Bardzo szanuję Grzegorza Miecugowa. W TVN24 uczył mnie zawodu. Jako pierwszy oglądał moje występy przed kamerą. Pamiętam że pierwszego stand-upa ocenił słowami: "Masz gadane", bo potrafiłem przez kilkanaście minut mówić bez przerwy do kamery (co było niezłym wstępem do pracy w telewizji, która miała dużo czasu antenowego i niewiele środków). Zastanawiam się jednak, czy Grzegorz Miecugow rozumie dzisiejsze media mówiąc o ich "spsieniu" w sprawie Axelio.
"Główny cel tego człowieka został spełniony dopiero, gdy jakaś gazeta zrobiła z nim wywiad, z jego pełnym nazwiskiem i zdjęciem. Po tym wywiadzie pomyślałem, że te wszystkie gorzkie słowa o spsieniu mediów, prasy, mają podstawę. Bo dano temu człowiekowi to, o co mu chodziło."
Czy gdyby jakaś gazeta, albo jakiś serwis internetowy (nasz na przykład) nie napisałby o Axelio, to człowiek by nie istniał? Nie mógłby się publicznie komunikować? Nie byłby słyszalny? Nikt by go nie lajkował, albo nie hejtował? Nikt by na niego nie zwrócił uwagi? Nie rosłoby grono jego słuchaczy, zwolenników, oby nie naśladowców?
