"Niektórzy bardzo mocno walczą każdego dnia o to by być cały czas takimi samymi, ja wolę się
otwierać na zmiany bo one rozwijają" - rozmowa z Julią Pietruchą autorką jednej z najprzyjemniejszych polskich/niepolskich płyt tego roku.
„W życiu bym nie powiedział, że to śpiewa ktoś z Polski” – tak w Trójce zapowiadał tę płytę Marek Niedźwiecki. „Śpiewasz jak Katie Melua tylko lepiej” piszą internauci.
Julia Pietrucha – większość Polaków zapewne pamięta ją z serialu „Blondynka”. Tak naprawdę na scenie jest od jedenastego roku życia. Zagrała u Wajdy, zebrała nagrody za „Jutro idziemy do kina”. Potem była „Blondynka” a potem Julia zniknęła... na długi wyjazd po Azji. Właśnie ukazał się jej album „Parsley” (parsley - pietruszka ang.).
Julia komponowała od dawna - dotychczas bardziej dla siebie i znajomych. Teraz postanowiła podzielić się swoją muzyką z większym gronem. Słuchając tej płyty ma się wrażenie, że Julia śpiewa do nas z jednej z azjatyckich plaż przy zachodzie słońca. Teksty jednak nie są lekkie i jednoznaczne – choć osobiste pozwalają każdemu odebrać je na swój sposób.
To płyta nagrana z jednego z twoich wyjazdów? Tak brzmi
Ta płyta odzwierciedla wszystko to co mieści się we mnie. Wszystko co mi bliskie i znane oraz to co tak dalekie i obce. Podróże stanowią nieodłączną cześć mojego życia, kształtują mój pogląd na świat, więc zdecydowanie zainspirowały też część utworów na mojej płycie. Już nie wspominając o jej brzmieniu.
Nad tym brzmieniem trwała dość długa praca
Tak...
Zmieniłaś kilku producentów...
Miałam możliwość współpracy z kilkoma producentami i z każdego z tych doświadczeń wyniosłam coś dla siebie. Nie żałuję. Cieszę się, że mogłam tej mojej muzyce pozwolić trochę dojrzeć razem ze mną i kiedy już poczułam wiatr w żaglach, a raczej we włosach, siedząc za kierownicą motocykla na drugim końcu świata, postanowiłam nagrać ten krążek w gronie najbliższych.
Od momentu wrzucenia do sieci pierwszej piosenki do wydania albumu minęło sporo czasu. Co dawało ci takiego drive’a, energię przez ten czas?
Ludzie. Fani. Wsparcie, ciepłe, serdeczne komentarze. Po raz pierwszy wtedy poczułam, że ta muzyka podoba się jeszcze komuś więcej niż tylko mnie i moim znajomym. To był przełom. Potem już tylko potrzebowałam znaleźć tę siłę i odwagę, żeby uwierzyć w siebie. Zaufać, że dam radę wyprodukować album na własną rękę.
W efekcie prawie wszystko od początku do końca zrobiłaś sama. Czy to właśnie ta chęć kontroli, pełniejszego wyrażenia siebie spowodowała twoje odejście z filmu do muzyki?
Nie traktuję tej zmiany w moim życiu w kategorii odejścia, przejścia, przebranżowienia. Muzyka zawsze była częścią mojego życia, komponowałam od wielu lat i cieszę się, że nadszedł moment, w którym mogę wyrazić prawdziwą siebie. Nie rezygnuję jednak z aktorstwa. Nadal rozważam propozycje. Ale pytasz o wyrażanie siebie. Tak, moja muzyczna kontrola jest uzależniająca, przyznaje się bez bicia. Wiem czego chcę w muzyce i cieszę się, że zawalczyłam o to, aby odzwierciedlała ona mnie w 100%.
Czy to posiadanie kontroli, niezależności stało za tym, że w pewnym momencie przestałaś grać i wyjechaliście z Ianem na długi wyjazd?
Przestałam grać, bo zabrakło mi kontroli. Zabrakło mi mnie we mnie. Poczułam się wypalona, postanowiłam podjąć ciężką decyzje i odeszłam z serialu. Pomimo, że bliscy mi to odradzali, a fani byli zawiedzeni. Ale w głębi serca liczyłam, że Ci, którzy naprawdę we mnie wierzą, zrozumieją. Cieszę się, że mogę się im teraz zrewanżować za tą nieobecność moim albumem.
Myślisz, że ludzie którzy oglądali cię w "Blondynce" słuchają dziś twojej płyty, że są cały czas z tobą?
Wiem, że część z nich na pewno. Jesteśmy w kontakcie na facebooku i instagramie.
Często wyjeżdżacie. Co dają ci wyjazdy? Skąd to się wzięło?
Ian zaciekawił mnie podróżowaniem. A jak raz spróbujesz to już ciężko o tym zapomnieć. Szczególnie podróżując jak backpackerzy, bez planu, każdego dnia doświadczając czegoś nowego. Podróże dają mi przede wszystkim dystans do samej siebie i swojego położenia. Wyjmują mnie z zastanych sytuacji, znanych mi relacji, uwarunkowań i wrzucają w sytuacje nie do przewidzenia. To daje dużo do myślenia, zmienia mnie.
W klipie „On my own” pokazana jest wasza podróż na motorach. To był twój pierwszy raz na motorze prawda?
