Należy docenić stanowisko PiS i Jarosława Kaczyńskiego w sprawie Ukrainy i poparcie tej partii oraz jej szefa dla działań podejmowanych przez polski rząd, premiera Tuska i
ministra Sikorskiego.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
To akt odpowiedzialności, przykład tego, że przynajmniej czasem polityka w Polsce może być dorosła. Doceniając stanowisko PiS-u nie można jednak nie zauważyć, że Polska jest dziś w stanie odegrać tak dużą rolę w sprawie Ukrainy, dzięki temu, że premierem nie jest Jarosław Kaczyński.
Donald Tusk ma dziś otwarte kanały komunikacyjne ze wszystkimi najważniejszymi zachodnimi przywódcami. Kanał komunikacji z Putinem jest najwyraźniej zamknięty, ale głównie dlatego, że w sprawie Ukrainy Putin chce dominacji i dyktatu, a nie dialogu i kompromisu.
Jaką rolę odgrywałaby Polska w sprawie Ukrainy, gdyby premierem był prezes Kaczyński? Już był premierem. Jego relacje z panią Merkel były chłodne. A wiadomo, że po jego insynuacjach ("wiem dlaczego to Merkel jest premierem"), byłyby jeszcze chłodniejsze.
Polska rządzona przez rusofobów byłaby przedstawiana w Rosji jako czynnik destabilizacji. Premierostwo Kaczyńskiego, który zapewne zdążyłby się szybko skłócić z częścią zachodnich przywódców, całkowicie pozbawiałoby nas wiarygodności. Rosja by na tym grała. Skutecznie.
Ale powiedzmy, że te relacje z przywódcami unijnymi nie byłyby aż tak złe. Powiedzmy. Kogo premier Kaczyński wysłałby do negocjowania porozumienia w Kijowie. Rozumiem, że partnerem ministrów Steinmaiera i Fabiusa byłaby minister Fotyga, tak? Cudnie.
Za ewentualne konsultacje z naszymi partnerami z NATO odpowiedzialny by był nasz minister obrony. Antoni Macierewicz? Cóż, Macierewicz już kilka lat temu ogłosił, że Rosja wypowiedziała Polsce wojnę w Smoleńsku. Jako minister zademonstrowałby więc zapewne właściwe mu umiar i powściągliwość. I wezwałby NATO do użycia siły. Abstrakcja? Może. A może nie.
Partnerem Kaczyńskiego w sprawie Ukrainy byłby zapewne jego ideowy przyjaciel, premier Orban. Tym bardziej, że wpadł całkiem niedawno i całkiem ochoczo w ramiona Putina. Naprawdę chcemy obiecanego nam przez Kaczyńskiego Budapesztu w Warszawie?
Sytuacja na Ukrainie jest dramatyczna. Kompromis może być zaakceptowany przez Majdan, ale może być też, co by nie dziwiło, definitywnie odrzucony. Tym bardziej, że zawarto go z bandytą i mordercą.
Ale przynajmniej możemy mieć w Polsce poczucie, że nasze władze postępują rozsądnie i odpowiedzialnie, z determinacją, ale i ostrożnie. To naprawdę nie jest mało. A jak ktoś uważa, że mało, to niech sobie teraz wyobrazi tercet Kaczyński - Macierewicz - Fotyga w akcji.