Solidnie dostało się Monice Olejnik za jej wpis na facebooku o dwóch wybuchach w Bostonie, a nie w Smoleńsku. Ponieważ nazwisko Olejnik się klika, a jej wpis nie był dość precyzyjny, przypisano jej - jak to jest w Polsce w zwyczaju - jak najgorsze intencje.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Monika Olejnik ma oczywiście rację, że trzeba wiele złej woli, by przypisać jej bagatelizowanie tragedii w Bostonie. Nie mam wątpliwości, że jej intencje były dokładnie przeciwne do tych, które wielu jej przypisuje. Tak naprawdę napisała ni mniej ni więcej to, że w Bostonie doszło do prawdziwie wielkiej tragedii, że nastąpiły prawdziwe dwa wybuchy, a nie wybuchy wirtualne rodzące się w głowie posła M. Wiem to na pewno, bo akurat wokół Moniki temat maratonów i biegania pojawia się stale, a w związku z tym doskonale rozumie ona o co w tym wszystkim chodzi, jak wielka i jak prawdziwa jest wspólnota biegających, jak fantastyczna atmosfera towarzyszy maratonom i jaką podłością było w związku z tym pogwałcenie tej wspólnoty i unicestwienie tej atmosfery.
I tu można skończyć, ale warto poświęcić kilka słów debacie, która toczy się w internecie. Wielu wskazuje na gigantyczne zainteresowanie świata, w tym Polaków, tragedią w Bostonie i na jednoczesne lekceważenie tak często powtarzających się innych zamachowo - bombowych tragedii w innych częściach świata, choćby w Iraku.
To słuszne uwagi. Słuszne, choć łatwo to wytłumaczyć. Dwie ofiary katastrofy w polskiej kopalni budzą w Polsce większe zainteresowanie niż sto ofiar górniczej katastrofy w Chinach, wypadek polskiego pociągu, w którym ginie kilkanaście osób, to dla nas zdarzenie ważniejsze niż kilkaset ofiar katastrofy kolejowej w Indiach. Zamachów w Iraku jest tyle, że media jej już ignorują. To może bolesne, ale zrozumiałe. Gdy w sierpniu 2003 roku byłem w meczecie w Nadżafie tuż pod murami meczetu doszło do zamachu bombowego, w którym zginęło 115 osób. To był największy wtedy zamach w Iraku od zakończenia wojny. W następnych miesiącach i latach doszło do dziesiątków takich zamachów. Ale przecież zamach co tydzień blaknie. Niesprawiedliwe? Tak. Zrozumiałe? Niestety tak.
Zamach w Bostonie bije po oczach i uderza w serca, bo takie wydarzenia jak wielki maraton, jak igrzyska olimpijskie są wielkimi świętami sportu, młodości, choćby tej duchowej, są świętami rodzinnymi. I może dlatego tak porażające wrażenie robi historia śmierci ośmioletniego chłopca czekającego na mecie maratonu na tatę. Przypomnijmy tylko, że siostra tego chłopca straciła nogę, mama już przeszła operację mózgu, a ojciec też jest ranny. Tak to jest, że tragedia jednostek porusza nas często bardziej niż tragedia setek, a nawet tysięcy ludzi.
Co z tego wynika? Może to, że w tzw. tragediach masowych powinniśmy widzieć zawsze tragedie jednostek, powinniśmy patrzeć na takie wydarzenia w kategoriach pojedynczych ludzi, a nie statystyk. I zawsze miejmy szacunek dla ofiar. I nigdy nie dzielmy ich, jak to mam wrażenie ma miejsce u nas przy okazji tragedii smoleńskiej, na lepsze i gorsze. I nigdy nie czyńmy z tragedii narzędzia, a z uczuć krewnych ofiar przedmiotu gry.
Tak. W Bostonie doszło do dwóch wybuchów. I do wielkiej tragedii. Tak. W Smoleńsku doszło do wielkiej tragedii. Żadnych wybuchów nie było.