Nie chciałem się spieszyć z recenzowaniem filmu Miasto 44. Choć widziałem ten film już dwa razy, w tym wczoraj na Stadionie Narodowym, film ten wciąż trawię. Dlaczego więc jednak piszę? Bo zirytowała mnie szydercza recenzja napisana przez pana Wojciecha Engelkinga, który filmu nie trawi.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Film Jana Komasy już budzi skrajne emocje i wywołuje skrajnie różne opinie. Entuzjastyczna recenzja Barbary Hollender w "Rzeczpospolitej" i bardzo krytyczna Tadeusza Sobolewskiego w "Gazecie Wyborczej". Opinie skrajnie odmienne mają też moi współpracownicy z "Newsweeka", którzy film widzieli. "Zawód", to jeden z głosów. "To film wybitny. Rymkiewicz
a rebours", to opinia druga.
Mnie film się podoba, choć dostrzegam w nim pewne słabości. Sam jednak, z wielką łatwością, znajduję kontrargumenty, które moje argumenty krytyczne osłabiają.
Po pierwsze, scenariusz. Zastanawiam się, czy jest w tym filmie wystarczająco wyodrębniona historia, story. Jan Komasa uznał zapewne, że narracyjnym łańcuchem musi być sama historia Powstania, na tle której widzimy losy młodych ludzi, którzy w Powstaniu walczą. Efektem takiego założenia mógł być problem "za dużo w jednym". Bo jest i rzeź Woli, i walki na Starówce. Jest przebijanie się kanałami do Śródmieścia i batalia na Czerniakowie. Jest mordowanie cywilów w szpitalach, jest i eksplozja czołgu-pułapki na Starym Mieście. Są Berlingowcy. Jest próba ucieczki przez Wisłę na Pragę.
Za dużo? Z drugiej strony, czy można opowiedzieć historię Powstania nie pokazując jego najważniejszych wątków? Nie idzie o dokument. Idzie o to, że trudno opowiedzieć dramat Powstania od niektórych wątków uciekając.
Pan Engelking ułatwia sobie zadanie. "Szydera" jest dobra do opisywania powstańczych kolekcji szafiarek i pana Kupisza, ale nie do opisywania poważnego filmu. Jak już się wchodzi w narrację typu "fabułka", "scenka", to na powagę nie ma miejsca w ogóle.
Pan Engelking uznaje, że w filmie najważniejsze są miłość, romans i seks. Przepraszam, ale trzeba mieć obsesję na punkcie seksu, by dojść do takiego wniosku. W filmie najważniejsze jest przedstawienie ogromu cierpień i wielkiego zawodu. Miłość i seks? Tak, były w tym Powstaniu. Naprawdę ta czasem straceńcza miłość i desperacki seks mogą być w sytuacji doskonale skrajnej, w sytuacji, gdy każda minuta życia wydaje się prezentem od losu, zrozumiałe.
Wątpliwości budzi obsadzenie w głównych rolach nieznanych aktorów. Z drugiej strony jest to walor filmu. Mielibyśmy znowu oglądać te same twarze, znane z seriali i celebryckich ścianek?
Prawdą jest, że film Komasy jest po części skrzyżowaniem "Sali samobójców" z "Szeregowcem Ryanem". Czy to źle? Mnie nie tylko nie odstręcza, ale przyciąga "młodzieżowa" estetyka filmu. Nie tylko nie odstręcza, ale budzi zrozumienie, posługiwanie się swego rodzaju filmowym naturalizmem - krew płynie, mózg się rozwala, kończyny latają. Tak było. Tak po prostu było.
Czy czyni to film komiksem dla młodzieży? Nie sądzę. Czyni to obraz przeszłości prawdziwszym. Nie mam pojęcia jak na ten film zareagują młodzi widzowie. Pójdę z dziećmi we wrześniu do kina, to się dowiem. Ale nie mam absolutnie wrażenia, że zobaczą komiks, że odczują, iż Powstanie było atrakcyjnym seansem śmierci. Podejrzewam raczej, że zobaczą tragedię, wielką tragedię, że zobaczą jak ginęło miasto i jak ginęli ludzie. Zapytają pewnie kto, jakim prawem, wysłał wspaniałych młodych ludzi na śmierć. Zapewne. A może nie. Warto cierpliwie na ich wrażenia poczekać.
Rymkiewicza śmierć fascynuje. Komasę śmierć, jej wymiar, według mnie, przeraża. Nie wiem, czy ma sens porównywanie "Kanału" Wajdy z filmem Komasy. "Kanał" jest filmem wielkim, ale czy dzisiejsza młodzież poszłaby na taki film do kina? Tu nie idzie o frekwencję. Idzie o to, by ten film opowiedzieć oczami młodego człowieka – Komasa ma dziś nawet więcej lat niż Wajda, gdy reżyserował "Kanał". Kanał był dla naszych rodziców, także dla mojego pokolenia. Polacy urodzeni w Polsce dzisiejszej potrzebują pewnie innej narracji.
Ten film będzie, i bardzo dobrze, budził wielką, namiętną dyskusję. Obejrzą go setki tysięcy, pewnie miliony Polaków. Zdania, jak w wypadku recenzentów i moich znajomych, będą podzielone. Warto jednak byśmy o tym filmie w kontekście tamtej historii, mówili poważnie, nie ulegając zbyt prostej pokusie do żonglowania słówkami i chyba jednak dość prostackiej jednoznaczności.