Mam wrażenie, że w sprawie odwołania Grażyny Oliwy Piotrowskiej z zarządu PGNIG emocje wzięły górę. Premier kazał być ministrowi twardym, minister twardość pokazał, „winni” zostali ukarani, a że przy okazji straty spółki publicznej wynikające z zamieszania przy zmianie zarządu i dyskontynuacji pewnych rozpoczętych programów, jak choćby konsolidacja spółek będą szły w setki milionów- jakie to ma znaczenia…
Przedsiębiorca, były polityk senator VI i VII kadencji, Vice Prezydent Pracodawców RP.Prezes Zarządu Fundacji Świat Idei
Polityka to gra w której zasady zmieniają się co chwilę, a jednym czego może być pewny minister powoływany na swoje stanowisko to tego, że od jutra powinien odliczać dni do swojego odejścia. To całkowicie rozumiem. W polityce liczą się inne wartości. Ugrupowanie nie reagujące natychmiastowo na nastroje społeczne dość szybko kończy na śmietniku historii. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Premier grając umiejętnie posiadanymi kartami, powołując i odwołując ministrów rozładowuje napięcia polityczne. Obserwując te działania rozumiem zachowania polityków, niemniej zupełnie nie rozumiem po co świat polityczny tak mocno zaingerował w świat gospodarki z typowa dla swojego uroku gracją słonia w składzie porcelany.
Odwołanie Prezes Oliwy Piotrowskiej jest typowym przykładem niepotrzebnego przereagowania na nic nieznaczące gospodarczo wydarzenie. Jakie bowiem miało dla spółki znaczenie, podpisanie memorandum w którym spółka nie zobowiązuje się do niczego innego jak analizy pewnych opcji gospodarczych. Duże spółki podpisują setki tego typu dokumentów dziennie, a wprzęganie w to polityki międzynarodowej jest kompletnie absurdalne. Być może Rosja prowadzi swoją politykę w oparciu gaz, ale Polska o ile się nie mylę nie miała dotychczas podobnych zapędów. Nie bardzo rozumiem błąd, jaki miał niby zrobić zarząd PGNIG nie informując ministra o podpisanym memorandum. Taka informacja nie była możliwa do udostępnienia. Co więcej zarząd przekazując taką wiedzę (wg doniesień prasowych jednemu z dyr. Min. Skarbu) był bliski złamania prawa. Nie jest bowiem ważne jaki procent w spółce notowanej na GPW posiada akcjonariusz, dostęp każdego akcjonariusza do wiedzy o spółce ma być jednakowy.
Od współpracy z zarządem jest Rada Nadzorcza, a tak jak rozumiem jest zobowiązana do kontrolowania spółki w trakcie swoich posiedzeń. Jeżeli czuje się winna w tym procesie to również powinna w całości podać się do dymisji po odwołaniu zarządu. Mieszanie polityki z biznesem to zła praktyka, jeszcze gorsza odwoływanie zarządu podczas jego nieobecności. W zaskoczeniu i bez rozmowy. To są błędy których nawet średnie firmy nie popełniają, nie mówiąc już o tak dużych korporacjach jak PGNIG.
Wstyd panowie politycy, takie zachowanie i to wobec kobiety.
Wszyscy chcemy, żeby spółkami z dominacją skarbu państwa kierowali wybitni managerowie, nie chcemy im płacić za dużo, ale liczymy że prestiż i możliwość pracy dla Państwa Polskiego będzie ich przyciągać. Jeżeli będziemy z nimi postępować w taki sposób nie zdobędziemy jako pracodawca szacunku na rynku. Jedyne co poważny zarządzający ma do stracenia to reputacja, poza tym najlepsi żadnych wyzwań się nie boją. Bez zrozumienia tej prostej prawdy nie będziemy mogli liczyć na poważnych ludzi- na poważne miejsca, a wszechobecna w polityce zasada na listy zawsze chętnych się znajdzie nie zadziała pozytywnie na wzrost wartości wspólnego dobra jakim jest majątek spółek skarbu państwa. Uważam , że dziś popełniono błąd , wysłano zły sygnał do inwestorów, managerów i rynku. Błąd ten może kosztować więcej niż spadek wartości akcji spółki, zawieszenie restrukturyzacji czy strata wartościowych managerów. Ten błąd może kosztować wiarygodność, którą skarb państwa jako właściciel odbudowuje o dłuższego czasu kiedy to spółki były całkowicie upolitycznione. Ta strata byłaby nie łatwa do odrobienia.