Na konferencji w Oslo przedstawiciele świata nauki, polityki oraz mediów zastanawiali się nad kondycją współczesnych europejskich demokracji. Sytuacja w Polsce była jednym z powracających wątków.
21 marca w Instytucie Noblowskim na konferencji „Renewing Democracy in Europe” spotkali się goście z kilku krajów, by porozmawiać o wyzwaniach, jakie obecnie stoją przed Europą. Podawano przykłady z Wielkiej Brytanii, Węgier, Francji, Hiszpanii, Niemiec i Skandynawii, wspominano także o niejasnych wpływach Rosji na światową i europejską politykę. Jednym z najważniejszych tematów był rosnący w siłę populizm i sposoby na stawienie mu czoła. Dużą cześć dyskusji zajęły sprawy polskie.
Miejsce spotkania zostało wybrane nieprzypadkowo. To w tym budynku toczą się obrady Norweskiego Komitetu Noblowskiego i to tam w roku 2012 zapadła decyzja o przyznaniu Pokojowej Nagrody Nobla Unii Europejskiej za „skuteczną walkę o pokój, pojednanie, demokrację i prawa człowieka”.
Nie zwalczać populizmu populizmem
Były minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski rozpoczął od podziękowania Komitetowi za przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie w roku 1983, bowiem, jak podkreślił, „ta nagroda pomogła zmienić świat”. Następnie zdefiniował pojęcia kluczowe dla debaty, podkreślając, iż „suwerenność” nie może być rozumiana jako prawo rządzących do robienia tego, co im się podoba. Za typowo populistyczne uznał te ugrupowania polityczne, które twierdzą, że wyłącznie one reprezentują naród. W jego ocenie populiści mają w zwyczaju delegitymizować wszystkich oponentów jako nie mających moralnego prawa do reprezentowania ludzi. Robią to bez względu na fakt, iż zostali wybrani tylko przez cześć głosujących.
- Sposobem na walkę z populizmem nie może być jeszcze większy populizm – podkreślił Sikorski. – Prawdziwy populista zawsze podbije stawkę, a próba przelicytowania go może się skończyć tym, co stało się w Wielkiej Brytanii, czyli Brexitem. Sposobem może być dialog z tymi wyborcami populistów, którzy są gotowi na racjonalne argumenty.
Wiele miejsca w swoim wystąpieniu były minister poświęcił sytuacji w Wielkiej Brytanii. Zaznaczył, że jego zdaniem dobra drogą dla dzisiejszej Europy jest zacieśnianie współpracy w ramach Unii Europejskiej.
Media a media społecznościowe
Wielu uczestników sympozjum nawiązywało do ostatnich doniesień o wykorzystywaniu danych o użytkownikach Facebooka do wpływania na opinie polityczne. Radosław Sikorski nadmienił, że te kanały komunikacji można wykorzystywać zarówno do obrony, jak i atakowania wartości demokratycznych.
- W tej kwestii jestem optymistą, co do takich krajów, jak demokracje skandynawskie, czyli te, które mają wysoki poziom zaufania społecznego.
Dziennikarka norweskiego dziennika „Aftenposten” Ingrid Brekke opowiadała o swoich doświadczeniach jako europejskiej korespondentki. W jej opinii media są narzędziem skutecznie używanym przez populistów, szczególnie na Węgrzech, gdzie obecnie już blisko 80% prasy, stacji telewizyjnych i radiowych jest kontrolowanych przez władze.
- Zwróćmy uwagę, że Kaczyński już dawno stwierdził, że chciałby zrobić z Warszawy drugi Budapeszt - zauważyła Brekke. - Ma to samo co Orban podejście do mediów, sądów oraz komunikowania się z Unią Europejską.
Zdaniem węgierskiego opozycjonisty Laszlo Rajka w dobie „post-prawdy”, kiedy ludzie dyskutują już nie o opiniach, ale o prawdziwości faktów, dużą rolę do odegrania mają stowarzyszenia prasowe, które powinny stać nie tylko na straży wolności słowa, ale też wiarygodności informacji.
Według Barbary Nowackiej nie należy wprowadzać ograniczeń w swobodzie wypowiedzi w Internecie. Trzeba jednak odpowiadać na nie rozsądnymi argumentami i odwoływać się do faktów. Z Polką nie zgodziła się Eva Joly, przypominając, iż prawo Unii Europejskiej stawia granice mowie nienawiści. Podała przykład Francji, gdzie wprowadzono możliwość karania tych, którzy w Internecie gloryfikują terroryzm.
Populizm pod rękę z nacjonalizmem
Laszlo Rajk skupił się na próbie zdefiniowania systemów politycznych w tych europejskich krajach, w których dzięki demokratycznym wyborom do władzy doszli politycy sięgający po niedemokratyczne rozwiązania. W jego opinii populizm idzie zawsze w parze z nacjonalizmem i ma tendencje do kreowania wrogów, upatrując źródła problemów w istnieniu czy działaniu danej grupy – Żydów, imigrantów czy osób innego wyznania.
- Najbardziej adekwatny według mnie opis dzisiejszych Węgier to termin „państwo mafijne”, w którym grupa ludzi wykorzystuje politykę do zdobywania pieniędzy – stwierdził smutno Rajk. - Jestem pewny, że reżim Orbana upadnie. Nie umiem powiedzieć, czy stanie się to jutro czy za dziesięć lat, ale jeśli Orban sam nie zrezygnuje, to skończy tak samo, jak każdy inny dyktator.
