„Down with his love” była w zasadzie piosenką, która skłoniła mnie do nagrania płyty i potraktowania mojej twórczości na poważnie. Napisałam ją w kompletnym dołku, siedząc w ręcznikowym turbanie na wykładzinie z plastikowym ukulele kupionym w ramach kaprysu.
Czasem tak jest, myślę że wrażliwcy mnie tutaj zrozumieją, że człowiek bywa zaskoczony czymś co stworzy. Zwłaszcza z perspektywy czasu, gdy odnajduje tam drugie dno lub słyszy słowa, których ówcześnie się bał lub nawet nie miał pojęcia, że w nim żyją.
Wiadomo, utwór jest o miłości, ale nie tej romantycznej, ani tej zakończonej cierpieniem.
Jest o każdej jej twarzy, o tym jaki człowiek potrafi nią być zmęczony, jak jej szuka, jak ją gubi, jak jej pragnie i jak jej nienawidzi. „Down with his Love” została oparta na moich doświadczeniach z mężczyznami.
Jako że nie umiem ściemniać, padają tam nawet ich imiona. Z racji jak wielki przełom zrobiła w moim myśleniu muzycznym i nie ukrywaniu twarzy, zasługiwała na specjalnie traktowanie, dlatego też zdecydowaliśmy się do niej nagrać teledysk. Nie mogę uwierzyć, że moje dziecko dopiero co nauczyło się chodzić, a teraz poszło w świat!
Ta swingowa melodrama jest jedną z moich ulubionych pozycji. Wiadomo, że wszędzie da się wyróżnić utwory bardziej nacechowane, te mocniejsza dla samego ducha. Te, że stajesz na chwilę obok i potrafisz obiektywnie oceniać dzieło jako dzieło, a nie swoje rzeźbionki.
Tak jak jeszcze w całym albumie „Yellow Stories”, moim żółtym debiutanckim domku, w którym spotyka się przeszłość z teraźniejszością, tworzące przyszłość – miałam kilka momentów, w których bolały mnie kości, czy coś wydawało mi się nie wystarczające.
Do niektórych utworów sama musiałam dojrzeć. Swój gotowy materiał trawię od roku i mogę powiedzieć, ze dopiero teraz prawdziwie pokochałam każdą z tych melodii. Stały się dla mnie niepodważalne. Uwaga, wiem że nikt nie powinien używać tego słowa, ale „perfekcyjne”. I proszę nie odbierać tego w znaczeniu klepania się po plecach, o nie nie...
Analizując to metaforycznie, jest to sytuacja olimpijskiego sprintu. Człowiek trenuje całe życie, poci się, pracuje, łapie kontuzję. Temat staje się nadrzędny: co ile, jak najlepiej, czy w ogóle, co można, czego nie można, jakie to uczucie, co można osiągnąć. Lata na wspólnych bieżniach, kilkanaście par dziurawych butów i nagle jest.
Jest ten moment, w którym stoisz na swoim torze i uspokajasz zmysły, wiesz że za chwilę to nastąpi, twoja próba pokazania, że się potrafi. Chwilowy bieg, w którym musisz dać z siebie wszystko, pokazać wszystko, poczuć wszystko. Jakby spłynęła na ciebie hosanna samopoznania i miała ci pomóc wygrać wyścig.
I nie zmierzam do tego, że ja wygrałam ten wyścig. Czy że stanęłam na podium. Ja po prostu wiem, że kiedy biegłam to biegłam najszybciej i najlepiej jak tylko potrafiłam i mogłam być z siebie dumna. Cała ta płyta dostarcza mi właśnie wielu skrajnych emocji. W końcu dziwnie jest oceniać swoją twórczość, bo skoro wyfrunęła na skrzydłach kolorowych ptaków twojej świadomości, to czy możliwe jest że ci się nie podoba? Jest w końcu twoje, to w twojej duszy gra. Musisz to przynajmniej akceptować.
Co numer mogę się śmiać, uronić łzę, potańczyć, przede wszystkim powspominać. W każdym utworze ukryta jest historia z mojego życia. Wymieniani są członkowie rodziny, miejsca, sytuacje, mój wiek. Dlatego też zawsze ciekawił mnie ich odbiór. Co się stanie jak ludzie to dostaną? W zasadzie zobaczą mnie nagą na scenie. Będą znali moje tajemnice, które postanowiłam oprawić muzycznie i najlepiej jeszcze wsadzić do internetu żeby na pewno nikt nie przegapił, że wtedy przecież go kochałam a on mnie zdradził, prawda? Albo czy ludzi zainteresują te historie? Czy są one na tyle uniwersalne, by mogli się z nimi utożsamić?
Na to pytanie istnieje wiele odpowiedzi, negatywnych, pozytywnych - w dodatku myślę, że wszystkie są prawidłowe. I właśnie na tą prawdę należy zważać. Można wyciągnąć z niej naukę, można ją obśmiać, można przetrawić dopiero po zjedzeniu rozumu. Można wszystko. I to w muzyce jest piękne. Że mówi sama za siebie. I jakbym się tu nie rozpisywała, jak zachwalała o naszej przyjaźni… czytasz to więc jesteś człowiekiem czynu. Po prostu posłuchaj, czemu nie prawda? Ja już otworzyłam na Ciebie swoje serce, nie mogę się doczekać gdy Ty otworzysz swoje. Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej.
Obyśmy spotkali się na tym samym piętrze pięciolinii wrażliwcu.
Żółtego dnia lub żółtych snów
Twoja Tola