Władysław Bartoszewski powinien być, i chyba był, obiektem niemal powszechnego podziwu. Mógł być jednak także, i pewnie dla wielu był, obiektem zazdrości. Ponad 90 lat życia i tak niezwykły życiorys, czysty jak łza, nieskalany.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Francuzi mawiają, że człowiek, to styl. Ale może w większym stopniu człowiek, to jego wybory. Władysławowi Bartoszewskiemu życie nie szczędziło wyborów najtrudniejszych. W jego wypadku wybierać dobrze, oznaczało ryzykować życiem, cierpieć, prowadzić życie godne bez żadnej pewności, że kiedykolwiek nadejdzie chwila satysfakcji i nagrody. A w jego wypadku nagroda, prawdziwa, jedyna i największa, mogła być zawsze tylko jedna, wolna Polska.
Wojenna konspiracja i pomoc Żydom, Powstanie Warszawskie i stalinowskie więzienie, praca w "Tygodniku Powszechnym", a potem praca dla znowu niepodległej Rzeczpospolitej. Zawsze był tam, gdzie nakazywał honor, zawsze służył tam, gdzie służyć mu kazał patriotyzm.
Życiorys miał profesor Bartoszewski spiżowy, ale za żadne skarby świata nie chciał być postacią ze spiżu. Był rozgadany, roześmiany, popadający niezmiennie w dygresję i anegdoty. Nie obnosił się z tym swoim nieskazitelnym życiorysem. Bo choć, niech mi Pan profesor wybaczy, miłość własna obca mu nie była, to organicznie nie cierpiał patosu. Tak samo, co przyznał w wywiadzie sprzed kilku tygodni dla "Newsweeka", jak nie znosił nabzdyczonych polityków.
Władysław Bartoszewski marzył o wolnej Polsce i wolnej Polski w wieku 68-miu lat doczekał. Ale nie byłaby Polska sobą, Polacy sobą by nie byli, gdyby w tej wolnej Polsce wielkiemu Polakowi nie zafundowali małego, a czasem większego piekła.
Ileż razy za nogawki szarpały go prawicowe kundelki, ile razy tresowany przez prawicowych polityków i propagandzistów tłum, buczał na niego 1 sierpnia na Powązkach w rocznicę wybuchu Powstania. Na niego! Na Powązkach! W rocznicę Powstania! Nie było granic nikczemności i niegodziwości.
Piszę prawica, a powinienem napisać obecna prawica. Bo przecież był prawicą także, a może przede wszystkim, profesor Wiesław Chrzanowski, wspaniała postać polskiej historii. W sprawie powstania Bartoszewski i Chrzanowski mieli zdania doskonale różne, ale też ile było w nich wzajemnego szacunku.
Zastanawiałem się jak najkrócej opisać profesora Bartoszewskiego.
Jakiej formuły użyć, by nakreślić to, co było rysem głównym tego wspaniałego patrioty i pięknego człowieka. I myślę sobie, że mogłoby to brzmieć tak - Władysław Bartoszewski, człowiek, który zawsze stał prosto, w Auschwitz, w więzieniu, po wojnie, wtedy kiedy go opluwano, zawsze.
Ale to jeszcze za mało. Bo jest jeszcze jedno słowo, bez którego
profesora Bartoszewskiego opisać nie sposób. To mądrość. Mądrość
życiowa. I mądrość historyczna. Życie miało prawo nauczyć go nienawiści.
Nie nauczyło. Nauczyło go szukać w każdym tego co dobre, mądre, tolerancyjne, otwarte na dialog. Właśnie dlatego Bartoszewskiemu nie tylko oddawano w Niemczech hołdy, ale uważnie go tam słuchano. Słuchano Polaka. Słuchano mądrego człowieka, słuchano głosu sumienia. Słuchano go też pilnie także w Izraelu, bo zaświadczył, że przyzwoity Polak jest Żydowi bratem, a nie szmalcownikiem czy choćby "tylko" kimś obojętnym.
Władysław Bartoszewski zawsze stał prosto. I zawsze nazywał rzeczy po imieniu. Nie lubił bardzo tych, którzy w ostatnich latach zbijali kapitał polityczny na opluwaniu może niedoskonałej, ale wolnej, niepodległej Polski. Nie lubił i mówił to głośno. Wiedział, że będzie obiektem kampanii nienawiści. Wiedział przecież o kim mówi. Ale mówił po prostu prawdę. Zgodnie z dewizą, którą powtarzał sobie i innym - warto być przyzwoitym.
W tej godzinie, gdy właśnie dowiedzieliśmy się o śmierci Władysława Bartoszewskiego, czujemy smutek. Ale i wdzięczność. Że ktoś taki był. Że do nas mówił. I że naprawdę całkiem wiele szalenie ważnych rzeczy nam powiedział. Wystarczy, że będziemy chcieli posłuchać. I pamiętać. Wystarczy, że - także już za chwilę - zadamy sobie pytanie - jakiej Polski chciał, kogo popierał, a przed kim przestrzegał i dlaczego.
O śmierci Profesora Bartoszewskiego powiedziała mi moja 18-toletnia córka. Jak pewnie setki tysięcy nastolatków w Polsce doskonale wie nie tylko kim był, ale przede wszystkim jak ważny dla nas był. Był i powinien być dalej.
Jan Nowak-Jeziorański i Jan Karski, Tadeusz Mazowiecki i Władysław Bartoszewski. Uważam za wielkie szczęście i olbrzymi zaszczyt, że tych wielkich Polaków miałem szczęście poznać i wiele razy z każdym z nich rozmawiać. Za wielką stratę nas wszystkich uważam to, że zdecydowana większość z tych największych jest już "po tamtej stronie". Ale ich życie, to co po sobie zostawili, to wielkie zobowiązanie dla nasz wszystkich. Co by nam w swych ostatnich słowach powiedział Władysław Bartoszewski, gdyby mógł je wypowiedzieć? Może po prostu to, co mówił nam tyle razy. Najważniejsza jest Polska. Warto być przyzwoitym.