Od kiedy przeszedłem na weganizm co chwila ktoś pochyla się z troską nad moją dietą. Czasem z niedowierzaniem, czasem z oburzeniem, najczęściej z niezrozumieniem. Zawartość mojego talerza stała się nagle polem dla opinii różnych ekspertów. Poniżej zamieszczam 10 tekstów, które wciąż słyszę…
Lubię ludzi. Lubię odkrywać naszą różnorodność. Szukać wartości na styku światów
1. Nie jesz mięsa? To musisz jeść mnóstwo modyfikowanej genetycznie soi Nie wiem skąd się bierze przekonanie, że jedyną rośliną, która zawiera białko jest soja. Gdybym jadł soję na okrągło chyba bym zwariował. Owszem, mleko sojowe do kawy, rzadko jakiś sojowy produkt. Ale w moim menu soja nie przekracza 10%. Zabawne, że zazwyczaj troską o modyfikowaną genetycznie soję wykazują się ludzie, którzy sami jedzą mięso pełne hormonów i antybiotyków.
2. Ja bym nie miał czasu tyle czasu gotować Tyle to ile? Obróbka mięsa zajmuje więcej czasu niż zrobienie wegańskiego posiłku. Rzeczywiście – większość wegan spędza sporo czasu w kuchni. Najczęściej dlatego, że mają z tego wspaniałą zabawę. Ale jeśli się spieszymy, nie mamy ochoty na siedzenie przy garach – wegańskie posiłki można zrobić momentalnie.
3. Weganizm jest strasznie drogi W porównaniu do wegetarianizmu – na jedzenie wydaję 75% tego co wtedy. Porównując z budżetem z czasem kiedy jadłem mięso – myślę, że żywię się za połowę tej kwoty, którą wtedy wydawałem na jedzenie. Owszem – są na rynku drogie wegańskie produkty, ale tak samo są też drogie rzeczy niewegańskie. Kilogram warzyw jest kilka razy tańszy niż kilogram nabiału, nie mówiąc o mięsie. Szczególnie tym dobrej jakości. Dobrze te proporcje oddają np. ceny burgerów w warszawskich lokalach. Najdroższa wegańska kanapka w Krowierzywej kosztuje 15,50zł. Najtańszy mięsny burger kosztuje w lokalu obok ponad 20zł. W internecie zresztą pełno jest stron z wegańskimi okazjami w sklepach.
4. A jak liczysz czy dostarczasz swojemu organizmowi odpowiednią ilość białka Szczerze mówiąc w ogóle nie liczę. I – o zgrozo – nie liczyłem nigdy. Nawet jak jadłem mięso. Codziennie jem strączkowe, orzechy, pestki… Nie czuję niedoborów. Wiele badań pokazuje, że obecnie spożywamy za dużo białka – szacuje się, że nawet wegetarianie dostarczają swoim organizmom 200% dziennego zapotrzebowania.
5. Ja bym nie mógł bez mięsa… Też tak myślałem. Myślałem, że nie da się bez sera, mleka. Ale nie mam poczucia straty. Wiem, że w każdej chwili mogę wrócić. Wszystko mogę, niczego nie muszę. To ta zasadnicza różnica jaka nastąpiła w moim myśleniu o weganizmie.
6. Jesteś pewny, że dostarczasz swojemu organizmowi odpowiednio dużo witamin i mikroelementów? Znowu to są kwestie najczęściej podnoszone przez ludzi żywiących się w fastfoodach. Nie – nie jestem pewien. Nigdy nie byłem pewien. Bilansowanie diety (niezależnie czy wegańskiej czy mięsnej) to kupa pracy. Ja opieram się na samopoczuciu i badaniach kontrolnych, które wypadają dobrze.
7. Strasznie długo musisz robić zakupy Fakt – sporo czasu spędzam na dziale warzywnym, wiele produktów muszę dokładnie obejrzeć, bo nawet niektóre przyprawy zawierają laktozę lub inne produkty pochodzenia zwierzęcego. Za to oszczędzam czas omijając działy mięsne i z nabiałem.
8. Nie jesz mięsa, bo to teraz modne Trochę tak. Dzięki temu, że to jest modne – odkryłem, że da się inaczej. Próby podejmowałem wcześniej, ale brakowało mi czasem odwagi, czasem determinacji. Teraz – dzięki temu, że to jest modne łatwiej mi np. zjeść coś na mieście.
9. Te wegańskie produkty są tak trudno dostępne… Po pierwsze w dobie internetu nic nie jest trudno dostępne. Wchodzimy do sklepu z nieskońćzoną półką. Czarnuszka, quinoa, agar i inne cuda dostępne są na jedno kliknięcie. Ale codzienne produkty dostępne są w każdym sklepie. Warzywa, makarony, kasze, orzechy…
10. To co Ty w ogóle jesz??? Najlepsze na koniec. Pieczywo, makarony, kasze, ziemniaki, brokuły, kalafiora, cukinię, pomidory, paprykę, karczochy, fasole, cieciorkę, soczewicę, humus, falafele, ogórki, oliwę, owoce, sałaty, orzechy, pestki, czekolady (całkiem spory wybór)… Długo można wymieniać.