Mówiąc o sprawie przemocy domowej w rodzinie Katarzyny Figury, szerzej, mówiąc o przemocy domowej w ogóle, wchodzimy na pole minowe. Każdy akt przemocy, skierowany wobec kogokolwiek, zasługuje oczywiście na jednoznaczne i bezdyskusyjne potępienie. Ale w tym punkcie jednoznaczność się kończy.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Od wielu dni z uwagą przysłuchuję się wszelkim opiniom na temat relacji Katarzyny Figury, tego, że w ogóle, tego, że teraz, tego, że publicznie, tego, że w mediach. I, powiedzmy sobie szczerze, są one skrajnie różne.
Weźmy w tym momencie w nawias pojawiające się, szczególnie w internecie, niegodne i podłe głosy typu: "jak ją lał, to pewnie miał powód". Jest to ten typ niegodziwości, który zasmuca i oburza, ale na żadną polemikę nie zasługuje, bo z głupotą polemizować nie warto.
Głosy "wątpiące" można podzielić z grubsza na trzy grupy. Po pierwsze są ci, którzy uważają, że mówienie o tym, że doświadczyło się przemocy, jest niewiarygodne, gdy mówi to ktoś, kto doświadczał jej przez lata, "bo niby przez lata mu nie przeszkadzało, a teraz przeszkadza". Drugi typ wątpliwości dotyczy właśnie deklaracji publicznych. Trzeci deklaracji w mediach.
1. Wątpliwości pierwsze są tylko pozornie racjonalne. Zgłaszający je chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że w gruncie rzeczy winą za przemoc obarczają nie sprawców, ale ofiary. Ten argument brany poważnie oznacza w praktyce, że im dłużej ktoś doświadczał przemocy, tym mniejsze ma prawo, by o niej mówić. To zaś oznacza, że im dłużej ktoś pielęgnował nadzieję, że zło ma swój kres, tym bardziej jest odpowiedzialny za zło.
Między państwami taka logika może obowiązuje, ale między ludźmi niekoniecznie. Dlaczego ofiary przemocy milczą? A powiedzmy sobie szczerze, kto z nas ma skłonność do opowiadania głośno o upokorzeniach, których doświadczamy? Czy nie jest niemal zawsze tak, że wstydzimy się tego co nam się przydarzyło, że chcemy, by wiedza o tym, na wieki wieków amen, była naszą tajemnicą?
W odniesieniu do Katarzyny Figury pada czasem argument - ale to aktorka, aktorzy zawsze opowiadają głośno o tym, co im w duszy gra i co pod ich dachem się dzieje. Ten argument jest wybitnie słaby. Osoba publiczna, aktor, pielęgnuje swój wizerunek bardziej pieczołowicie niż ktokolwiek inny. Taka osoba z założenia jest jeszcze mniej skłonna do przyznania się do swej słabości, do wszelkich upokorzeń jakich doznała.
2. Dlaczego publicznie? Pojawia się argument, że o pewnych smutnych faktach z naszego życia nie powinno się mówić publicznie, więcej, że czym bardziej mówi się o nich publicznie, tym mniej są wiarygodne. Krótko mówiąc, może i Figura była bita, ale skoro publicznie mówi, że była bita, to pewnie nie była. W tym konkretnym wypadku zdaniem wielu wiarygodność "zeznającego" obniża właśnie wykonywanie zawodu aktora. Słyszę i czytam, że "Figura się zagrywa", "gra", "udaje", "aktorzy".
W poniedziałkowy wieczór siedziałem przez pół godziny twarzą w twarz z Katarzyną Figurą. Powiem szczerze. Miałem w istocie wrażenie, że korzysta ona z aktorskich umiejętności. Ale wcale nie po to, by odegrać dramat, lecz po to, by się po prostu emocjonalnie nie rozsypać.
3. Dlaczego w mediach? Dlaczego w "Vivie", gdzie, jak mówi mąż pani Katarzyny, wcześniej pojawiały się informacje i zdjęcia świadczące o funkcjonowaniu dobrej rodziny? Ktoś może oczywiście powiedzieć, że relacja o rodzinnym szczęściu w popularnym piśmie z założenia przekreśla relację o rodzinnym nieszczęściu, kilka lat później, w tym samym piśmie. Nie potępiam aktorów i celebrytów za dzielenie się fragmentami swojej prywatności z kolorowymi pisamami. Sam tego nie lubię, gdy kiedyś to zrobiłem, popełniłem błąd, ale rozumiem, że to jest ich praca, udzielanie się, bywanie, bycie wywiadowanym, i.t.d, i.t.p.
Jest jeszcze jeden element. Można komuś zarzucić, że niepotrzebnie mówił o swoim szczęściu w jakiejś relacji, a teraz na tych samych łamach mówi o nieszczęściu, w praktyce oznacza to jednak, że chcemy kogoś karać także za nadzieję, która się nie spełniła i za wiarę, która okazała się płonna.
Co powiedziawszy chcę też dodać, że ani wywiad prasowy ani telewizyjny nie jest ostateczną instancją. Jest nią sąd. To on wsłuchuje się w racje i decyduje. Bóg da, zwykle słusznie, oby! Sąd stosuje zasadę audiatur et altera pars, czyli wysłuchuje obu stron, co w mediach bywa trudne. Relacja Katarzyny Figury jest według mnie wiarygodna, do tego mamy niezwykle mocne słowa jej teściowej. Wciąż nie są to jednak wszystkie strony. Ich wysłucha dopiero sąd.
Ktoś może powiedzieć, że mój tekst jest za mało jednoznaczny, ale na polu minowym lepiej zachować trzeźwość umysłu. Łatwo, bardzo łatwo, jest ulegać pasji i na skrzydłach emocji frunąć w stronę nieznoszących sprzeciwu, kategorycznych stwierdzeń. Łatwo, ale lepiej tego unikać.
To dobrze, że Katarzyna Figura zdecydowała się na publiczne opowiedzenie o swym dramacie. To pomoże bardzo wielu osobom. I to nie tylko kobietom, bo ze statystyk wynika, że coraz powszechniejsze są sytuacje, gdy ofiarami przemocy psychicznej, werbalnego terroru, emocjonalnego szantażu, padają też mężczyźni. Odmawiający wiarygodności relacji Katarzyny Figury powinni pamiętać, że owe mężczyzn relacje są z założenia jeszcze mniej wiarygodne. "Co, facet, wielki, silny, dał sobą poniewierać".
Wiele kobiet dzięki Katarzynie Figurze odnajdzie w sobie siły, by wyjść z klatki i wziąć rozwód ze złem. Kto wie, pewnie znajdą się i takie, które uznają, że mówienie o przemocy, czytaj kłamanie o przemocy, to dobry sposób na zlinczowanie małżonka, pozbawienie go dzieci, ugranie swojego w sądowej walce o pieniądze. X związków, X sytuacji, X kontekstów. Niemal w każdej sprawie wchodzimy na pole minowe.
Sprawa przemocy domowej zasługuje na poważną publiczną debatę. Katarzyna Figura decydując się na swą publiczną opowieść poszła poniekąd na pierwszy ogień i zbiera niezasłużone ciosy. Tym bardziej należą się jej podziękowania, bo nie tylko o sobie i nie tylko w swoim imieniu mówi.