Filozof, publicysta, profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora
Nietzsche był wrogiem feminizmu swojej epoki. Podejrzewał go o wiele bezeceństw, zwłaszcza drażniła go nienaturalna idea równości ludzi, która zawsze oznaczać musi cięcie od góry, ściąganie w dół, by się nie wybijali zbytnio wyżej położeni, silniejsi, piękniejsi, bogatsi. O kobietach pisze Nietzsche w sposób,który powierzchownego lewicowego czytelnika wprawi w oburzenie, a prawicowego w samczy rechot.
Przestrzegam jednak, iż myśl Nietzschego ma istotną wartość diagnostyczną. To, co pisze podobać się będzie konserwatystom a nie będzie podobać liberałom. Tymczasem nasz autor opisuje stan faktyczny, który feministki chcą zmieniać, a konserwatyści zachować na zawsze, dzięki niemu bowiem mogą tkwić w tradycyjnym modelu bycia obsługiwanym. Żeby sprawę sobie dobrze zwizualizować należy wskazać na pana Ferdynanda Kiepskiego.
Spróbujmy więc fragmentu z Wiedzy radosnej (nr 363): "Jak każda płeć ma swoje przesądy co do miłości. - Mimo wszelkich ustępstw na rzecz przesądu monogamii, do jakich jestem gotów, nigdy przecież nie pozwolę mówić o równych prawach mężczyzny i kobiety w miłości - czegoś takiego nie ma.
Innymi słowy, mężczyzna i kobieta inaczej rozumieją miłość i do warunków miłości należy to, że jedna płeć nie zakłada u drugiej tego samego uczucia, tego samego "pojęcia miłości". Dość jest jasne, co przez miłość rozumie kobieta: całkowite oddanie (nie tylko uległość) duszą i ciałem, bezwzględne, bez żadnych zastrzeżeń, raczej zawstydzone i spłoszone na myśl o klauzulach i warunkach. Z tą bezwarunkowością miłość kobiety równa się wierze - innej wiary kobieta nie ma. Mężczyzna kochając kobietę, chce od niej właśnie takiej miłości, a przeto sam jest jak najdalszy od założeń miłości kobiecej; jeśli zaś istnieją mężczyźni, którym pragnienie doskonałej uległości też nie jest obce, cóż - nie są mężczyznami. Mężczyzna, który kocha jak kobieta, staje się niewolnikiem" (tłum. Małgorzata Łukasiewicz).