Kaze ni tatsu raion

REKLAMA
Obejrzałem ten film dwa razy. Najnowsze, dostępne dzieło Takashi Miike, reżysera z Osaki. Po genialnym Ichimei miałem do niego ogromny sentyment. Widziałem chyba z dziesięć filmow jego autorstwa i wiedziałem czego mogę oczekiwać. A mimo to bardzo mnie zaskoczył. “The lion standing in the wind”, tak się ten obraz nazywa.
logo
Kaze ni tatsu raion, film
Historia Kōichirō Shimada, japońskiego lekarza przebywającego w Kenii.
Widziałem wiele filmów o Kenii. W zasadzie wszystkie. I te klasyczne i te z pogranicza gatunków, skromne, realizowane małym nakładem środków. Fascynowałem się kiedyś Brorem Blixenem, śledziłem losy wielkich postaci literatury czy kina na safari. Ale tym razem w spowitym mrokiem okrucieństwa pograniczu Lokichogio, skażony niezwykłą misją i oddaniem, urzekł mnie jak cholera, pozornie skromny obraz filmowy, tkwiący gdzieś pomiędzy pięknem przyrody, wątpliwościami natury etycznej, miłością i niezwykłą historią, dziejącą się równolegle w dwóch miejscach w Japonii i Kenii właśnie.
Pięknie i subtelnie sfilmowany, zagrany przez Takao Osawę tak, że po wyjściu z kina nie wiem gdzie jest prawda, a gdzie literacki ideał, rzecz o człowieku, nie, to raczej opowieść o Człowieku, i jego wielkim sercu, którego tak naprawdę w dzisiejszym świecie już nie ma.
Historia z życia wzięta: “Kaze ni tatsu raion”