Z Markiem Pisarskim, ekspertem ds. turystyki i edukacyjnej rozrywki, niegdyś doradcą ministra sportu i turystyki oraz wiceprezesem Polskiej Agencji Rozwoju Turystyki rozmawiam o inwestycjach, które mają dać Łodzi drugie życie. Nowe Centrum Łodzi, bo o nim mowa, to jeden z najodważniejszych projektów z dziedziny marketingu miejsc realizowany obecnie w Polsce.
SKUPIEŃSKI MARKETING - marketing polityczny, budowa stron www, copywriting, media społecznościowe, blogosfera
Tomek Skupieński: W tygodniku „Polityka” nowy dworzec w Łodzi przedstawiono jako sztandarowy, negatywny przykład polskiej gigantomanii, jeśli chodzi o wykorzystanie środków UE. Czy o tej inwestycji można mówić jedynie w kontekście kolejowym, tak jak to było przedstawione w „Polityce”? Marek Pisarski: Oczywiście, że nie. Rozmawiajmy raczej o wielkim, unikatowym projekcie, który powinien zmienić oblicze Łodzi. Dworzec jest tylko jego cząstką, aczkolwiek bardzo ważną. Pamiętajmy, że w ramach Nowego Centrum Łodzi, w EC-1 Zachód powstanie interaktywne Centrum Nauki i Techniki, a EC-1 Wschód będzie pełniło wyjątkową funkcję kulturalno-artystyczną. Według zaplanowanego szerokiego programu użytkowego znajdą się w nim planetarium, studia i warsztaty, galeria, teatr dźwięku, biblioteka, ”Jezioro Pamięci”, sale konferencyjne i wieża widokowa. W EC-1 Południowy Wschód siedzibę ma SE-MA-FOR, znana wytwórnia filmów animowanych. Dlatego moim zdaniem, ten jeden gigantyczny projekt, może zmienić pozycję Łodzi na mapie turystycznej Polski. Trzeba jedynie do tego odpowiednio podejść i wykorzystać wszystkie jego atuty. Na podstawie posiadanego doświadczenia, chętnie podpowiem jak to zrobić.
Turystom odwiedzającym Łódź znana jest na pewno Manufaktura, centrum handlowo-rozrywkowe, będące unikatowym na skalę europejską projektem rewitalizacyjnym. Znajdują się tam galeria handlowa, hipermarkety, hotel ****, kinowy multipleks, kawiarnie, restauracje, kluby fitness, kręgielnia… Czy pana zdaniem oba projekty, Nowe Centrum Łodzi i Manufaktura, są porównywalne?
Nowe Centrum Łodzi to zupełnie inny projekt. Jego główną częścią będą obiekty kulturalne i edukacyjne, na skalę znacznie większą niż na terenie Manufaktury, gdzie funkcje kulturalne stanowią dodatek do galerii handlowej. Wspólnym mianownikiem dla obu projektów jest coś co pojawiło się w terminologii branżowej i nazywa się „imagescape”, a nie ma jeszcze nazwy w języku polskim, więc spróbuję to opisać. Wchodząc na teren Rynku w Manufakturze po raz pierwszy, przeżywamy uczucie zaskoczenia na widok czegoś pięknego, wyjątkowego kawałka krajobrazu i mamy efekt „wow!”. Mam nadzieję, że w przypadku Nowego Centrum Łodzi będzie podobnie i ”imagescape” tego miejsca także wywoła takie uczucie.
Czyli projekt Nowego Centrum Łodzi może odnieść sukces?
