Benedykt XVI zrezygnował, dyskusja trwa. Benedykt XVI mówił o chorobie, że już nie da rady kierować Kościołem. Z upływem czasu inne motywy zaczynają dominować wśród komentarzy. Że jednak przygnębiło go to, co się dzieje w kurii.
Filozof, publicysta, profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora
Fałszywy trop to sugerowanie, że Benedykt nie wiedział, co tam się dzieje. On był współtwórcą tego systemu, stworzył system zastraszania teologów (nuncjusz w Niemczech abp Uhac w latach 80. pisał list do znanych mu teologów, żeby donosili na podejrzanych kolegów (list wyciekł do prasy), którzy mogliby coś powiedzieć krytycznego wobec Romische Centrale, zwłaszcza w kwestii prezerwatyw itp.; ponad stu teologów niemieckojęzycznych pisało w tamtych czasach protest, by przywrócić wolność badań teologicznych).
W 1999 roku kilku księży meksykańskich próbowało dotrzeć do Ratzingera w sprawie twórcy Legionów Chrystusa, Marciela Degollado, pedofila, gwałciciela własnych dzieci. Wiedzieli, że pisanie pism nic nie da, bo zablokują to urzędnicy (wszyscy to wiedzieli, że pisanie pism nic nie daje, i jakoś to nikogo nie dziwiło, nie dziwiło też Ratzingera). Dotarli przez znajomego biskupa, ten przedstawił sprawę. Ratzinger zapytał, czy księża są wiarygodni, biskup potwierdził. Ratzinger odpowiedział: czy jest dziś dobry moment na poruszenie takich kwestii wobec człowieka tak zasłużonego dla Kościoła (Legioniści bardzo bogaci dawali duże ofiary na Watykan w ogólności i na poszczególnych hierarchów w szczególności). Ratzinger nic nie zrobił, gwałciciel, uzależniony od dolatinu narkoman, pedofil, twórca koszmarnego systemu wyzysku i nadużycia, działa dalej, jest wolny, ma swobodny dostęp do własnej młodzieży zakonnej, którą zaprasza do swojego pokoju na wspólną noc, masaże bolącego brzucha itp.; nie interesuje się nim policja, nie reagują władze kościelne.
W 2003 roku papież, nie przyjmując do wiadomości oskarżeń (to jest niesamowite i warte refleksji dlaczego nie przyjmuje się do wiadomości złych informacji, dlaczego posłaniec złej nowiny jest tak źle widziany, dlaczego krytyka zawsze musi być działalnością wrogów), organizuje wraz ze swoim sekretarzem kard. Dziwiszem, który też pewnie nie przyjmuje do wiadomości oskarżeń (choć nigdy się z tego nie tłumaczył) dla Degollado uroczystość na jego 60 rocznicę święceń.
Z czasem skandal z Degollado tak się rozszerza, że nie można już udawać, że nic się nie dzieje. Benedykt XVI podejmuje wreszcie kroki dyscyplinarne, które polegają jednak nie na ekskomunice, potępieniu przestępcy, wezwaniu policji, lecz zesłaniu na odosobnienie do klasztoru, bo już ciężko chory powoli dogorywał. Żadnego otwartego potępienia, żeby choć minimalnie zadośćuczynić krzywdzie ofiar! Słowa ogólne, dyplomatyczne, żeby zbytnio nie zaszkodzić Kościołowi. Niesamowitość etycznej anemii, zagubienia proporocji. Całą tę historię i wiele innych opisują autorzy książki Sluby milczenia. Kto chciałby sobie wyrobić pojęcie na faktyczny przebieg historii ukrywania pedofilii w Kościele katolickim, bez tej książki nie da rady. Z kolei o prawnych aspektach działań Watykanu za czasów Ratzingera-Benedykta pisze znany prawnik o międzynarodowej reputacji G. Robertson w książce Czy papież jest winny.
Tymczasem czytamy w prasie międzynarodowej, że Ratzinger tracąc immunitet głowy państwa może zostać pozwany w sądach amerykańskich za stworzenie ram prawnych umożliwiających systemowe ukrywanie przestępców seksualnych. Takie wnioski zostały już w sądach złożone, lecz nie mogą mieć dalszego ciągu z powodu immunitetu (pisze o tym także Robertson). Stąd też, donoszą agencje, spotkanie z prezydentem Włoch, czy nie dałoby się czegoś załatwić.
Wszystko to nie wygląda dobrze. To nie jest tak, że cały świat się sprzysiągł przeciwko biednemu papieżowi i jeszcze bardziej poszkodowanej rzymskiej kurii. To zaniedbania, nieodpowiedzialność i brak wyobraźni przywódców - za które normalnie odpowiada się albo politycznie, albo karnie. Nie uznawanie mechanizmów nowoczesnego społeczeństwa (przejrzystość finansów i standardy księgowości akceptowane przez niezależnych audytorów, przejrzystość i merytoryczność nominacji, skuteczność przepływu informacji, decentralizacja zarządzania, upodmiotowienie dołów kościelnych, ich prawa do wyboru przywódców), myślenie magiczne, że oto my jesteśmy wyjęci spod praw natury, zasad funkcjonowania społeczeństwa a Duch Święty jak cudowny wujek nas przed wszystkim obroni.
Czy można coś powiedzieć dobrego o odchodzącym papieżu - zapytała mnie Monika Olejnik w programie Gość radia Zet. Pewnie można, lecz pytanie jest trochę demagogiczne, w myśl zasady, że jak ktoś krytykuje, to już jest jednostronny, już chce ugrać coś dla siebie, i że nie może zobaczyć nic pozytywnego, a więc ma problem. Krytykujący ma problem, a nie przedmiot uzasadnionej krytyki.
Jeśli ma się zasadniczo krytyczną wizję jakieś postaci publicznej, to wyszukiwanie pozytywów jest działaniem dziwacznym. Weźmy np. Berlusconiego, czy może Pan coś powiedzieć pozytywnego na jego temat? Pewnie tak (może lubi koty), ale co z tego, skoro widzę go jako politycznego szalbierza, szkodnika itp. Tak też jest z Benedyktem. Papież, który zaszkodził wielce Kościołowi, który nie widzi swojej winy, przynajmniej o tym nie mówi publicznie. Który nie podołał, nie zamierzał nic zmieniać, nie wiedział być może jak to zmienić, bo nie dysponował nowoczesną wiedzą o funkcjonowaniu złożonych publicznych organizacji.
Uzasadniona krytyka wobec osób hołubionych, choćby z powodów religijnej sakralizacji postaci, nie będzie miała nigdy dobrej prasy. Stąd pytanie o funkcję religijnej sakralizacji, czy aby nie zaślepia? Czy nie lepiej było jakoś inaczej budować społeczny autorytet religijnych przywódców? Jak to robić, to dopiero jest ciekawe pytanie.