Najpierw trochę się bałem. Bałem się czy sobie poradzę organizacyjnie. Ogarnięcie dziecka w warunkach polowych samo w sobie jest trudne. Ale jeszcze trudniejsze jest bycie z kimś 24 godziny na dobę. Bałem się zarówno tego jak sobie poradzimy z jedzeniem, toaletą, spaniem w trudnych warunkach, jak i tego czy będę potrafił zorganizować dziecku czas. Bez komputera, telewizora i innych czasowypełniaczy.
Lubię ludzi. Lubię odkrywać naszą różnorodność. Szukać wartości na styku światów
Na festiwal przyjechaliśmy już we wtorek. Z Warszawy do Kostrzynia dotarliśmy bardzo szybko. Ale za to bardzo drogo. Na szczęcie zabraliśmy ze sobą dwie osoby, które dołożyły się do paliwa. Autostop drugiej generacji okazał się genialnym wynalazkiem. Towarzysze okazali się bardzo fajnymi ludźmi. 6 godzin minęło błyskawicznie.
Wczesnym popołudniem wylądowaliśmy na parkingu tuż poza samym terenem festiwalu. Z każdą godziną robiło się tu jednak gęściej. Auto przy aucie, namiot przy namiocie. Numery rejestracyjne z całej Polski. Od Podkarpacia po Pomorze Zachodnie. A nawet dalej – sporo rejestracji było z Niemiec.
Dwa dni przed rozpoczęciem festiwalu wydawało nam się, że już jest tłoczno. Kolorowy tłum płynął w każdą stronę. Kiedy wreszcie mój syn zobaczył Dużą Scenę z wysokości górki – wydał z siebie jęk zachwytu i zaniemówił. Potężna, kolorowo oświetlona estrada i morze namiotów.
Różnorodność
Zeszliśmy z naszej górki na główną alejkę handlową i tam spotkaliśmy prawdziwy Woodstock. Każdy chciał się wyróżnić, zamanifestować swoją inność, swoją wyjątkowość. Koszulką, zawieszoną na szyi tabliczką, strojem czy wręcz przebraniem. Mijały nas punkowe załogi, ale i ludzie w kostiumach krowy. Rodziny z dziećmi w wózku i celebrujący swą wolność licealiści. Długowłosi metalowcy i kolorowe suknie dziewczyn z Hare-Kryszna. Księża i „normalsi”. Totalna różnorodność, szaleństwo i radość z tego, że przez kilka dni nie trzeba przestrzegać konwenansów, można pokazać tę część własnego ja, którą na co dzień lepiej nie pokazywać ze względu na oczekiwania otoczenia.
Nie udało nam się zdefiniować granicy ekstrawagancji. Im większe odstępstwo od normy – tym większy aplauz i radość ze strony innych Woodstokowiczów. Ale wszystko w atmosferze wszechobecnej akceptacji dla własnych dziwactw. Dla dziecka cudowna lekcja tolerancji. Oceniania po zachowaniu, nie po stroju. Dużo o tym rozmawialiśmy. O wyrabianiu sobie własnego zdania, o uprzedzeniach.
Odpowiedzialność
Widzieliśmy mnóstwo ludzi pijących alkohol, ale nikogo agresywnego. Najbardziej „zmęczonymi” zawsze się ktoś zajął. Ludzie sprawdzali czy inni kontaktują, przykrywali leżących na słońcu, czy w skrajnych przypadkach wołali Pokojowy Patrol. Ludzie troszczyli się o siebie nawzajem. Sprawdzali czy na wypadek zgubienia mój syn ma na ręce napisany mój numer telefonu (który i tak zna na pamięć). Czuliśmy wyraźnie, że tutaj myśli się nie tylko o sobie, ale zauważa też innych. Wiele osób jeśli nie dojadło (porcje we wszystkich punktach były spore) nie wyrzucało jedzenia. Kładło je w taki sposób, żeby głodni i bez pieniędzy mogli skorzystać z idei freeganizmu. Nie bałem się rano zostawić śpiącego Jasia i pobiec na trening – sąsiedzi od razu zadeklarowali, że go przypilnują jakby się obudził. Czuliśmy się wyjątkowo bezpiecznie.
Zabawa
Bałem się czy uda mi się zapewnić dziecku dość atrakcji, ale przez 5 dni pobytu nie skorzystaliśmy chyba z połowy tego co było w ofercie Przystanku Woodstock. Popołudniami koncerty (choć i tak nie dotarliśmy na Małą Scenę), a rano zajęcia plastyczne, warsztaty teatralne, chodzenie po taśmie, skakanki czy też zabawy z piłką w strefie animowanej przez jednego z partnerów festiwalu. Co najmniej drugie tyle atrakcji jeszcze czekało na nas, ale naprawdę – nie mieliśmy czasu. Z naszego obozowiska wychodziliśmy ok. 10:00 i do północy szaleliśmy cudownie się bawiąc. Na TLove – śpiewaliśmy z Muńkiem, na Piersiach – bawiliśmy się i śmieliśmy z dowcipów frontmana, przy Skindredzie poskakaliśmy, a na koncercie Jelonka – usiedliśmy z wrażenia.
Wróciliśmy z najlepszego i najważniejszego wyjazdu w naszym życiu. Pomimo trudnych warunków higienicznych, pomimo zmęczenia, niewyspania i naprawdę dalekiej wyprawy. Wróciliśmy wyjątkowo zżyci, wygadani, pełni dobrej energii. Za rok przyjedziemy we trzech – z młodszym z moich synów. Chcemy czerpać pełnymi garściami z tak cudownego doświadczenia rozrywkowo-wychowawczego.