Od strony biznesowej, gdybyśmy chcieli tak to tego podejść, można całość projektu Nowego Centrum Łodzi porównać do realizacji strategii tzw. błękitnego oceanu. Na co dzień poruszamy się najczęściej po czerwonym oceanie, pełnym konkurencji, a błękitny ocean to sytuacja, w której konkurencja nie istnieje. Przykładem może być Cirque du Solei, kanadyjska firma łącząca sztukę cyrkową i uliczną, która osiągnęła niewiarygodny sukces, ponieważ zrozumiała, że aby wygrać przyszłość, firmy muszą przestać konkurować ze sobą i zacząć tworzyć dla siebie nowe przestrzenie rynkowe, w których nie będą mieć konkurencji, czyli tzw. błękitne oceany. Po otwarciu Nowego Centrum Łodzi, zdobędziemy właśnie taką nową przestrzeń. Długo nie będziemy mieć konkurencji, gdyż tego typu inwestycji nie przeprowadza żadne miasto w Polsce. Tym samym wpłyniemy na błękitny ocean.
Oprócz inicjatyw kulturalnych i naukowych sektora publicznego, na terenie Nowego Centrum Łodzi, mają znaleźć się inwestycje prywatne. Jakich branż spodziewa się pan w Nowym Centrum Łodzi? Czy to połączenie biznesu i instytucji kultury w perspektywie czasu, może być przyczynkiem do utworzenia się w Łodzi szeregu mniejszych firm, które będą świadczyć różne usługi na ich potrzeby?
Projekt Nowego Centrum Łodzi powinien stać się swoistą lokomotywą dla miasta. Na jego terenie powinny zafunkcjonować przemysły kreatywne, działające na styku sztuki i biznesu, nastawione na odbiorcę biznesowego, a nie tylko konsumujące środki publiczne. Jeśli obserwujemy to co się dzieje na świecie, to powstaje coraz więcej firm, wyspecjalizowanych w obsłudze sektora „entertainment”, czyli szeroko pojętej rozrywki np. firmy od efektów specjalnych na potrzeby filmu czy parków rozrywki, firmy zajmujące się systemami „show control” czyli sprzężeniem efektów specjalnych, dźwięku i oświetlenia, produkujące animatroniki czyli ruszające się postacie, producenci gier komputerowych, multimediów, scenografii i innych. Takie przedsiębiorstwa idealnie mogłyby się wpisać się w strategię promocji Łodzi, która została oznaczona hasłem „Łódź kreuje”. Byłyby też znakomitą odpowiedzią na potrzeby absolwentów Politechniki Łódzkiej, Uniwersytetu Łódzkiego, Akademii Sztuk Pięknych czy „Filmówki”.
Przyjrzyjmy się na chwilę samemu Centrum Nauki i Techniki, które ma być zlokalizowane w Nowym Centrum Łodzi. To projekt kosztowny, a więc powstają wątpliwości, czy jest wystarczająco ważny dla rozwoju miasta, żeby wydawać na niego takie pieniądze?
Ja nie mam wątpliwości. Na przykładzie Centrum Nauki Kopernik widać jak duże jest zapotrzebowanie w Polsce na nowe formy edukacji i edukacyjnej rozrywki. Kopernika w pierwszym roku odwiedziło milion osób, a w drugim 1,2 miliona. Spadek frekwencji nastąpił dopiero w trzecim roku funkcjonowania. Od czasu otwarcia centrum nauki w Warszawie, możemy mówić wręcz o rewolucji kopernikańskiej. Nowoczesne centra nauki pełnią funkcję wyjątkowych popularyzatorów nauki, wprowadzają nowe formy edukacji i zarazem są atrakcjami turystycznymi. I co nie mniej ważne integrują mieszkańców miasta i regionu.
I taka rewolucja ma czekać Łódź?
Nawet większa. Budynki EC1, w których zlokalizowane będzie Centrum Nauki i Techniki w Łodzi, mają swoją fantastyczną historię i są przez to dużo ciekawsze niż zaprojektowany od podstaw „Kopernik”. Tylko trzeba potrafić to pokazać. Ten projekt jest pod pewnymi względami podobny do parku Millenaris w Budapeszcie, który kreuje znaczną część życia kulturalnego tego miasta. Odbywają się tam koncerty muzyczne, przedstawienia teatralne, festiwale, wystawy, spektakle dla dzieci i jest centrum nauki.
