunkach czy przymnie oko na niedotrzymaną umowę. Z drugiej strony – Putin jest wytrawnym graczem i doskonale wie, kiedy takie gesty mu się opłacają. Łukaszenka z kolei chciałby choć trochę uniezależnić się od Rosji, ale nie potrafi, bo ani ta mocarstwowość, ani sytuacja gospodarcza. Na współpracę z krajami Unii Europejskiej nie ma co liczyć tak długo, jak nie zacznie respektować praw i swobód obywatelskich, co jest powodem powtarzających się spięć na linii Mińsk – Bruksela. W tym wszystkim pozostaje mu tylko współpraca z Rosją – na rosyjskich warunkach. Szkoda, bo tracimy Białoruś i szansę na wpływanie na nią. Nie można bagatelizować opinii, że sytuacja nie jest aż tak zero-jedynkowa - Putin wie, że nie może lekceważyć Białorusi, gdyż konflikt z nią zburzyłby projektowany przez niego model integracji w przestrzeni postradzieckiej. To prawda, ale kremlowski przywódca wie też, że cudzą lojalność może kupić albo nawet wymusić – jako dostawca gazu ma cały magazyn możliwości.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego – pomimo naturalnych trudności związanych z bliską współpracą z Rosją – białoruski reżim przedkłada te kontakty nad rozmowy z partnerami z zachodniej Europy. Rosji nie obchodzi, jak Łukaszenka rządzi – byleby nie wychylał się za bardzo i był lojalny. Moskwa nie będzie naciskała na poszanowanie praw obywatelskich, nie nakaże respektowania opozycji. Nie dość, że przymknie na to oko, to jeszcze w oficjalnym oświadczeniu potępi działania buńczucznej opozycji i rozgrzeszy działania białoruskiego aparatu. Takiej szczodrości i takiego przyjaciela się nie zapomina – a że chce przy tym przejąć białoruskie przedsiębiorstwa i kontrolować gospodarkę? Lepiej tak, niż bratać się z „obcym ideologicznie” Zachodem.
Pobyt Putina w Mińsku odbył się bez gwałtownych demonstracji. Władze prewencyjnie zatrzymały część działaczy. Adwokat jednego z zatrzymanych członków młodzieżowej organizacji przekazał mediom, że młodym ludziom wprost zapowiedziano, że nie wyjdą z aresztu, dopóki Putin nie opuści Mińska.
Na szczęście rosyjski prezydent już następnego dnia był w samolocie do Berlina. Miejmy nadzieję, że młodzi działacze wyszli do domu, gdy tylko prezydencki samolot oderwał się od płyty lotniska.