W Marsylii trwa aktualnie, fantastyczna wystawa pt. „Jack London na Morzach Południowych“, ważny zapis odysei Snarka, od momentu jego wyjścia z San Francisco poprzez Markizy, Wyspy Towarzystwa, Samoa, Fidji, Vanuatu, wyspy Salomona i Sydney. To była stosunkowo długa podróż, ale jedna z wielu, jaką odbył ten amerykański pisarz i doskonały fotograf. Niemal po wszystkich, pozostały listy, fotografie, wspomnienia, liczne notatki na skrawkach papieru, bilety, drobne pamiątki. Teraz jednak tylko Morza Południowe, świat Oceanii, uroki tropików. London, przemierzył ten długi szlak w latach 1907-1908. Wystawa jest dostępna w Centre de la Vieille Charité – MAAOA na Le Panier w sercu starej Marsylii.
Mamy tam praktycznie wszystko, co trzeba zobaczyć, aby poznać życie tego niezwykłego człowieka. Lepiej jednak znać oczywiście jego opowiadania i powieści, aby postać Londona stała się bliższa. Możemy patrzeć wtedy na wystawę, poprzez pryzmat jego bohaterów, albo miejsc które opisywał. Taki rodzaj podróżowania jest wszak najciekawszy. Oto, weźmy na przykład, takie opowiadanie „Chińczak“.
W historii opisanej przez Jacka Londona o Ah Cho, jawi się obraz chińskich robotników przymusowych na Polinezji. U Londona wyzysk to główne jądro wielu jego opowiadań.
Na wczesnych fotografiach z Tahiti, wszyscy Chińczycy są zawsze uśmiechnięci i wyglądają na bardzo zadowolonych ze swojego losu.
Przeważnie pochodzili z Tajwanu. Na wszystkich wyspach Polinezji, plantatorzy bawełny mieli wtedy ogromne kłopoty ze znalezieniem rąk do pracy. Pierwsza grupa kulisów liczyła pięciuset mężczyzn. Płacono im marnie, ale kwota kilku franków miesięcznie, mogła być dla nich prawdziwą górą szczęścia.
Dla angielskich zarządców, wszyscy Chińczycy wyglądali jednakowo, podobnie brzmiały także ich nazwiska. Właściciele plantacji, zwykle nie mieli głowy do zapamiętania ich imion, dlatego wymyślili chytry sposób na rozpoznawanie poszczególnych robotników. Sposób został wzięty z maoryskiej tradycji. Najpierw Chińczycy, otrzymali numery w celu identyfikacji. Nosili na szyi sznurek z przyczepionym kawałkiem tektury z wymalowanymi cyframi. Później, aby zapobiec permanentnemu gubieniu przez nich owych numerków, zostały im te numery, po prostu wytatuowane na ramieniu.
Słynny francuskich żeglarz Alain Gerbault, który jako pierwszy opłynął samotnie Atlantyk, wspominał, że goszczący go mieszkańcy Bora Bora, zapisywali różne historie na swoich ciałach, przy pomocy tatuażu właśnie. Były to mapy, wizerunki boga Tiki, albo ornamenty. Niektórzy z nich mieli – obok tradycyjnych wzorów – właśnie wytatuowane numery. Kiedy im się bliżej przyjrzał, spostrzegł, że mieli nieco inne rysy niż rodowici mieszkańcy tej wyspy. Okazało się, że byli potomkami Chińczyków, sprowadzanych wcześniej na plantacje bawełny.
Zwyczaj numerowania, po to, aby ich lepiej zapamiętać, spodobał się im tak bardzo, że traktowali wybrane cyfry jak swoje nazwiska. Ci, którzy pozostali na Polinezji, cyframi tatuowali też swoje dzieci, dla zapamiętania rodowego imienia.
Ponad sto lat później mer Vaitape o nazwisku Tong Song z dumą pokazał mi swój numer na przedramieniu. Przybycie jego pradziadka na Tahiti obserwował właśnie Jack London. Na redzie w Papeete, skąd odpływał jego jacht, zrodził się pomysł noweli o chińskich zbieraczach bawełny. Biuro Tong Songa, kiedy ja tam byłem, mieściło się na wprost płyty nagrobnej Alaina Gerbaulta. Żeglarz zapragnął, aby po swojej śmierci pochowano go właśnie na Bora Bora. Wielki podróżnik zmarł w Timorze i po wojnie, władze francuskie ekshumowały jego zwłoki, przenosząc je, zgodnie z życzeniem, na Polinezję.
Wystawa Londona w Marsylii to przede wszystkim fotografie, listy, notatki. I oczywiście artefakty ze Snarka. Cudowna podróż w przeszłość. Miejsce idealne, wszak Marsylia była przez wiele lat francuskim oknem na świat. Stąd wyruszali podróżnicy, przedsiębiorcy, kupcy i wojskowi na dalekie rubieże zamorskiej Francji. Ale nie tylko do kolonii, ale także do Chin czy Japonii. Bo Marsylia była sercem Francji i jej oddechem dalekiego świata. Być może dlatego Jack London odnalazł tu swoje miejsce.