Wśród rozmaitych obelżywych listów, które otrzymuję, zwrócił moją uwagę Pan Rogalski, adwokat. Poduszczony przez list episkopatu na Wielki Czwartek, pomstujący na mnie jako na Judasza, postanowił zabrać głos.
Filozof, publicysta, profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora
Zarzuty powtarzają się ciągle te same, zgodnie ze wskazówkami episkopatu. Wszelką krytykę traktuje się jako napaść. Kościół katolicki ma być wielkim tabu, jak nieboszczyk, bo jak wiadomo, że de mortuis nisi bene.
Tymczasem to jest żyjący organizm, wielki i interesujący pod wieloma względami, różnorodny, mający w historii swoje wielkie osiągnięcia a i dziś zasłużony w niejednym.
A jednak formułowany przez hierarchów moralny zakaz wszelkiej krytyki szarga jego dobrą opinią. Twarzą Kościoła staje się grupa duchownych nie znoszących żadnej nieprzyjemnej uwagi, ipso facto domagająca się wyłącznie pochwał i adoracji. Ten infantylny stan jest, na co trzeba zwrócić uwagę, krzywdzący dla duchowieństwa en masse. Nie wszyscy są tacy. Nieubłagane są jednak społeczne mechanizmy budowania (resp. niszczenia) wizerunku instytucji.
Żadna instytucja nie ostoi się bez lojalnej krytyki. Zmysł krytyczny jest źródłem postępu. Jednym z ważnych zadań teologii jest funkcja krytyczna. Nie przetrwa urząd państwowy, prezes firmy izolowany pochlebstwami, gdzie wszyscy będą bali się zwrócić uwagę na to, co wydaje im się niewłaściwe.
Krytyka nie jest atakiem, piszę o tym od lat. Staram się jak mogę uzasadniać moje uwagi, bo najwartościowsze w krytyce nie jest sama teza, lecz jej wyjaśnienie, opis. W debacie publicznej zajmujemy się więc uzasadnieniami tez, a nie nimi samymi. Taki jest ideał, rzeczywistość zaś jak zwykle jest daleka od ideału.
Nie zajmujemy się samymi tezami, jeśli ich autor nie dostarcza uzasadnień, ponieważ każdą tezę można wypowiedzieć bez żadnego wysiłku, sama, niczym nie wsparta, nie ma wartości. Tak przynajmniej uczyli mnie na logice, metodologii nauk, i wszelkich pokrewnych filozoficznych dyscyplinach.
Tymczasem uzasadnienie wymaga kompetencji. W dyskusji o Kościele potrzebna jest kompetencja teologiczna. W moich wystąpieniach telewizyjnych streszczam uzasadnienia rozwinięte w moich książkach (oto ich lista). Na ile pozwolą na to domagający się najlepiej dwuzdaniowych wypowiedzi dziennikarze.
W dyskusji o Kościele potrzeba znać wypracowane w XX wieku teologiczne modele Kościoła. One są różne. Krytyka stanu faktycznego przy użyciu jednego z takich modeli jest w pełni uprawniona, jest pracą teologiczną sensu stricto. Mecenas Rogalski jest specjalistą od prawa, nie odwołuje się do zasad pracy teologicznej, można więc domniemywać, że nie jest biegły w tym przedmiocie. Nie potrafi jednak uznać tego, woli pochopnie oskarżać. W ten sposób ze świata cywilizacji staczamy się w barbarię. Proszę sobie wyobrazić, że ja nie znając reguł prawa w analogiczny sposób wymądrzałbym się jak należy procedować w procesie takim czy siakim.
Mecenas Rogalski niepotrzebnie się niepokoi istniejącą w Kościele krytyką. Lepiej lub gorzej funkcjonuje ona od samych jego początków. Znajdziemy ją Nowym Testamencie, w pismach patrystycznych, w scholastycznej myśli średniowiecza, w renesansowej teologii katolickiej i w teologii protestanckiej. Kontrreformacja, zwarcie szeregów przytłumiło wolność wypowiedzi w Kościele, Oświecenie dopełniło dzieła wzmocnienia czujności wobec wrogów zewnętrznych i wewnętrznych. Jednak XX wieczna odnowa teologiczna kulminująca Soborem Watykańskim II przywróciła prawo do lojalnej krytyki. Posoborowa kontrrewolucja konserwatywna (znany z historii rodzaj odreagowania na szokujące dla niektórych zmiany), mająca swoje apogeum za pontyfikatu JPII, gdzie teologów ścigano za wszelkie próby myślenia krytycznego, nie potrafiła zdławić wolnej myśli. W dalszym ciągu jest w Kościele katolickim na świecie dużo zdrowego rozsądku. I nie wygasło pragnienie wolności, wolności myśli, słowa, wyboru sposobu życia.
Wracając jeszcze na chwilę do mecenasa Rogalskiego. Na jego stronie internetowej można przeczytać, że specjalizuje się między innymi w prawie karnym, medycznym, lotniczym, spadkowym i rodzinnym, handlowym, administracyjnym, budowlanym itd. Powstaje więc pytanie czy tak wszechstronny adwokat nie powinien bardziej dbać o swoją reputację? Czy powinien upubliczniać takie emocjonalne wypowiedzi? Czy można zaufać prawnikowi, który w swoich działaniach kieruje się irracjonalnymi emocjami, obraża drugiego człowieka, atakuje go personalnie? Czy taki adwokat nie sprzeniewierza się etosowi swojego zawodu, nie podważa zaufania dla tego ważnego elementu systemu sprawiedliwości demokratycznego państwa?