Coraz więcej głosów, już nie tylko ks. Isakowicz-Zalewski, wspomina o istnieniu lobby gejowskiego wśród księży. O istnieniu problemu na Watykanie miał mówić papież Franciszek, w polskim kontekście też nie mało da się usłyszeć.
Filozof, publicysta, profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora
Ten sam podtekst ma likwidacja (przeniesienie do Częstochowy) seminarium sosnowieckiego, sugeruje Ewa Czaczkowska na portalu Areopag 21. Była tam komisja papieska, badanie, i po kilku miesiącach likwidacja seminarium.
W tej kwestii zarysowuje się osobliwa sytuacja: atak na tzw. lobby homoseksualne zaczyna być atakiem na gejów w Kościele, gejów księży itd. Oskarżenia o homolobby zaczynają być podszyte homofobią, nienawiścią, wstrętem do gejów i lesbijek. Siła tej nienawiści niekiedy mnie przeraża, inspirowana także przez homoseksualistów nie chcących własnego homoseksualizmu zaakceptować. Jedną z form ukrywania własnej homoseksualnej orientacji jest atak na gejów.
Homolobby - czy to jest problem, jeśli tak, to na czym on polega? Owszem, sądzę, że jest to problem, a wynika z przymusu ukrywania swojej orientacji. Przymus ten tworzy podziemny świat relacji, zależności towarzyskich, także erotycznych. Przełożeni kościelni będą dobierać współpracowników wedle swoich sympatii, nominacje będą niemerytoryczne, zależne od orientacji.
Najchętniej poleciłbym tom Sodoma i Gomora z książki W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, gdzie analiza życia gejowskiego zmuszonego do ukrywania się jest unikalna.
Krytycznie należy więc odnieść się do zmuszenia gejów do konspiracji, bo ono tworzy tzw. homolobby. Kościół sam swoją polityką wobec gejów i lesbijek generuje problem, którego nie umie rozwiązać. Papież Benedykt oświadczył w swoim czasie, że nie wolno gejów przyjmować do seminariów, nie wskazując jak miano by to badać. Opieranie się na oświadczeniu kandydata jest nieskuteczne, bo część z nich walczy ze swoją orientacją; przekonani są, że to chwilowe, i że minie, a dopiero po kilkunastu latach odkryją, że nic się nie da zrobić. Strach być gejem czy lesbijką
Papież Franciszek powinien wezwać do comingout'u. Byłaby w tym franciszkańska prostota nie udawania tego, kim się nie jest. Tego oczywiście nie zrobi, okazałoby się bowiem publicznie, że duchowni mają popęd seksualny, że go realizują na rozmaite sposoby, podobnie jak robi to reszta społeczeństwa. I w związku z tym nie są duchowni jakimś odrębnym bytem ludzkim, wyjętym spod praw przyrody.
Bez ujawnienia orientacji, nie ma akceptacji dla orientacji, nie możliwa jest edukacja w tej dziedzinie. Bez prawa (nie przymusu) do ujawnienia własnej orientacji będzie dalej kwitło w Kościele katolickim podziemne życie, szkodliwe, krzywdzące, bolesne dla gejów i lesbijek, którzy nie mogą stać się pełnoprawną częścią społeczeństwa. Jeśli geje i lesbijki kojarzą się wyłączenie z nocnymi klubami, tajnymi schadzkami kurialistów rzymskich na mieście, z ekscesem parady równości w Berlinie, to dlatego, że nie pozwala im się, stosując psychologiczny terror, na normalne funkcjonowanie, tworzenie zwykłych związków, zawieranie małżeństw, posiadanie dzieci.
Papież Franciszek nie uczyni odważnego gestu wobec gejów i lesbijek w Kościele, nie pozwoli być im sobą, tak daleko nie pójdzie jego franciszkanizm, opcja na rzecz marginalizowanych, napiętnowanych, pozbawianych szacunku i praw. Niewiele więc się zmieni. Podziemne, szkodliwe, bo oparte na totalnym potępieniu tej orientacji seksualnej, życie duchownych będzie kwitło, polowanie na czarownice będzie popychało do jeszcze większej konspiracji, jeszcze bardziej demonizując bycie gejem i lesbijką we świecie współczesnym katolików.