Reklama.
W dziejach nienawiści w Polsce kampania przeciw sędziego Tulei zasługuje na dostrzeżenie, więcej na konfuzję i poczucie szoku. Oto sędzia RP staje się ofiarą dzikiej nagonki ze względu na kilka jakże uzasadnionych słów, które wypowiedział. Staram się czytać międzynarodową prasę, śledzić to co się dzieje poza Polską, ale o niczym takim nigdy nie słyszałem.
A jednocześnie to zadziwienie ma jasne granice. Własnych doświadczeń. Czyż nie czytam od lat na prawicowych portalach o Lisie, który zrobił karierę, bo jego ojciec był wysokim stopniem(w jednej wersji pułkownikiem, w innych generałem) oficerem Ludowego Wojska Polskiego w Śląskim Okręgu Wojskowym we Wrocławiu?
Lustrowanie przodków to na naszej nieszczęsnej prawicy modus operandi. Żadne zdziwienie. Ale przecież wiem, że mój ojciec nie był wysokim oficerem LWP, ale inżynierem zootechnikiem, który po studiach był przez rok w wojsku, tyle. Nawiasem mówiąc o przeszłości mojego ojca perorował pan były sekretarz KC, Marek Król. Były sekretarz KC lustrujący mojego ojca używając do tego kłamstw? Żenujące? Ależ skąd.
Czyż nie wiem, że podłość nie ma granic? Wiem. Kilka lat temu w jednym z warszawskich hoteli ogłaszano wyniki głosowania na dziennikarza roku. Kątem oka widziałem stojącą nieopodal limuzynę Citroen, wartą jakieś - nie znam się na samochodach - 100 tysięcy albo i więcej. Domyślałem się, że ma to być nagroda dla owego dziennikarza roku. Gdy więc wyczytano moje nazwisko, domyśliłem się, że za chwilę owym pojazdem zostanę nagrodzony.
Co robić? W 30 sekund zdecydowałem, że trzeba ten pojazd na jakąś akcję charytatywną przeznaczyć. Przyszła mi do głowy orkiestra Owsiaka. Co też ogłosiłem. Pojazd i problem z głowy. Kilkadziesiąt godzin później przeczytałem w Rzeczpospolitej felieton pana F., że przeznaczyłem pojazd na orkiestrę, bo chciałem zrobić sobie PR. Są granice niegodziwości? Nie ma.
Od lat mniej więcej dziesięciu słyszę, że 4 czerwca 1992 roku, gdy wybuchła lustracyjna bomba, krzyczałem do Lecha Wałęsy - "Panie prezydencie, niech pan nas ratuje". Na filmie Jacka Kurskiego "Nocna zmiana" można tę scenę obejrzeć. Mówię tam do Moniki Olejnik - "jeszcze tego brakuje, żeby ktoś teraz powiedział - "prezydencie, niech pan nas ratuje"". Kłamstwo ma wiele lat, ma się dobrze, żadnych zdziwień.
Mógłbym jeszcze przytoczyć X kolejnych przykładów draństwa, niegodziwości, podłości, insynuacji. Ale po co? Ważne jest coś innego. Pan sędzia Tuleya dzisiaj trzyma się twardo. Ale to co się dzieje musi go diabelnie boleć. Masakrują jego, jego rodzinę, krewnych, molestują, smarują drzwi, to wszystko jest bolesne, diabelnie niefajne. I pana sędziego musi to po ludzku bardzo boleć.
Pewnie tego nie czyta, ale chciałbym mu jednak jakoś przekazać wyrazy solidarności. I słowa otuchy. Zachował się Pan przyzwoicie. Wyłącznie dlatego Pana teraz gnoją. Niech Pan się nie da. Chcą Pana złamać. Pan się nie może dać.
Kilkadziesiąt lat temu pojawiła się w Polsce książka "Z dziejów głupoty w Polsce". Dziś zapisywany jest nowy rozdział w książce "Z dziejów nienawiści w Polsce". Co z tym zrobić? Potrzebna jest po prostu solidarność ludzi przyzwoitych. Ktoś kto jest ofiarą nagonki musi czuć, że ma zwolenników, że są ludzie, którzy się z nim solidaryzują, dobrze życzą.
Objawiły się nam w Polsce demony nienawiści. Co z nimi począć? Widzę tylko jedną odpowiedź. Przyzwoitość. Solidarność. Słowa otuchy. Może to brzmi za bardzo patetycznie? Sam nie wiem. Ale sędzia Igor Tuleya być może myśli, że w tym wszystkim jest sam. Panie sędzio, informuję, nie jest Pan sam.