I komu to przeszkadzało? Znajomy kolega - proboszcz tak właśnie żartobliwie skomentował ostatnie wypowiedzi papieża Franciszka. I faktycznie, czytając komentarze po niemal każdym publicznym wystąpieniu Głowy Kościoła lub kolejnej publikacji tego co kard. Bergoglio powiedział, także w okresie zanim został Franciszkiem, budzą emocje i pytania zarówno wśród postronnych obserwatorów jak i wewnątrz Kościoła.
Co ciekawe, uczestnicząc w ostatnim czasie przynajmniej w dwóch debatach na temat poglądów papieża Bergoglio zauważam, że choć każdy słyszy u niego to co zwykle chce usłyszeć to jednocześnie nie da się ukryć, że Franciszek wymyka się spod prostego schematu „papieża postępowego” czy „konserwatywnego”. Po prostu zaskakuje nie tylko tym, że stawia wiele pytań, ale co niektórych jeszcze bardziej dziwi, wcale nie udziela prostych i jednoznacznych odpowiedzi.
Przecież Franciszek nie odkrywa Ameryki, kiedy mówi o tym, że i ateista może czynić dobro, choć słuchając niektórych księży ma się wrażenie, że jeśli nawet jesteś wierzący i żyjesz „po bożemu” ale na przykład nie słuchasz określonego radia lub nie głosujesz na konkretną i jedynie prawdziwie polską partię nie możesz być pewny miejsca w niebie. Podobnie nie ma żadnego przełomu w skrytykowaniu kościelnej biurokracji. Franciszek nie jest pierwszym duchownym, który głosi prymat osoby przed korporacyjnymi wymogami i zasadami. Jednak już mocne napomnienie, że księża sami siebie uczynili „strażnikami świętej biurokracji” i ironiczne (choć prawdziwe!) dodanie, że do siedmiu sakramentów świętych dodaliśmy ósmy, który święty nie jest i skupia się głownie na cenniku lub formułkach gdyby został wypowiedziany przez kogoś z zewnątrz pewnie w najlepszym przypadku byłby odczytany jako nieuzasadniona krytyka Kościoła.
Franciszek nie ułatwia życia wielu polskim proboszczom kiedy nie tylko mówi o ubóstwie (btw śledząc polskie media można mieć wrażenie, że mówi tylko o tym i za chwilę wyda okólnik jakimi samochodami mają jeździć księża), ale mocno karci za stosowanie duszpasterskiego mobbingu wobec tych, którzy chcą ochrzcić swoje dziecko choć żyją bez ślubu czy nawet bez męża. Ba, dla papieża nawet celibat nie jest dogmatem (bo faktycznie nie jest) i choć opowiada się za jego utrzymaniem dopuszcza już dziś dyskusję nad tym a w przyszłości nawet rezygnacje ze stawiania takiego wymogu duchownym.
Nie będą mieli łatwo z papieżem także politycy. Krytykuje prymat kapitału nad człowiekiem, negując socjalistyczne zapędy w życiu społecznym nie widzi specjalnie powodów żeby kapitalizm podnosić do rangi nieomylnego i jedynego słusznego systemu gospodarczego i na dodatek ma odwagę przypominać, że „pieniądz ma swoją ojczyznę”.
Nieco światła na ewolucję poglądów papieża Bergoglio rzuca książka będąca zapisem rozmowy kardynała z rabinem „W niebie i na ziemi”. Z niej można dowiedzieć się dlaczego Franciszek dziś nie godząc się na akceptację dla wielu zmian kulturowych uważa, że lepiej argumentować przeciwko nim posiłkując się antropologią, socjologią czy filozofią a niekoniecznie zawsze tylko religią. I kiedy słucham Franciszka to cieszę się, że jedno jest pewne: nie robiąc specjalnie wielkiej rewolucji używa języka, który jest totalną zmianą. Rozumieją go i zwykli księża i watykańscy kardynałowie, politycy i intelektualiści, ale też - i to jest największa zasługa tej zmiany – dobrze wie o co papieżowi chodzi prosty człowiek.
I może to jest ten największy kłopot jaki mogą mieć z papieżem jego zawodowi krytycy i recenzenci.