Opublikowany przez KAI raport na temat finansów Kościoła jest z pewnością dokumentem ciekawym i potrzebnym. Obala wiele mitów związanych z funkcjonowaniem Kościoła jako instytucji, także przez pryzmat pieniądza, którego – co warto podkreślić - wprawdzie jeszcze nie brakuje ale nie można powiedzieć, żeby parafie, zakony i diecezje były oazami bogactwa.
Pierwszy mit obalony przez raport to podsycane często przez media przekonanie, że Kościół wisi na państwowym garnuszku dotacji, tajnych źródeł dofinansowania czy wręcz jakiejś formy uzależnienia księży czy kościelnych instytucji od państwowych pieniędzy. Tak naprawdę kwota wskazana przez KAI czyli niespełna pól miliarda złotych, w tym ponad 220 mln idące na uczelnie katolickie (a kształcą się tam przecież tysiące młodych ludzi niekoniecznie deklarujących wybór tych ośrodków z powodów światopoglądowych) i ok. 121 mln dotacji z funduszy unijnych w skali całości środków przeznaczanych np. na cele kulturalne czy wyrównywanie szans (a w obszarze tych funduszy Kościół uczestniczy najbardziej aktywnie), to suma, która nie powoduje zawrotu głowy.
Oczywiście najwięcej emocji budzi Fundusz Kościelny (89 mln idące m.in. na dofinansowanie składek emerytalnych części duchownych, w tym zakonów klauzurowych i misjonarzy) oraz płace katechetów (z całej sumy ponad 1 mld złotych na duchownych przypada ok. 250 mln), ale płacenie katechetom za ich pracę wynika z zapisów kodeksu pracy i jest konsekwencją umieszczenia religii wśród przedmiotów nauczanych w polskich szkołach a nie takiego czy innego „przywileju”. To zestawienie, wg. mnie w miarę obiektywne i pozbawione emocji pewnie nie przekona sceptyków, ale daje - podkreślam po raz pierwszy – jakieś twarde dane do dyskusji, a nie tylko „szacunki” jak to było np. w opracowaniu kilku firm doradczych.
Najwięcej emocji może budzić kwestia funduszy jakie przepływają przez parafie i są gratyfikacją za wykonywanie posług religijnych. Wg zwyczaju obowiązującego w Polsce ich wysokość to sprawa umowna, najczęściej są to tzw. ofiary, ale - przyznać trzeba otwarcie – w niektórych diecezjach „ofiary nie mniejsze niż”. To budzi kłopoty i napięcia (zresztą dla obu stron) oraz szereg niedomówień. KAI przedstawił dane zarówno pokazujące bogate parafie jak i biedne, zresztą te dane pokrywają się z polskimi obszarami względnej zamożności (duże miasta, ośrodki przemysłowe czy turystyczne) jak i biedy (choćby obszary po pegeerowskie). Jeśli na tych ostatnich terenach ksiądz na dodatek nie pracuje w szkole jego sytuacja materialna jest najczęściej nie do pozazdroszczenia. I to też jest prawda, choć bardzo często pomijana, o „stanie finansów Kościoła w Polsce”.
Tu pojawia się pytanie co należy zrobić, czym np. zastąpić Fundusz Kościelny, którego los jest chyba przesądzony i pewnie wkrótce przestanie on istnieć. Wśród pomysłów pojawia się wprowadzenie jakiegoś „podatku kościelnego” czy dodatkowego, dobrowolnego „jednego procenta”.
Niezależnie od faktu, że paradoksalnie taka sytuacja może jeszcze bardziej wepchnąć Kościół w objęcia państwa (ostatecznie to aparat skarbowy będzie takie podatek czy jeden procent ściągał a następnie dystrybuował i wymagał bardzo szczegółowego rozliczenia), to na dodatek może okazać się, że wielu ludzi przekazując taką kontrybucję na rzecz Kościoła ograniczy np. datki na tacę, które najczęściej są podstawą funkcjonowania świątyń (z tego opłaca się koszty ogrzewania, światła czy drobnych remontów).
Dlatego, paradoksalnie, pierwsza i najgłośniejszą grupą przeciwników takich rozwiązań będą sami księża. Nie wierzę też, że wprowadzenie jakiegoś jednego procenta na rzecz Kościoła coś w tym zakresie zmieni. Raczej jakaś forma solidarności zawodowej duchownych byłaby najlepszym i dodatkowo ewangelicznym rozwiązaniem, ale pytanie czy to możliwe, skoro często nawet w poszczególnych diecezjach jest duże zróżnicowanie i brak mechanizmów „wyrównujących”.
Pewnie likwidacja Funduszu Kościelnego wymusi na Kościele choćby sfinansowanie składek zdrowotnych i emerytalnych na rzecz misjonarzy czy zakonów klauzurowych. Zostawienie ich samym sobie byłoby nie tylko porażka Kościoła w wymiarze jakiegoś PR ale wręcz zdradą tych ideałów, które sam głosi.