Na ekranach kin pojawił się film „Gauguin, Voyage de Tahiti“, który jest luźną adaptacją powieści „Noa Noa“, autorstwa tego wybitnego malarza. Film zrealizował Eduard Deluc, a w rolę Gauguina wcielił się Vincent Cassel.
Spośród wielu filmów jakie nakręcono o tym artyście, wydaje się, że właśnie ta kreacja jest najbliższa oryginałowi. Cassel został ucharakteryzowany na podstawie fotografii z 1895 roku, na której malarz nosi na głowie wielką czapę z karakułów. Podobieństwo pomiędzy obiema postaciami jest uderzające.
Film jest swobodną impresją o pierwszym pobycie Gauguina na Tahiti. O tym, co tam robił, wiemy z „Noa Noa“, wydanej przez Charlesa Maurice, krytyka literackiego, poety i pisarza. Ale przede wszystkim powiernika i przyjaciela malarza. Poznajemy go za samym początku filmu. „Noa Noa“, znaczy pięknie pachnąca. To pełna zadumy, poezji i mitów, kronika wędrówki malarza z Mataiea do Taravao. Poznał wtedy Tehurę, młodziutką dziewczynę, która została jego vahiné, czyli towarzyszką życia. Znamy ją doskonale z wielu obrazów Gauguina. Autorzy filmu postanowili odtworzyć tamte zdarzenia. Nie ma w nich buntownika, artysty wyzwolonego, lecz widnieje jedynie schorowany i sfrustrowany człowiek, który trafił na Tahiti wierząc, że dokona się tam cud, w postaci uznania i szczodrości losu. Pracownia i jednocześnie dom Gauguina w Mataiea nie przetrwał. Ten drugi, zbudowany w Punaauia, opisał Henri Lemasson, dyrektor poczty francuskiej w Papeete, który jednocześnie fotografował Polinezję. Na jego zdjęciach widać wnętrze pracowni, rzeźby i obrazy Francuza. Dom w Punaauia powstał znacznie później, ale możemy sobie wyobrazić, że tak właśnie wyglądało miejsce życia Paula Gauguina. I Deluc poszedł w swoim filmie właśnie tym tropem. Na ścianie w pracowni, widzimy kilka fotografii, w tym jedną, przedstawiającą Mette, jego duńską żonę z piątką dzieci, a także reprodukcję „Fali“, najsławniejszego drzeworytu Katsuhika Hokusai, wielkiego japońskiego artysty, który zainspirował Gauguina do namalowania swego czasu „Walki Jakuba z Aniołem“. Na tej samej ścianie, wisi także reprodukcja „Olimpii“ Edouarda Maneta. Kiedy Tehura weszła po raz pierwszy do jego domu, spytała, czy to jego żona? Gauguin odpowiedział, że tak...
Tego wątku akurat w filmie nie ma. Skupia się on raczej na walce Gauguina z własnymi słabościami, na cudownych plenerach Tahiti, a także lirycznej atmosferze tego miejsca.
Film zaczyna się od spotkania Gauguina z przyjaciółmi. Mówi im, że pojedzie na Polinezję. To zapewne skrót myślowy reżysera. Albowiem wśród tych przyjaciół znajduje się Émile Bernard. To właśnie on, a nie odwrotnie, podsunął pomysł wyjazdu na Tahiti. Bernard dał Gauguinowi do przeczytania książkę Pierre Lotiego, pt. „Le marriage de Loti“, która zrobiła furorę w ówczesnej Francji. Opisana w niej historia miłosna Rarahu, skłoniła Gauguina do przeczytania broszurki promocyjnej Ministerstwa Kolonii. Mało bowiem osob wie, że Paul Gauguin przygotowywał swój wyjazd na Madagaskar. Namówił go do tego, inny znakomity malarz Odilon Redon, fenomenalny symbolista i właściciel winnicy w Akwitanii. Z Madagaskaru jednak nic nie wyszło i Gauguin w kwietniu 1891 roku, wsiadł w Marsylii na parowiec i popłynął na Oceanię. Wcześniej wydał przyjęcie w „Café Voltaire“, mieszczącej się w nieistniejącej dziś kawiarni przy Odeonie. Z tego przyjęcia zachowało się sporo relacji a także menu.
W filmie mamy ledwie kropelki tego, co skłoniło Gauguina do opuszczenia Francji. Wizyta u Durand-Rouela, który płaci mu grosze z litości, rozmowa z Mette, kłótnia o Degasa.
Dla tych, którzy chcielby poznać cały los artysty to zbyt mało. Ale film może skłonić do sięgnięcia po jego biografię, albumy czy katalogi wystaw.
Wkrótce pojawi się na polskim rynku książka o Paulu Gauguinie, będąca opowieścią o miejscach które odwiedził, o ludziach których poznał. Gauguin był wielkim podróżnikiem. Nim trafił na Polinezję, odbył wiele wypraw do Peru, Chile, Panamy, Brazylii, Martyniki, Indii. Znał wiele krajów europejskich. Pływał dookoła świata. Podróże jego śladami to wyprawy na wiele lat. Jego życie to fascynująca opowieść o tamtym świecie. O tym, czym może być namiętność do malowania. Napisano wszak o nim wiele. O tym kim był, czego oczekiwał od życia. Kiedy patrzymy na jego obrazy, widzimy w nich cudowne kolory, symbolikę, syntezę. Henri Matisse postanowił popłynąć na Polinezję, aby lepiej zrozumieć światło. Bo Gauguin był mistrzem światła. Niedoścignionym mistrzem, który pił absynt, rum i jadał wołowinę z puszki, leczył Polinezyjczyków wodą z kokosów.
W filmie Tehura nazywa go Koké. Ale imię to wymyślił dla Gauguina jego przyjaciel z Hiva Oa, który nazywał się Tioka. Znacznie później, niż wydarzenia pokazane w filmie.
Jeszcze jedna ważna scena. Paul Gauguin maluje „Ia Orana Maria“, jeden z najpiękniejszych obrazów jaki powstał w dziejach sztuki, w którym godzi się ze swym losem i Bogiem.
Ten obraz to cała prawda o Gauguinie. Dlatego ten film powinien zobaczyć każdy, kto choć trochę interesuje się sztuką.