A więc będziemy mieć w Łodzi Budapeszt?
Albo Walencję. Jest ona dobrym przykładem zmiany wizerunku i płynących za tym realnych korzyści ekonomicznych dla miasta. Kojarzona wcześniej jako miasto portowe i handlowe, stała się ośrodkiem turystycznym - wybudowano tam Miasteczko Sztuki i Nauki, na które składa się m.in. Centrum Nauki, Hemisfera z Planetarium i kinem Imax, Oceanarium i Delfinarium, które łącznie odwiedza kilka milionów osób. Ekonomiczny i promocyjny zysk miasta, do którego zaczęło przyjeżdżać kilka milionów turystów rocznie, nie podlega dyskusji. W Paryżu pełnym atrakcji, główne centrum nauki odwiedza rocznie ponad 4,5 miliona osób. Znaczenie centrów nauki doceniły również Gdynia i Gdańsk, inwestując odpowiednio w „Hewelianum” i „Eksperyment”. W tym roku otworzą się „Młyny Wiedzy” w Toruniu. W realizacji jest ok. 30 innych projektów centrów nauki.
Skoro mamy już centra nauki w Warszawie, Gdyni, Gdańsku i budowane są kolejne, może to łódzkie już nie znajdzie dla siebie miejsca na rynku?
Nie widzę takiego zagrożenia. Prowadziłem badania wskaźnika penetracji rynku dla różnych atrakcji w Polsce. Mam też za sobą doświadczenia z wystawami tematycznymi, których od 2004 roku zorganizowałem kilkadziesiąt, przez pięć lat byłem dyrektorem „Experymentarium” w Łodzi i wiem jakie jest zapotrzebowanie na edukację i edukacyjną rozrywkę w regionie łódzkim i w Polsce. Nie zabraknie go dla Centrum Nauki. Studium wykonalności projektu w ramach Nowego Centrum Łodzi przewiduje, że do Centrum Nauki łącznie z planetarium przyjdzie i zapłaci bilet ponad 600 tysięcy osób rocznie.
Czyli sukces Centrum Nauki w Łodzi jest murowany?
Na pewno nie. Trzeba wykonać wiele niezbędnych kroków aby tak się stało. Konieczna jest odpowiednia promocja projektu, ale taka prawdziwa nakierowana na zwykłych ludzi, którzy zagłosują nogami i przyjdą kupić bilet, albo nie. Równie istotna jest też przebudowa infrastruktury w okolicach inwestycji. Poprawia się komunikacja Łodzi z innymi miastami w Polsce i za granicą. Sama tylko zmiana układu komunikacyjnego wokół Łodzi, z połączeniem autostrady ze Strykowa koło Łodzi do Warszawy, spowodowała znaczny wzrost ruchu turystycznego. Ale jeśli układ komunikacyjny Nowego Centrum Łodzi nie zostanie przebudowany w odpowiednim tempie to zakorkujemy się szybko i zamiast sukcesu będzie klapa.
Niezwykle ważne jest też dokładne wytłumaczenie opinii publicznej tego czym ma być Centrum Nauki i Techniki oraz co tam się będzie działo. I wreszcie skoro stoimy przed wyborem wykonawców, którzy finałowo zaprojektują i wybudują ekspozycje, przeprowadźmy poważną debatę na temat tego co możemy zrobić, aby to centrum było najciekawszym polskim centrum nauki.
Centrum Nauki i Techniki w Łodzi powstawać będzie według pańskiego projektu?
