Tematem ostatniego tygodnia jest depresja, nowa płyta i hamak Marii Peszek, a wczoraj Internet zawojowała Natalia Lesz recenzując głośny film „Jesteś Bogiem”. Jednak prawdziwy szok, skandal, sex afera i coś czego na pewno nie polecę na swojej tablicy na Facebooku to...
„Gospodarka, głupcze!” Zonk, ten tekst nie jest o pierdołach, celebrytach, ciuszkach, serialach i show-biznesie. Niestety, żeby Internauta kliknął na publikację związaną z finansami, tytuł i lid muszą być mylące. Oczywiście, finanse, giełda i gospodarka nie są tak ciekawe jak wywiady z piosenkarkami, aktorkami a już na pewno celebrytkami. Jednak gdyby ktoś przegapił to przedstawiam krótką ściągę z minionych tygodni ze świata pieniędzy.
1. Lada moment do Sejmu trafi projekt budżetu – taki świstek papieru, w którym politycy decydują o naszym losie, nawet jeśli nie zawsze rozumieją co czytają. Rząd przyjmując projekt założył, że w przyszłym roku gospodarka będzie rozwijać się w tempie 2,2 proc., a inflacja wyniesie 2,7 proc., realny wzrost wynagrodzeń sięgnie 1,9 proc., a zatrudnienie wzrośnie o 0,2 proc. Całkiem nieźle jak na kryzys szalejący wokoło. Nie jestem ekonomistą, ale z obserwacji dziennikarza powiem tak: kaktus mi na czole wyrośnie jak spadnie bezrobocie. Nasz rynek pracy to tykająca bomba, a bezrobocie wśród młodzieży maskuje się legitymacją studencką. Ministerstwo finansów nadal twierdzi, że nie podniesie podatków. Już to kiedyś słyszałem.
2. Wszyscy drukują pieniądze. Serio, to nie przenośnia. W USA bank centralny będzie wspierał gospodarkę kwotą 60 mld dolarów miesięcznie dopóki… nie będzie lepiej. Z kolei Europejski Bank Centralny uratuje kraje, które zgłoszą się do niego po pomoc, poprzez skup obligacji. Pieniądze drukują również w Wielkiej Brytanii, Japonii, a Chiny zapowiadają tzw. „pakiet stymulacyjny (czyt. naprawdę dużo forsy). Dlaczego warto to wiedzieć? Bo jak pewnego dnia wszyscy przestaną sztucznie pompować gospodarkę to bańka pęknie i będzie kryzys, jakiego jeszcze nie widzieliśmy.
3. Deweloperzy płaczą, Polacy nie kupują mieszkań. I bardzo dobrze, bo ceny są nierealne przy polskich zarobkach. Banki płaczą, bo nie sprzedają się dobrze kredyty hipoteczne, a deweloperzy płaczą, bo muszą schodzić z kosmicznej marży. Można się kłócić kiedy będzie dołek cenowy, ja czekam na tańsze mieszkania.
4. Znacie przepis na rybę po grecku? 1. Zamów rybę na kredyt, 2. każ spłacać kredyt Niemcom. Nic się nie zmieniło, Grecja nadal jest w strefie euro, a my pompujemy w nich pieniądze. Do końca roku musimy przelać kolejne miliardy, bo znowu straszą, że zbankrutują. Zapomniałbym! Chcą też wybudować... tor Formuły 1 za ponad 100 mln euro.
5. Stopy procentowe zostają bez zmian. Trwa wielka debata czy to dobrze, czy źle. Ocenę pozostawiam ekonomistom, oni uwielbiają dyskutować o teorii. W praktyce: kredyty nadal są drogie, ale lokaty dają wyższe odsetki. W wielu krajach stopy są zerowe lub bliskie zeru, czyli nie da się już bardziej rozbujać gospodarki tą metodą. W Polsce mamy jeszcze dużo amunicji.
6. Sobotnia demonstracja na ulicach Warszawy domagała się wolnych mediów, konkretnie TV Trwam. Ogromne demonstracje w Hiszpanii domagają się... pieniędzy. Rząd w Hiszpanii zaplanował taki budżet, że przy polskim wygląda jak Terminator przy Kubusiu Puchatku. Hiszpańska gospodarka kurczy się, a rząd przyjął nierealne założenia budżetu. Podczas gdy Amerykanie zadłużają się na potęgę i drukują pieniądze, Europa patrzy jak Hiszpania dusi własną gospodarkę żeby ograniczyć zadłużenie. Nie chcę wiedzieć jak to się skończy.
7. Przed nami dołek w gospodarce. Robi się ciężko, upada rekordowa ilość firm, a rynek pracy jest tykającą bombą. Jeśli wskaźnik bezrobocia poprawia się, to głównie dlatego, że Polacy nadal wyjeżdżają z kraju. Firmy boją się inwestować, bo czasy są niepewne. Dobrym sprawdzeniem stanu rynku pracy jest przejrzenie portali z ogłoszeniami spytanie znajomych o ich sytuację zamiast czytania suchych danych i statystyk. Słowo o statystykach: średnie zarobki w Polsce wynoszą ok. 3700 zł. Statystycznie, ja i mój pies mamy po trzy nogi.
Powyższe 7 punktów to tylko wierzchołek góry lodowej. Dzieje się naprawdę bardzo dużo, a od tych wydarzeń zależą ceny naszych mieszkań, żywności, nasze wynagrodzenia, emerytury, podatki... całe życie.
Mam nadzieję, ze zainspiruję celebrytów do zainteresowania się gospodarką. Może jeśli Natalia Lesz przytuli Ministra Rostowskiego, to nie podniesie nam podatków. O hamaku nie wspomnę, bo ten sposób na radzenie sobie z kryzysem Grecy wymyślili dużo wcześniej niż Maria Peszek nagrała swoją pierwszą płytę.