Tak. W pierwszych sekundach klipu siedzę na motocyklu i to był mój pierwszy dzień nauki jazdy. Nigdy wcześniej nie jeździłam na jednośladzie.
Wiem, że doszło tam do dość niebezpiecznej sytuacji...
Nawet do kilku. Ale ta pierwsza zapada najbardziej w pamięć. Trzeciego dnia podróży motocyklem, po śliskiej drodze, wyjechała mi naprzeciw ciężarówka, w której kierowca stracił panowanie nad kierownicą. W ostatniej chwili udało mi się skręcić na pobocze. Nic nam się nie stało, ale pojawił się strach. Jednak nic nie można było zrobić. Wsiadłam na motocykl i pojechałam dalej. To jest trochę tak jak z upadkiem z konia. Trzeba szybko na niego znów wsiąść, bo inaczej już nigdy nie wróci się do jazdy. Czasem bywało tak, że jechałam przed siebie, a łzy spływały mi po policzkach. Innym razem chciałam zepchnąć motocykl z krawędzi i patrzeć jak się roztrzaskuje spadając w dół. Ale w rezultacie pokonaliśmy sześć tysięcy kilometrów i mamy cały twardy dysk wspomnień… oraz filmów…
I klip, który jest jak rozumiem takim skrótem podróży
Tak jest. "On my own" to taki kolaż tych naszych motocyklowych wspomnień, niemalże trailer do naszego filmu podróżniczego z tej wyprawy. A podróże rzeczywiście, stanowią bardzo ważną część mojego życia. Chciałabym ciągle być otwarta, zmieniać się, nie zostawać w miejscu.
Niektórzy boją się zmiany, chcą zachować dany porządek rzeczy bo w nim czują się bezpiecznie.
Tak. I ja tego nie krytykuję. Każdy ma prawo do życia według własnych zasad. Ale dla mnie bardzo ważne jest to, żeby ciągle starać się być otwartą i nie bać się zmian jeśli takie nastąpią.
Mam takie wrażenie, że coraz więcej osób z szerokimi horyzontami myślowymi wyjeżdża z Polski na dłużej lub krócej. Wyjeżdżając zostawiacie ją trochę do zawłaszczenia tym, którzy tutaj zostają, nie interesują się światem. W kwestii uchodźców wielu ludzi czerpie wiedzę z memów, bezmyślnie przekazywanych kalek. Wolałbym usłyszeć na ten temat zdanie osoby, która podróżuje po świecie. Podczas jednej ze swoich podróży mieszkaliście u Muzułmanów, mieliście okazję poznać tę kulturę. Wolę usłyszeć twoje zdanie niż zdanie osób, które nigdy nie wyjechały poza Europę. Niestety to oni mówią najmocniej i najgłośniej.
W kwestii uchodźców zahaczamy o politykę, na której ja niestety aż tak dobrze się nie znam. Jednak z punktu widzenia społecznego czy humanistycznego, uważam, że jesteśmy zobligowani pomóc każdemu, kto znajduje się w gorszym położeniu, bądź którego życie lub zdrowie jest zagrożone. Staram się rozmawiać z osobami z mojego kręgu i dzielić się swoją opinią. Bardzo często spotykam się z odmiennymi przekonaniami. Najgorsze zarówno w tym temacie jak i w wielu, wielu innych jest to, że jesteśmy niewolnikami mediów. I jak bardzo nie chcielibyśmy sobie wyrobić własnej opinii na dany temat, to póki nie pojedziemy, nie zobaczymy na własne oczy, nie porozmawiamy, nie przeżyjemy, to tak naprawdę nie wiemy nic. Będąc w Azji śledziliśmy z Ianem losy uchodźców. Ten sam "fakt", wydarzenie było przedstawiane w zupełnie inny sposób przez BBC, Al Jazeer, CNN. I komu wierzyć? I czy warto? Zatem zachęcam do podróżowania i poznawania innych kultur na żywo, doświadczania uprzejmości, gościnności ludzi zupełnie obcych, pod każdym względem, bo dopiero wtedy mamy szansę trochę lepiej zrozumieć ten świat.
Wróćmy do muzyki. Teraz wyjeżdżasz na miesiąc ale czy Twoi fani mogą liczyć na możliwość posłuchania ciebie na żywo?
Jeszcze nie mogę powiedzieć nic konkretnie, ale przymierzamy się do koncertów. Jestem tym niezwykle podekscytowana.
A czy zmiana filmu na muzykę to rzecz stała, planujesz swoją karierę długofalowo?
Ja chyba niczego nie planuje długofalowo. Dopóki ludzie będą chcieli przychodzić na koncerty to ja będę chciała grać!
Przygotowując się do rozmowy z tobą i czytając o tobie miałem wrażenie, że jesteś osobą taką trochę zwariowaną, co chwilę gdzieś wyjeżdżającą a tutaj wyjawia się taka... hmm... poukładana postać.
Naprawdę? (śmiech) no proszę. Ja mam wrażenie, że jestem osobą niezwykle chaotyczną, emocjonalną, zdecydowanie bez planu na życie. Ale zgodzę się, że mam w sobie zaszczepioną dyscyplinę i to pewnie ze względu na to, że tak wcześnie zaczęłam pracować. Już od jedenastego roku życia jestem na scenie, a tyle lat pracy wymaga też dyscypliny. Ale nie zmienia to wszechobecnego chaosu jaki mi towarzyszy na co dzień. Idę tam gdzie mnie ciągnie ale oczywiście z rozsądkiem.