Uczestniczyłem w projekcie, niemal od samego jego początku. W grudniu 2005 roku po niesamowitym sukcesie „Discovery” - pierwszej dużej interaktywnej wystawy w Polsce, którą sprowadziłem z Wielkiej Brytanii, a którą w ciągu 2,5 miesiąca odwiedziło ponad 27 tysięcy osób, z niedowierzaniem wykonując samodzielnie eksperymenty - zwróciłem się do władz Łodzi z propozycją utworzenia w mieście interaktywnego centrum nauki. Ówczesny wiceprezydent miasta Włodzimierz Tomaszewski zasugerował teren EC1 Zachód. Był tam kompleks budynków, z którym nie wiedziano co zrobić. W pierwotnym projekcie zgłoszonym przez Marka Żydowicza, Andrzeja Walczaka i Davida Lyncha, miało być tam tylko coś w rodzaju skansenu. Przez 2 lata rozpoznawałem ten temat, opracowałem założenia wniosku do RPO i do konkursu architektonicznego oraz niektóre założenia do studium wykonalności. Przygotowałem wstępną koncepcję funkcjonalną centrum nauki. Potem z niezrozumiałych dla mnie powodów zostałem odsunięty od projektu.
Czy w związku z tym rozważa pan powrót do czynnego wdrażania tego projektu w życie?
Nie wchodząc w kompetencje innych osób, których przy projekcie pracuje kilkanaście, jestem gotów wziąć odpowiedzialność za uruchomienie operacyjne Centrum Nauki i zbudować oraz szybko wdrożyć efektywny program promujący projekt. Trzeba nadrobić duże opóźnienie w tym zakresie. Musi powstać czytelny harmonogram działania i otwarcia projektu, który będzie przejrzyście odpowiadał na pytania kiedy ma on być otwarty w całości, kiedy mają następować cząstkowe otwarcia i jak ma wyglądać promocja projektu. Przy tak dużej inwestycji działania promocyjne na szeroką skalę, powinny być prowadzone już około 3 lat wcześniej i odpowiednio skalowane, z wielkim boom na otwarcie.
Oprócz promocji trzeba też zadbać o sytuację formalno-prawną inwestycji.
Sytuacja własnościowa w tym projekcie, realizowanym za bardzo duże publiczne środki, jest niestety co najmniej skomplikowana. Rzutuje na nią fakt, iż projekt rozpoczęto za kadencji innego prezydenta, odwołanego w referendum, potem były rządy komisaryczne, a teraz mamy panią prezydent z nowymi zastępcami. Na potrzeby realizacji projektu stworzono umowę z fundacjami kontrolowanymi przez Marka Żydowicza, która miała być nie do rozwiązania, a teraz prawnicy tego samego Urzędu Miasta zastanawiają się co z tym zrobić. Przy okazji doszło też do naruszenia umów zawartych jeszcze wcześniej. Mnie w ramach umowy zawartej z Urzędem Miasta Łodzi przysługuje nadzór autorski nad projektem Centrum Nauki i Techniki, a do tej chwili nie jest on respektowany.
Centrum Nauki i Techniki w ramach Nowego Centrum Łodzi to już któryś projekt z dziedziny nowoczesnej rozrywki, który chce pan zrealizować w Łodzi.
Tak, zajmując się tzw.”imagineeringiem”, w 2003 roku opracowałem założenia do stworzenia dwóch parków tematycznych na Górce Retkińskiej w Łodzi, parku typu film show i parku miniatur. Była też realna szansa na przyciągnięcie do Łodzi dużego inwestora, jakim była m.in. firma Tivoli Interational z Kopenhagi. Niestety wtedy zwyciężyła koncepcja, że miasto musi postawić na sektor AGD. Ponieważ za tą opinią stała marka McKinseya, który opracował strategię dla Łodzi, władze wybrały ten kierunek, przyznając później nieoficjalnie, że niezrealizowanie parku było błędem.
