Na naszych oczach rozwija się polska wersja Kopciuszka. W tej oryginalnej kocmołuch został księżniczką. W tej naszej książe zostaje kocmołuchem. Wszystko tak samo, ale na odwrót. Mam na myśli Rafała Brzoskę i jego firmę InPost. Jeszcze kilka miesięcy temu Brzoska miał fantastyczną prasę człowieka walczącego ze złym monopolistą. Teraz, gdy Brzoska walkę (i przetarg) wygrywa, niespodziewanie przestaje być wzorem, staje się złym bohaterem. A jeszcze przed chwilą była nim Poczta.

REKLAMA
Tak się składa, że po raz pierwszy w życiu właśnie wczoraj dostałem zawiadomienie o pismie z sądu. Mam być świadkiem w jakiejś sprawie. Awizo dostarczyły PGP i InPost, czyli zwycięzcy przetargu na dostawę pism z wymiaru sprawiedliwości. Pismo czekało na mnie w oddziale PGP. Okazał się nim punkt ksero naprzeciwko lombardu w Alei Niepodległości w Warszawie. Może wyglądało to nieco nietypowo, ale nie mam żadnych uwag do obsługi. Pismo było, pan spisał moje dane z dowodu, musiałem się podpisać. Jak na poczcie. Jedyna niedogodność to godziny otwarcia punktu. Od 10 do 18. Ponieważ trudno brać urlop, żeby odebrać przesyłkę, to uznałem to za wpadkę.
Z pewnością w pierwszym miesiącu dostarczania pism sądowych przez PGP-InPost-Ruch takich wpadek było więcej. Czy jednak uzasadnia to narodową medialną histerię? Wątpię. Widzę raczej coś innego.
Po pierwsze każdy kto coś zaczynał wie, że na początku zwykle nie jest idealnie. Dwa lata temu zakładaliśmy naTemat więc mam coś w tej sprawie do powiedzenia. Ale może weźmy inny przykład. Po wielu miesiącach przygotowań gabinet Obamy uruchomił stronę HealtCare.gov, która ma być drogą Amerykanów do powszechnej opieki zdrowotnej. Start okazał się spektakularnym fiaskiem, nie działało to co powinno działać, Obama musiał publicznie przeprosić. A przecież na system wydano miliony dolarów w świetnie zorganizowanej Ameryce. Wróćmy do Polski. PGP-InPost mają (dane za informacją prasową) ponad 7000 doręczycieli, ponad 7500 placówek w Polsce i do 28 stycznia 3,7 miliona nadanych przesyłek rejestrowanych. Naprawdę w pierwszych tygodniach w tak gigantycznym systemie coś może nie działać właściwie. Uważałbym za skandal, że firma w drugim albo trzecim miesiącu nie jest w stanie tego naprawić. Ale nie od razu Kraków zbudowano. PGP-InPost są na pierwszej linii frontu o wolny rynek usług pocztowy. Publiczny interes w tym jest tak duży, że możemy przeboleć kilka nieudanych tygodni.
Po drugie tak się składa, że akurat wczoraj byłem na bardzo ciekawej dyskusji o Singapurze. Grupa mądrych osób (Sikorski-Olechowski-Wnuk Lipiński-Sikora) rozmawiała o tym, dlaczego Singapur odniósł tak wielki sukces, dlaczego jest tak bogaty. W trakcie rozmowy ktoś zacytował dane z rankingu mierzącego gotowość społeczeństwa na zmianę. Im więcej punktów, tym społeczeństwo jest mniej skłonne się zmieniać, bardziej skłonne tkwić w znanych schematach i rozwiązaniach. Na 100 możliwych punktów Polska ma w tym raporcie 93. Singapur ma 8! Dlatego nie jesteśmy Singapurem. Nie jesteśmy gotowi na ryzyko, wyzwania i zmianę. Jak od 10, albo od 20 lat mamy tego samego listonosza i tą samą pocztę, to chcemy ją mieć nadal. I dla tego samopoczucia jesteśmy gotowi zapomnieć, że przed chwilą Poczty nienawidziliśmy, że przeklinaliśmy kolejki, brak nowych usług, stale rosnące ceny, listonosza który zostawia awizo, bo mu się nie chce paczki nosić. Zaledwie 4 dni temu Dziennik Gazeta Prawna informowała, że Poczta Polska podnosi ceny i że jest to największa podwyżka od trzech lat. Dziwi mnie to nagłe umiłowanie Poczty. Ja uważam, że musimy swoje przecierpieć przez parę miesięcy, żeby potem mieć rozbity monopol, konkurencyjny rynek, walkę o klienta, sprawniejsze organizacje.
