"Mita była utalentowaną copywriterką, która zawsze będzie żyć w naszych sercach”. Takie oświadczenie złożyła 15 grudnia 2013 roku agencja reklamowa Young & Rubicam Indonesia. Kilkanaście godzin wcześniej jedna z członkiń ich teamu, Mita Diran, napisała na swoim Twitterze: „30 godzin w pracy i ciągle daję radę”. Dzień później nie żyła.
[Blog partnerski] O życiu w korporacji naszym i Waszym okiem z okazji premiery książki "Joy" Jonathana Lee
Za przyczynę jej śmierci uznaje się nieprzerwaną przez 3 dni pracę oraz zbyt dużą ilość spożytych napojów energetycznych. W końcu nie jest łatwo wymyślić chwytliwe hasło po 12 godzinach pracy, nie mówiąc już o 30. Jednak to nie był wyjątkowy dzień w życiu Mity Diran. Na swoim Twitterze regularnie komentowała swoją pracę, oznaczając wpisy hashtagiem #AgencyLife. 17 października, po trzech dniach zwolnienia lekarskiego spędziła 12 godzin w pracy, 18 października napisała „Weekend? Jaki weekend?”. Tydzień później rozpoczęła trwający niemal miesiąc maraton, który nazwała „wyczerpującym”. Zakończył się on sukcesem i powrotem do domu przed północą. Największa zbrodnia? O jedną godzinę snu za dużo, gdy przegapiła 3 telefony. Regularnie odwoływała spotkania ze znajomymi, bo ścigały ją deadliny. A jednak bez pracy było nudno.
Można pomyśleć, że była cyborgiem, że poza pracą nie widziała innego życia. A jednak znajdowała czas na wyjście do klubu, do restauracji, a przede wszystkim na spotkania z przyjaciółmi. Cieszyła ją zbliżająca się wyprzedaż książek czy podróże.
Mita Diran na jednej szali swojego życia stawiała wyjścia do klubów, wyjazd na urlop do domu, książki i dobre jedzenie, na drugiej zaś ścigające ją deadliny i adrenalinę, nadgodziny, brak snu i wymuszoną kreatywność o 1 w nocy. Granica oddania korporacji coraz mocniej przesuwała się w stronę całkowitego zatracenia. 30 października zauważyła, że "wszystkie jej tweety brzmią, jakby były zmęczone". Jaki znalazła sposób na sen? „Im więcej czasu spędzasz w pracy, tym częściej rozważasz przeniesienie tu swojego łóżka” – żartowała. Wymarzone wakacje, powrót do domu po 3 miesiącach nieobecności – 8 dni urlopu. Dla pracownika agencji reklamowej to istna utopia.
Firma Y&R, dla której pracowała Mita, promuje się hasłem „People comes first”. Dla niej, jak i dla większości agencji, człowiek jest najważniejszy, bo to ludzie są sercem i duszą firmy. Korporacja składa obietnicę dbania o pracownika, dołożenia wszelkich starań, by żyło mu się lepiej, by mógł rozwijać swoje pasje, możliwości, by osiągnął sukces. Nieco ponad tydzień przed śmiercią Mity Diran, 8 grudnia, agencja Young & Rubicam Indonesia zdobyła kilka prestiżowych nagród Citra Pariwara, m.in. brązową statuetkę za najlepsze użycie ambientu. Najprawdopodobniej Mita dołożyła swoją cegiełkę do sukcesu firmy, w końcu była częścią teamu. 15 grudnia Young & Rubicam Indonesia zamieściło swój ostatni, długi wpis na Twitterze, pełen współczucia dla rodziny Diran i żalu za to co się wydarzyło. Sukces agencji na Facebooku, skomentowało 16 osób, udostępniła jedna. Oświadczenie po tragicznej śmierci opatrzono 394 komentarzami i 84 udostępnieniami.
Czy była dobrym pracownikiem? Tak twierdzi firma. Za jej atut z pewnością uważano fakt, że nie skarżyła się na warunki pracy. Uznała nawet, że nieco mniej lubi ludzi, którzy niewiele pracują, ale mocno się skarżą, szczególnie, gdy pracują w jej firmie. Historia Mity Diran to przykład skrajnego zatracenia w pracy, tragiczny w swych skutkach. I choć jest to przykład nader wyrazisty, to nie była ona w tym obłędzie osamotniona.
Gdzie leży granica między pasją a szaleństwem? Oddaniem pracy a zniewoleniem? Czy jasno potrafimy wyznaczyć te granice? Jak wy, Drodzy Czytelnicy, je wyznaczacie?
Na blogu „Świat korporacji”, który uruchomiliśmy z okazji premiery książki
"Joy" Jonathana Lee dyskutujemy na temat współczesnych warunków pracy. Może Twoje życie w korporacji jest usłane różami? Może jak to Polacy – lubimy pomarudzić? Podziel się z nami swoim doświadczeniem w komentarzu lub anonimowo pisz na adres: swiatkorporacji@gmail.com