Parki rozrywki to biznes, ale i promocja zarówno miasta jak i regionu, o czym mogą świadczyć przykłady z zagranicy. Powierzchniowo niewielki park Tivoli w Kopenhadze odwiedza ponad 4 miliony osób rocznie. Miejski park Liseberg w Goteborgu odwiedza blisko 3 miliony turystów rocznie. Jak właśnie poinformował mnie dyrektor tego parku, z okazji przypadającej tym roku 90 rocznicy jego otwarcia, zainwestowano tam kolejne 24 miliony Euro. Ale są też polskie przykłady. Fenomenem na skalę krajową stała się inwestycja w park dinozaurowy w Bałtowie, która przyciąga w ostatnich latach, łącznie z innymi nowymi atrakcjami, do tej niewielkiej, nieznanej wcześniej szerzej miejscowości ponad 600 tysięcy turystów rocznie.
Skoro takie atrakcje to taki dobry biznes, po co w ogóle zwracać się do władz miejskich?
Nigdy nie uważałem, że to miasto powinno być inwestorem strategicznym tematycznego parku rozrywki, powinno jedynie stworzyć warunki do jego realizacji. Trudno sobie wyobrazić tak dużą powierzchniowo inwestycję, wchodzącą z miastem w tak dużą symbiozę, bez przychylności lokalnych władz i współpracy chociażby na polach infrastruktury, komunikacji czy promocji. Żaden inwestor nie rozpocznie takiej inwestycji bez zawarcia odpowiedniego porozumienia z władzami lokalnymi, a w przypadku dużych inwestycji również na szczeblach regionalnych i centralnych.
Nie udało się w Łodzi stworzyć parku miniatur ani parku filmowego. Co było dalej?
Bardzo żałuję parku filmowego, ale nie rezygnuję z tego pomysłu. Łódź to miasto filmowe, taki park tematyczny znakomicie wpasowywałby się w tę piękną i znaną na świecie tradycję. Ciągle wierzę, że może on powstać w zmienionej formule jako atrakcja indoor na terenie Nowego Centrum Łodzi, w obrębie EC1 Wschód lub na terenie dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych, gdzie niezwykle dynamicznie tworzy nowe obiekty firma TOYA.
Przykład parku miniatur w Inwałdzie, który został wybudowany kilka lat później niż pojawiła się nasza inicjatywa w Łodzi wskazuje, że to był bardzo dobry trop.
Na prośbę prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej opracowałem także społecznie projekt interaktywnego muzeum sportu. Pierwotnie miało być zlokalizowane w Atlas Arenie, a po podjęciu decyzji o budowie nowego stadionu, w jego obrębie. Chodzi o to, żeby taki wielki obiekt sportowy był wykorzystywany nie tylko przez kilka godzin w tygodniu podczas imprezy sportowej czy rozrywkowej, ale żeby pracował na swoje utrzymanie codziennie.
Opracowałem także koncepcję tzw. Wielkiego Zdrowia, czyli bardzo dużego kompleksu rekreacyjnego w Łodzi na Zdrowiu, Górce Retkińskiej i Brusie, którą przedstawiłem władzom miasta w trzech odsłonach zaczynając od 2003 roku. Jakieś przebłyski, że te pomysły zostały docenione przez władze miasta można zauważyć w niektórych decyzjach dotyczących ZOO i Ogrodu Botanicznego i ogłoszeniu idei tworzenia kompleksu rekreacji na Zdrowiu.
Dlaczego uparł się pan na Łódź? Analizując rozmach proponowanych przez pana projektów lepszym miejscem do ich realizacji wydają się miasta bogatsze, np. Warszawa.
Dla mnie Łódź to wciąż Ziemia Obiecana, tylko trzeba uwierzyć, że jako łodzianie możemy ją doprowadzić do rozkwitu. Są przykłady, że można stworzyć coś pięknego, jak choćby wspomniana Manufaktura.
Pracowałem przy projektach w różnych miastach w Polsce i za granicą, ale jest tylko jedno miejsce, gdzie chciałbym pracować na stałe, właśnie w Łodzi, bo tutaj widzę wciąż niewykorzystany ogromny potencjał i mam nadzieję, że moje doświadczenie zawodowe zostanie wykorzystane przy realizacji projektu Nowego Centrum Łodzi. Ktoś to musi odpalić, samo się nie otworzy…