Trwa publicystyczna debata o skutkach decyzji belgijskiego parlamentu. Obrońcy tej decyzji używają słownej i prawnej ekwilibrystyki żeby udowodnić, że sprawa nie jest tak dramatyczna a prawo nie aż tak skrajnie społecznie kontrowersyjne i szkodliwe.
Obrońcy „postępowej” Belgii zwykle nie mają za dużo do powiedzenia, kiedy pada pytanie czy oni sami zdecydowaliby się na zgodę w przypadku eutanazji własnego dziecka. Oczywiście, zwykle wtedy pada zarzut o populizm (doświadczyłem tego sam kiedy wczoraj na FB takie pytanie zadałem jednemu ze zwolenników eutanazji).
Osobiście mnie to nie dziwi, bo podobnie jest w przypadku aborcji- większość jej zagorzałych zwolenników zwykle od razu deklaruje, że sama tego by nie zrobiła, ale „nie można ograniczać prawa wyboru”. Do czego to prowadzi pokazuje przykład dramatycznego zdarzenia z Wrocławia: planowano „aborcje płodu” ale ostatecznie okazało się, że „ratowano niemowlę”, które przeżyło zamach na swoje życie. Miałem wielokrotnie okazję odwiedzać sierocińce i ochronki prowadzone w skrajnie biednych krajach Afryki. Np. takie miejsce jak Kasisi w Zambii na pierwszy rzut oka robi wrażenie kumulacji wszystkich nieszczęść: większość mieszkańców tej dziecięcej wioski to dzieci „skazane na śmierć”: chore na nieuleczalne choroby (większość na AIDS), osamotnione i nigdy nie znające swoich rodziców, odnajdujące jedyna radość w zabawie jakimś kawałkiem plastikowej butelki i przezywające największe szczęście kiedy na talerzu ląduje trochę kukurydzianej papki. Ale przy tym zawsze uśmiechnięte i radosne.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: wszystkie te prawdziwe sieroty wiedzą, że jest ktoś kto je kocha i zrobi dla nich dosłownie wszystko. Choćby ich życie miało być przedłużone tylko o jeden dzień. Niestety w krajach cywilizowanej Europy coraz częściej będziemy mieli przypadki dzieci, które - jak głoszą to zwolennicy eutanazji i aborcji – z fałszywie pojętej litości będą skazywane na śmierć.
Samuel Huntington w swym fundamentalnym politologicznym eseju napisał kiedyś o „zderzeniu cywilizacji” przewidując strategię konfliktu oparta na konfrontacji wokół zagadnień cywilizacyjnych i różnic kulturowych wynikających m.in. z podziałów religijnych. Niestety dziś raczej trzeba byłoby mówić nie o zderzeniu, ale o zdziczeniu tej cywilizacji, która jeszcze niedawno dumnie otwierała innym drogę do lepszego i bardziej ludzkiego życia. Decyzja parlamentów z Belgii i Holandii, pomysły innych europejskich legislatur pokazują, że proces zdziczenia cywilizacji europejskiej przyspieszył.