Opozycjonista wyraził zdziwienie, iż Komisja Europejska nie stosuje wobec węgierskiego rządu silniejszych form nacisku.
Gorzej niż w kryminałach
Eva Joly, sędzia i posłanka Parlamentu Europejskiego oraz była kandydatka na urząd prezydenta Francji mówiła między innymi o instytucji Prokuratury Europejskiej oraz o walce UE z procederem unikania opodatkowania przez wielkich graczy ze szkodą dla takich państw jak na przykład Grecja.
- Wiele z tego, co teraz dzieje się w Europie jest straszniejsze od wizji autorów skandynawskich kryminałów społecznych. Dobra wiadomość jest jednak taka, że instytucje europejskie zyskują siłę, by temu przeciwdziałać.
Joly podjęła próbę odpowiedzi na pytanie, czemu politycy, nie tylko w Polsce i na Węgrzech, ale w całej Europie, tracą zaufanie społeczne. Jej zdaniem dbają nie o wspólne interesy Europy, czy nawet interesy narodowe, ale o własne. Jako przykład podała hiszpańską aferę grupy Bankia, w którą zamieszany był były dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego Rodrigo Rato. Wspomniała także ostatni światowy kryzys finansowy.
- To nie była katastrofa naturalna, a kryzys spowodowany przez ludzką chciwość. Mamy raporty, które wskazały winnych, ale jak dotąd tylko Islandia postawiła ludzi odpowiedzialnych przed sądem. Nie dalej jak kilka tygodni temu, pytałam Niemców, co zrobili w sprawie Deutsche Bank i nie uzyskałam odpowiedzi. Ludzie to widzą i mają rację nie ufając politykom. Pogłębiająca się przepaść między biednymi i bogatymi to nie przypadek, już politycy o to zadbali. Istnieją „oni” i jesteśmy „my”. Ale to my głosujemy.
Duma zamiast krótszego dnia pracy
Rację Joly przyznała Barbara Nowacka, mówiąc, że politycy zapominają o grupach marginalizowanych. I tak naprawdę, choć populiści obiecują odrzuconym złote góry, nie dają wiele konkretnego. Zamiast skutecznych narzędzi systemowych podsycają na przykład poczucie dumy narodowej, choć kraj nie jest w stanie wojny. A powinni dać choćby skrócenie czasu pracy.
- Naprawdę musimy pracować po 8-10 godzin dziennie? – pytała retorycznie. – Czemu nie skrócić dnia pracy i nie dać ludziom czasu, by pielęgnowali to, co naprawdę istotne, czyli ich życie rodzinne? Mamy przecież dwudziesty pierwszy wiek, to musi być możliwe!
Sikorski dodał, iż kryzys zaufania dotyczy już nie tylko polityków. Z jego obserwacji wynika, że nieufność wkrada się również w codzienne rozmowy Polaków, którzy od niedawna zaczęli wzajemnie sondować swoje opinie, sprawdzając nawzajem, kto jest po jakiej stronie. - Obserwuję, że Polacy zaczynają się obawiać wyrażania swoich politycznych opinii.
Nie ma demokracji bez kobiet
Barbara Nowacka skupiła się na ocenie kondycji współczesnych europejskich demokracji. Przypomniała, że w wielu krajach europejskich kobiety cieszą się prawami wyborczymi dopiero od kilku dziesięcioleci. I mimo tego, że mogą wybierać swoich przedstawicieli, wciąż są często traktowane jako obywatele gorszej kategorii. Mają skromniejsze płace, ograniczane prawa do edukacji, politycy decydują nawet o ich prawie do decydowania o własnym ciele ograniczając dostęp do antykoncepcji i aborcji.
Zwracała uwagę, że warto, by kobiety wykorzystały media społecznościowe jako narzędzie do zmiany współczesnych demokracji na lepsze. Za ich pośrednictwem można dziś przecież wchodzić w interakcje z politykami, naciskać, informować i dyskutować.
- Feministki nie mają dziś na przykład wstępu do polskich szkół, ale mogą edukować i prowadzić dialog za pośrednictwem mediów społecznościowych – przekonywała. – Z natury jesteśmy negocjatorkami i co ważne, potrafimy czekać. Co jeszcze ważniejsze, mamy duży wpływ na wychowanie dzieci. Możemy stworzyć pokolenie zdolne odeprzeć populistów. Oni obiecują rzeczy niemożliwe, uczmy zatem nasze dzieci krytycyzmu.
Zdaniem polsko-norweskiego reżysera i aktywisty Igora Devolda nie wystarczy sama aktywność w mediach społecznościowych. Jednym twittem nie da się zbawić świata. Aby wygrać z populistami, trzeba zbudować struktury odpowiednio silne, by były w stanie przetrwać kryzysy.
Struktury, a nie Narwik
Devold zastanawiał się nad tym, dlaczego w Polsce jest tak trudno stworzyć silny i stabilny ruch lewicowy. Jego zdaniem Polacy wciąż za bardzo polegają na liderach, głosują na nazwiska, a nie idee.
Devold nawoływał, by Polacy wzięli odpowiedzialność za kierunek zmian politycznych w kraju we własne ręce.
- Bruksela nas nie uratuje – przekonywał. – Historia dowodzi, że Europa jeszcze nigdy nas nie uratowała, to raczej my gotowi byliśmy zawsze iść, by walczyć o ten czy inny Narwik. Musimy sami otworzyć oczy i uderzyć się w piersi, że zaniedbaliśmy na przykład edukację demokratyczną w szkołach i teraz mamy wiele do nadrobienia.