Jak (niechcący) zostałem ortodoksem i fundamentalistą
Najpierw był zarzut, że w sprawie aborcji na swoim blogu nie zabieram głosu (choć uczyniłem to dość wyraźnie zarówno w autorskim programie w TVN24BiS jak i na fejsbukowym profilu). Potem pytania czy w niedzielę czytałem „list Episkopatu” i co o nim sądzę. Wreszcie przyszło zaproszenie do rozmowy z jedną z organizatorek „spontanicznej” zadymy w kościele św. Anny, które przyjąłem bo liczyłem, że czegoś się dowiem o intencjach tych osób, zwłaszcza że na nagraniu udostępnionym przez gazetę.pl przerywająca mszę pani wydawała mi się jakoś dziwnie pobudzona i niezbyt przekonywująca. Na końcu przez jednych (fakt, czasem lekko prześmiewczo) zostałem uznany za wojującego ortodoksa, przez innych za przykład fundamentalisty, który nawet uśmieszkiem potrafi dyskryminować kobiety, bo przecież jest - niezależnie od poglądów - gościem prosto z ciemnogrodu, osobnikiem nienawidzącym kobiet (zwłaszcza „wyzwolonych”). Zatem teraz czas na kilka wyjaśnień: