Czy Putin chce wojny, czy on oszalał? Takie pytanie zadają teraz ludzie na całym świecie, w tym miliony Polaków. Odpowiedź jest prosta. Nie zwariował. Od lat upaja się rolą bezwzględnego dyktatora, który narzuca swoją wolę i własnym obywatelom i tym wokół Rosji, którym jego dominacja się nie podoba. Robi to metodycznie i niestety skutecznie, bo ma - niestety uzasadnione przekonanie - że na Zachodzie ma do czynienia z grupą mięczaków, którą zawsze można ograć.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Być może, tak mówi wielu, Putin żadnej wojny nie chce. Chce tylko (tylko?) sprawdzić jak wiele ujdzie mu na sucho. Może chce jedynie(jedynie?) de facto oderwać od Ukrainy Krym, a może i niektóre regiony wschodniej Ukrainy, które mógłby zamienić w jakąś wschodnioukraińską republikę, która Rosją by jeszcze nie była, ale nie byłaby już Ukrainą.
Ale jeśli chce choćby tego, to w praktyce chce naruszyć integralność terytorialną innego państwa. A więc nawet w tym wariancie pragnie dokonać brutalnego pogwałcenia i międzynarodowego prawa i międzynarodowych zobowiązań Rosji.
Świat na razie reaguje po swojemu. Wyraża zaniepokojenie albo głębokie zaniepokojenie, wyraża nadzieję, że Rosja swoich zobowiązań jednak dotrzyma albo wzywa Rosję do respektowania prawa i integralności terytorialnej Ukrainy. Z całym szacunkiem, ale Władimi Władimirowicz Putin te zaniepokojenia i wezwania, te nadzieje i zaniepokojenia głębokie ma głęboko gdzieś.
Dlaczego? Bo świat, Zachód, już wielokrotnie przekonywały go, że zachodni przywódcy to ludzie niepoważni, którzy w poważnych sytuacjach mają pod ręką frazesy i banały, ale są organicznie niezdolni do działania, które powstrzymałoby zło i agresora.
Weźmy ostatnie miesiące. W sprawie Syrii Putin ogrywa Amerykę i Obamę w sposób zupełnie dziecinny. Kilka dni temu sekretarz stanu Kerry konstatuje zaskoczony, że Rosja nie tylko torpeduje konferencję pokojową w sprawie Syrii, ale wciąż dozbraja wojska prezydenta Assada i de facto sprawia, że konflikt zbrojny zamiast dogasać jeszcze bardziej się rozpala.
Syria, Iran, Snowden, w każdej z tych kwestii Rosja gra Zachodowi na nosie. A przede wszystkim gra na nosie Ameryce. Robi tak, bo Putin nawet nie ukrywa protekcjonalnego stosunku do drogiego noblisty, prezydenta Obamy, który nie jest ani Bushem ani Reaganem ani nawet Carterem, który po interwencji ZSRR w Afganistanie zagrał jednak z Moskwą ostrą. Drogi noblista się waha, on ma opory, on ma dylematy. A ponieważ akurat dylematów Władimir Władimirowicz nie ma, to konsekwentnie z dobrym dla siebie skutkiem robi co chce.
Wróćmy do Ukrainy. Nie ma jej co porównywać do Gruzji. Nie idzie tylko o rozmiar kraju i jego potencjał. Prezydent Sakaszwili zachował się niestety nieodpowiedzialnie i w 2008 roku de facto stworzył Rosji pretekst do interwencji. Władze Ukrainy żadnego pretekstu Putinowi oczywiście nie dały, może poza tym, że chcą, by Ukrainą rządzili Ukraińcy, a nie Rosjanie.
Należy zrozumieć jaka jest stawka w całej tej obecnej dramatycznej sytuacji. Idzie o Ukrainę, co samo w sobie czyni stawkę ogromną. Ale idzie nawet o coś więcej.
Stawką jest to czy zimna wojna, która wydawało się, zakończyła się w 89 roku, zakończyła się rzeczywiście czy tylko pozornie. Czy europejskie narody mają niezaprzeczalne i
niekwestionowane prawo do decydowania o swym losie czy też prawo to mają tylko te narody, którym Putin i Moskwa odpuszczą, bo nie uznają ich, przynajmniej na razie, za strefę swoich bezpośrednich interesów.
Mamy przed sobą wielkie test dla Unii Europejskiej, dla Stanów Zjednoczonych, dla Niemiec, dla Polski, dla Wielkiej Brytanii, dla Francji i dla całej zachodniej wspólnoty. Jeśli Zachód nie jest w stanie działać stanowczo, to Zachód w praktyce weźmie odpowiedzialność za naruszenia prawa międzynarodowego przez Putina, to Zachód w praktyce usankcjonuje działania agresora.
Teraz leninowskie pytanie - co robić? Zachodni przywódcy powinni teraz dzwonić do Putina i jasno mu komunikować, że jeśli naruszy integralność terytorialną Ukrainy, poniesie srogie konsekwencje. Konkrety. Rosja powinna być usunięta z WTO, czyli Światowej Organizacji Handlu, powinna być też usunięta z grupy G8. Sankcje powinny też objąć rosyjskich polityków uczestniczących w najnowszym przedsięwzięciu Putina. A także rosyjskich oligarchów. Marzy wam się Krym? Ok, to spędzajcie wakacje na Krymie, a nie
w Meribel, Courchevel i w Saint Tropez. Za chwilę mistrzostwa świata w piłce. Trudno. Niech rosyjscy piłkarze grają w mistrzostwach Eurazji, a nie w mistrzostwach świata.
Sankcje muszą myć twarde, jasno zdefiniowane, bolesne. Okręty amerykańskiej VII floty powinny teraz wpłynąć na Morze Czarne, a zachodnie potęgi powinny domagać się, by wszystkie rosyjskie wojska natychmiast wróciły do bazy w Sewastopolu.
Od lat Władimir Putin zachowuje się jak bandyta. Wchodzi do autobusu i okłada kijem baseballowym kogo chce. Pasażerowie ze strachu milczą. Putin się śmieje z ofiar i pasażerów. Teraz znowu wszedł do autobusu i znowu chce dzielić i rządzić, uderzać i łamać prawo. Przepraszam za kolokwializm, ale będzie tak robił bez końca, tak długo, jak długo nie zarobi od kogoś w ryj. I to tak porządnie.