W niedzielę wieczorem, po fantastycznym występie Kamila Stocha w olimpijskim konkursie, pomyślałem sobie, że Stochowi udało się coś więcej niż zdobycie złota.
Na kilka godzin unicestwił podział Polaków. Nie było przecież kibiców pro - zamachowych i anty - zamachowych, pro -PIS-owskich i pro PO-wskich. Kibice szaleli ze szczęścia niezależnie od wyznania i poglądów.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Ale, jak to u nas, to co dobre, jest zwykle krótkotrwałe. Szachownica na kasku Kamila Stocha wydała mi się jego całkiem sympatycznym pomysłem. Jeśli Stochowi pomaga szachownica i jakoś go inspiruje, gdy zakłada kask - świetnie. Jeśli, chyba Janowi Ziobro pomaga orzeł na kasku, doskonale.
Ale rano okazało się, że ani szachownica u nas nie jest neutralna, ani słowa mistrza. Na jednym z prawicowych portali przeczytałem, że Stoch malując sobie szachownicę i oddając cześć lotnikom de facto polemizował z tymi, którzy uznali, że w Smoleńsku nasi lotnicy popełnili błąd. Skoro Stoch powiedział, że "mamy w Polsce świetnych lotników, to przecież musiała to być jakaś aluzja, nie? Nawet ceremonia wręczenia naszemu mistrzowi słotego medalu okazała się mieć wydźwięk pozasportowy. "Mazurek Dąbrowskiego w Rosji" - taki był tytuł tekściku. Uffff.......
Kamil Stoch ma prawo mieć poglądy, jak ma ochotę, to może je ujawniać. Jego sprawa. Podobnie jak jest to sprawa każdego obywatela, a więc i sportowca. Ale już pytanie do skoczka czy był w kościele jest idiotyczne. Jakby Stoch powiedział, że chciał być w kościele ale nie dał rady, to ma sens dopytywanie go, czy chciał się pomodlić za wygraną czy nie. Ale jak sam o tym nie wspomina, to należy mu dać spokój.
MKOL przesadza według mnie z totalną sterylnością obecności sportowców na igrzyskach. Zakaz reklam - ok, ale już pretensje do norweskich biegaczek, że założyły czarne opaski na znak solidarności z koleżanką z reprezentacji, której tuż przed igrzyskami zmarł brat, jest całkowitym nonsensem.
Jeszcze przed igrzyskami w Pekinie zastanawiano się czy sportowcy nie powinni w czasie igrzysk manifestować solidarności z Tybetańczykami. Przez moment myślałem, że może to i dobry pomysł. Z perspektywy kilku lat stwierdzam jednak, że pomysł był zły i rację miał uznając go za takowy ówczesny szef PKOl, Piotr Nurowski. Żadnych politycznych demonstracji sportowców na igrzyskach. Tyle. Po prostu.
Dlaczego? Bo igrzyska muszą być jednak przede wszystkim demonstracją braterstwa sportowców. Z ich sukcesów cieszą się ich rodacy, ale w żaden sposób nie powinno się manifestować podziałów, a już tym bardziej wyższości nad sportowcami z innych krajów.
Dlatego demonstracje poparcia dla Tybetańczyków i gejów w Rosji są jak najbardziej pożądane, ale nie na igrzyskach, nie przez tych kilkanaście dni. Braterstwo, szacunek dla każdego rywala, przede wszystkim. Bardzo mi się podobało, gdy komentatorzy TVP, Włodzimierz Szaranowicz i Marek Rudziński, z wielką admiracją wypowiadali się o austriackim skoczku, Thomasie Morgensternie. A przecież mógł on wygrać z naszymi skoczkami, przecież to jego skoki mogą nas pozbawić złota albo innego medalu w poniedziałkowym konkursie drużynowym. Szaranowicz i Rudziński oczywiście to wiedzą. Ale za bardzo kochają sport, by nie szanować wszystkich sportowców, a nie tylko naszych.
Każdy z nas Polaków ma jakieś prawa do Kamila Stocha czy Justyny Kowalczyk. Przecież to dla nas skaczą i biegają, to my im kibicujemy, to my ich wielbimy. Mamy więc prawo do wielkiej radości z ich sukcesów. Ale nikt z nas nie ma prawa do ich poglądów, do ich intymności. Ich poglądy i ich prywatność, to wyłącznie ich sprawa. Ich sprawą jest też jak poglądami i swą prywatnością gospodarują. Wyłącznie ich.
Mam nadzieję, że jutro, w sobotę i w poniedziałek nasi wybitni sportowcy znowu dadzą nam wielkie powody do radości. I naszym świętym prawem będzie się w tym naszym entuzjazmie zanurzyć. Ale w niczym więcej. Bo wyrywając sobie Stocha czy Kowalczyk, próbując ich jakoś sobie wyrwać, jakoś ukraść ich innym Polakom, ich wielkie sukcesy umniejszamy i pokazujemy, że ani o sporcie, ani o szacunku dla sportowców, ani o sensie olimpizmu nie mamy zielonego pojęcia.