Nie zamieniłem z Rafałem Brzoską w życiu jednego zdania, ale z uznaniem patrzę na to co osiągnął. Czyż nie jest tak, że wszyscy z uznaniem jeszcze przed chwilą na niego patrzyliśmy? Co się zmieniło? Brzoska robi swoje. Wspólnie z PGP rozbija pocztowy monopol, poszerza usługi, zatrudnia ludzi, buduje imponującą firmę. Kiedyś może dorobi się placówek wyłożonych marmurem. Ale byłby szaleńcem stawiając je teraz. Pocztę Polską budował cały naród z podatków przez dziesiątki lat. Brzoska buduje firmę na własne, a nie podatnika ryzyko. Zresztą mitem jest, że wszystkie placówki Poczty są w marmurach, a wszystkie placówki Brzoski i PGP to sklepy rybne. Poczta także wydaje przesyłki spod lady w rybnym. Brzoska na blogu pokazał ostatnio kilka przykładów. Oto one (za blogiem prezesa InPost).

Po trzecie zastanawiająca jest wypowiedź ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego w tej sprawie. Biernacki stwierdził: Docierają sygnały, na razie głównie medialne, które wskazują, że usługa świadczona przez PGP nie do końca jest realizowana tak, jak powinna. Zdajemy też sobie sprawę, że instytucja, która przegrała przetarg, czyli Polska Poczta, też w jakiś sposób może uczestniczyć w tym dyskursie. Mówiąc po ludzku minister zasugerował, że Poczta umiejętnie gra mediami, żeby zaszkodzić firmom PGP i InPost.
PGP zebrała interesujące obserwacje w tej sprawie. Choć początek stycznia to jeszcze czas trochę świąteczny, trochę wypoczynkowy, już zaczyna się histeria. Pierwsza sędzia występuje już w niedzielę 5 stycznia z obawą, czy pracownicy PGP-InPost będą należycie starannie wydawać przesyłki. Kilka dni później adwokatura przystępuje do zmasowanego ataku. Pierwsza Izba Adwokacka (Pomorska) zachęca do składania zażaleń. To wszystko zanim jeszcze upłynęły jakiekolwiek terminy odbioru zawiadomień sądowych. 10 stycznia w mediach zaczyna się (niezatrzymana do dziś) fala negatywnych tekstów, a ktoś zakłada na Facebooku profil "Ślepym okiem temidy", gdzie pojawiają się rysunki satyryczne wyśmiewające usługi PGP. Albo ten profil założył spontanicznie wściekły przeciwnik zwycięzców pocztowego przetargu, albo wściekły jego przegrany. Wreszcie w połowie stycznia Naczelna Rada Adwokacka ostro krytykuje PGP (nadal nie minął termin odbioru przesyłek).
Ja tymczasem rozpisałem się dziś, bo widzę w tej sprawie walkę młodych polskich firm z państwowym monopolistą, widzę pojedynek nowego ze starym, widzę starcie ruchliwych młodych wilczków z nieruchliwym, uzwiązkowionym i coraz droższym molochem. Który zmienia się (kilka nowych placówek, Envelo), ale zmienia się wolno. Oni tymczasem są gotowi zmieniać się szybko, są gotowi pod marką polskiej firmy inwestować za granicą (czytałem że InPost uruchamia paczkomaty w Rumunii). Jeśli Polska ma być Singapurem, to jak najwięcej potrzeba tu agresywnych młodych kapitalistycznych wilczków, a jak najmniej państwowych monopoli. Zupełnie wprost napiszę więc, że moja sympatia jest w tym starciu po stronie prywatnych właścicieli a nie państwowej spółki. Ta sympatia oczywiście minie, jeśli pocztowy punkt ksero nie będzie miał za kilka miesięcy lepszych godzin otwarcia, albo nie będę mógł wybrać korzystniejszej lokalizacji odbioru przesyłki. Ale na razie trzymam kciuki za innowację. I postaramy się w najbliższych dniach trochę o tej walce Dawida z Goliatem napisać.