„Jestem 35-letnim facetem, któremu wyszło zawodowo, ma zajebistych kumpli, ale chciałby wrócić kiedyś do domu i zapytać dzieciaka jak było w szkole, a żonę jak w pracy.” Prezentujemy jeden z maili, który szczególnie zwrócił naszą uwagę.
[Blog partnerski] O życiu w korporacji naszym i Waszym okiem z okazji premiery książki "Joy" Jonathana Lee
"Witam,
na blogu pytacie o życie w korporacji. Sporo pojawia się radykalnych komentarzy - korporacja jest albo świetna, albo wysysa życie... Mój przypadek nie jest radykalny, ale może da niektórym do myślenia.
Pracuję w korporacji od kilkunastu lat, zacząłem jeszcze na studiach z ekonomii, na 3 roku, z myślą o zdobyciu doświadczenia i pójściu dalej. Najpierw staże w bankach. Potem samodzielne stanowiska, a po kilku latach zostałem menadżerem w międzynarodowej firmie doradczej – prawo, ekonomia, finanse, nieruchomości. Praca stała się moim stylem życia. Nie istniało pojęcie „nadgodzin”, bo wypełniała cały mój świat, była moją pasją. Szefom się to podobało, że odpowiadałem na mail o 23, byłem na każde zawołanie. Często dostawałem premie.
O założeniu rodziny wtedy nie myślałem. Najpierw mnie to nie kręciło, potem uznawałem, że jeszcze trochę zarobię, a potem nie miałem kiedy i ciągle powtarzałem, że jeszcze mam czas. Z kobietami nawiązywałem chwilowe znajomości, nic trwałego, jedna noc z przypadkowo poznaną w jakimś klubie. W tym momencie jestem 35-letnim facetem, któremu wyszło zawodowo, który ma zajebistych kumpli, ale chciałby kiedyś wrócić do domu i zapytać dzieciaka jak było w szkole, a żonę jak w pracy, a nie wracać do pustych czterech ścian. Zabrać ich do kina, na zakupy, wyjechać na weekend poza miasto. Chciałbym też nie być wypytywany przez matkę, kiedy będzie miała wnuki. Jednak obwinianie korporacji za mój aktualny stan życia, systemu pracy wydaje mi się sporą przesadą, nadużyciem. Nie mogę winić firmy, szefów, bo po prostu (nieświadomie) wybrałem taką drogę. Ani na jej początku, ani w połowie, ani nawet później nie zastanawiałem się co będzie, bo żyłem chwilą, dniem teraźniejszym. Dopiero dziś czuję, że coś schrzaniłem.
Wniosek - korporacje są niebezpieczne. Ale nie zawsze dlatego, że to krwiopijcy. Czasem dlatego, że są tak atrakcyjne, że przyzwyczajają do wygody i luksusu, które staje się czymś, bez czego nie można się obyć. Wciągają tak, że zapominasz o tym, że miałeś jeszcze jakieś inne pragnienia oprócz podwyżki, awansu, większych wpływów. Tak się stało ze mną. Mam moja pracę i niewiele poza tym. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się to zmienić.”
Na blogu „Świat korporacji”, który uruchomiliśmy z okazji premiery powieści „Joy” Jonathana Lee dyskutujemy na temat współczesnych warunków pracy. Może Twoje życie w korporacji jest usłane różami? Może jak to Polacy – lubimy pomarudzić? Podziel się z nami swoim doświadczeniem w komentarzu lub anonimowo pisz na adres: swiatkorporacji@gmail.com