Nie rozumiem „jazdy” jaka od kilku dni jest robiona wokół wice ministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego. Wszystkie głosy krytyczne można sprowadzić właściwie do jednego oskarżenia: Królikowski jest katolikiem, na dodatek praktykującym i mocno związanym z Kościołem.
Oczywiście to go ma dyskwalifikować jako urzędnika państwowego, bo ma wyraziste poglądy i nie uważa, za celowe krycie się z nimi przed tzw. opinia publiczna. Co innego gdyby miał poglądy lewicowe, najlepiej jakby był tajnym lub półjawnym „oblatem zakonu feministek”, jeszcze lepiej gdyby postulaty gender popierał nie tylko słowem ale i przykładem zakładając od czasu do czasu do pracy sukienkę swojej żony. Przepraszam, co ja pisze? Jakiej żony, przecież to takie staroświeckie i konserwatywne.
Ale na poważnie. Zaglądanie komukolwiek do jego duszy to działanie dość ryzykowne bo ktoś może zrewanżować się nam tym samym. Podobnie nikt nie ma prawa do diagnozowania i oceniania stanu i poziomu życia duchowego choćby najbardziej prominentnego urzędnika państwowego, bo nie wszystko da się łatwo opisać. Osobiście wolę ludzi z poglądami niż tzw. bezideowców. Więcej, uważam, że jeśli ktoś jest dla państwa „niebezpieczny” to właśnie tacy „bezobjawowi” urzędnicy, którym wszystko jedno co podpisują, jakie programy realizują a tym bardziej po co są ministrami.
Przejrzałem wydaną niedawno (wraz z abp Hoserem) książkę „Bóg jest większy”. Treść książki nie jest dla nikogo (a raczej nie powinna być) zaskoczeniem, nie ma tam również jakichś specjalnie odkrywczych myśli czy nowych propozycji, których zwłaszcza z ust abp Hosera byśmy nie słyszeli. Mam tez nadzieję, a wręcz jestem pewien, że książka powstawała w czasie wolnym od pracy w ministerstwie. Jeśli coś mi zaimponowało, to raczej zdolność słuchania i komunikowania się specyficznym „arcykościelnym” językiem jakim do czytelnika zwraca się rozmówca ministra. Czy jednak ta publikacja okaże się „przepustką do historii”? Wątpię, mam wrażenie, że jeśli już czymś Michał Królikowski zapisze się w pamięci to pewnie bardziej będą to jego autentyczne kwalifikacje zawodowe.
Urodzony w 1977 r. jest już profesorem prawa na UW i autorem wielu ciekawych i ważnych prac, a jego wykłady mieli okazję słuchać nie tylko studenci polskich uczelni ale także kilku poważnych uczelni w Wielkiej Brytanii i Austrii. Jeśli komuś to za mało niech popyta w Sejmie jak oceniają jego pracę posłowie w charakterze dyrektora Biura Analiz Sejmowych w Kancelarii Sejmu. Skąd zatem ta krytyka? Czym Królikowski zawinił? Czy zadecydował o wprowadzeniu jakiegoś dyskryminującego prawa? A może skompromitował się jako człowiek, osoba publiczna? Prędkość przekroczył? Złapano go na jeździe po kielichu? Chadzał (niczym niektórzy posłowie) do „domów schadzek”? Nie, jedyną wadą Królikowskiego jest bycie katolikiem i fakt, że stara się prezentować spójne poglądy zarówno w wymiarze prywatnym jak i publicznym. Czy w państwie prawa trzeba się tego bać? Jeśli już, to bardziej krytyków min. Królikowskiego niż jego samego.