Wybór kardynała Bergoglio, w sumie wcześniej mało znanego hierarchy z drugiego końca świata, był zaskoczeniem. Kiedy 3 lata temu TVN24 wywołał mnie do swojego studia we Wrocławiu i kazał komentować powołanie nowego papieża szczerze mówiąc najpierw zwróciłem uwagę na jego dość zaawansowany wiek.
Był z tego samego, 1936, roku co mój ojciec, więc 13 marca 2013 roku kard. Bergoglio miał już skończone 76 lat. Jego rówieśnicy cieszą się zwykle dorosłymi wnukami i zasłużoną emeryturą, a tu takie wyzwanie. I od razu drugie zaskoczenie: nie naśladuje ani „proboszczowskiego” stylu JP2 ani zimnego, profesorskiego zachowania B16.
Był zwyczajnie inny: naturalny i prostolinijny (czego najlepszym przykładem był ów słynny „dobry wieczór” zamiast namaszczonego i oficjalnego „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Naturalność podkreślał także strój i pozostałe gesty. Tak więc na początku było zaskoczenie.
Ale to nie wszystko. Niemal od razu pojawił się też podziw i nieukrywana fascynacja stylem i słowami nowego Ojca Świętego, zwłaszcza zapowiadającymi zmiany i reformy. Od trzech lat nie ma tygodnia, żeby Głowa Kościoła nie zaskoczyła stylem i formą, słowami i gestami wreszcie konkretnymi działaniami pokazującymi, że faktycznie trzy lata temu do Watykanu przyszło nowe i zaczęła się prawdziwa zmiana, choć wciąż bez rewolucji.
Co ważne, Franciszek prawie nikogo nie zostawia obojętnym – dlatego tak często słyszę, że kiedy dla jednych ma być odnowicielem Kościoła dla innych jest zdrajcą tradycji i wiary. Jedno jest pewne – Franciszek nie daje się zaszufladkować i opisać łatwymi hasłami. Potrafi z wielką troską wypowiedzieć się o osobach homoseksualnych i za chwilę skrytykować ekspansję ideologii gender używając słów żywcem wyjętych ze słownika niejednego polskiego polityka.
Apeluje do przedsiębiorców o prawa pracownicze ale też docenia ich rolę w budowaniu dobrobytu. Nie uważa, że polityka społeczna musi być koniecznie określona na zasadzie dychotomii socjalizm - kapitalizm i wzrusza ramionami, kiedy ktoś nazywa go lewicowcem.
Godzi się na umieszczenie w posynodalnym dokumencie kwestionowanych przez niektórych biskupów punktów o rozwodnikach i homoseksualistach (w jakiejś mierze przyjmując optykę zmiany praktyki duszpasterskiej) ale za każdym razem broni nierozerwalności małżeństwa i praw przysługujących rodzinie. Franciszek nie jest ani liberałem ani tradycjonalistą, jest – jak to ujął jeden z jego biografów, Austen Ivereigh – prorokiem wielkiej zmiany.
Nieomylność w czasach social media
Z Franciszkiem nie mają łatwego życia ani ci, którzy wzorem pewnego polskiego publicysty wiedzą zwykle lepiej od innych ani ci, którzy muszą dbać o czytelną wykładnię katolickiej doktryny. Jak przystało na XXI wiek papież komunikuje się za pomocą mediów: liczne wywiady dla najważniejszych dzienników i stacji telewizyjnych, konferencje prasowe robione ad hoc, książki publikowane „na spółkę” ze świeckimi dziennikarzami oraz stała obecność na portalach społecznościowych to tylko wierzchołek tego co stało się znakiem rozpoznawczym stylu Franciszka.
Niestety, w tej wielości nie trudno o potknięcia czy nadinterpretację papieskich słów. Ale nawet wtedy kiedy ktoś zmieni taki czy inny fragment rozmowy (jak to się stało w przypadku wywiadu opublikowanego na łamach dziennika La Repubblica) nie było oskarżeń o celowe fałszowanie papieskiego przesłania czy wprowadzanie kogokolwiek w błąd. Po prostu tekst uznano za nieoficjalny.
Podobnie jest z fragmentami podniebnych konferencji prasowych, podczas których pada wiele słów będących raczej zapisem ludzkich wrażeń których ktoś (nawet będąc papieżem) nie jest przecież pozbawiony niż twardą wykładnią nauki i wiary. Inna sprawa, że wszystko co do tej pory mówił i wierze czy moralności Franciszek jest jak najbardziej ortodoksyjne i prawdziwe.
I wreszcie specyficzna, franciszkańska, optyka. Jest to przede wszystkim zatroskanie sytuacją zwykłego człowieka, zwłaszcza wtedy gdy taki człowiek czuje się zwyczajnie opuszczony i zmarginalizowany. I podejmowane przez papieża gesty oraz konkretne działania (np. prawa kanonicznego w zakresie stwierdzania nieważności małżeństw) są tą zmianą jaka się dokonuje w Watykanie a w konsekwencji także w całym Kościele.
Kluczem do zrozumienia tej bezpośredniości jest z pewnością kontynuacja duszpasterskiego stylu, jaki kard. Bergoglio praktykował jeszcze w Argentynie. Przypomnę, że zaledwie dwa miesiące po swoim wyborze napisał o tym znajomemu proboszczowi małej parafii w miejscowości La Rioja, księdzu Enrique Rodriguezowi: "Staram się zachować ten sam sposób życia i działania, jak w Buenos Aires, bo gdybym zmienił go w moim wieku, z całą pewnością bym się ośmieszył".
Franciszek wymyka się spod prostego schematu „papieża postępowego” czy „konserwatywnego”, ale - paradoksalnie – właśnie coraz częściej myślę o nim jako o tym, który już dokonał w głowach sporej części katolików (i nie tylko) rewolucyjnej zmiany. Zaprosił wielu do myślenia, dyskusji i w końcu działania.
Nie wiem czy kiedy pod koniec lipca zjawi się w Krakowie przekłuje „balon katolickiego samozadowolenia”, zbyt często znak rozpoznawczy polskiego Kościoła. Wiem jedno, to co powie nad Wisłą nie pozostawi nas długo w spokoju.